Kraków. Salon państwa Smolińskich
-
Wreszcie oddzwonił – powiedziała głośno elegancko ubrana starsza kobieta.
-
Cyprian?- Szpakowaty mężczyzna podniósł wzrok znad książki.
-
Tak nasz syn. Nie przyjedzie. Ma konferencje ważniejszą niż rocznica. Żyje jak anachoreta. Biblioteka i uniwersytet. Już na studiach mu tłumaczyliśmy. Oddziel pracę od prywatnych spraw.
-
On nie oddziela, bo nie ma prywatnych spraw.
-
W tym problem. To wszystko wina tego tranzytu w jego horoskopie. Kwiecień 1967 r. Wenus trygon Pluton. To jedyne sensowne wytłumaczenie jego alienacji i nieudanych relacji z kobietami. Gdyby poszedł w moje ślady, gdyby został artystą i rozwijał talent. Wernisaże, bohema, artyści. Gdybym była w jego wieku nie odpuściłabym ani jednego spotkania. Ale on nic tylko książki, oczywiście książki, książki, książki.
Profesor Smoliński głośno cmoknął przerywając żonie.
-
Skończ chcę spokojnie doczytać. Kielce. Biblioteka. Cyprian od rana siedział w czytelni głównej Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej. Bywał tu z konieczności. Biblioteka Seminarium Duchownego, która stanowiła jego stałe miejsce pracy była zbyt specjalistyczna, by mógł znaleźć tam informacje o stolicy Islandii. Dziwny list z Reykjaviku, który dotarł do niego kilka dni po śmierci Anny i nieprzeczytany zapodział się w okresie żałoby. Dopiero dziś w nocy pojawił się znowu, kiedy przepakowywał starą walizkę nieużywaną od dziesięciu lat.
Cyprian mocno się zdziwił gdy otworzył kopertę. Pismo Anny tego był pewien. Ale to nie w jej stylu. Ona nie napisałaby takiego listu. Listy Anny to były dzieła sztuki epistolograficznej: wysmakowane stylistycznie, erudycyjne, pełne symboliki i zawoalowanych aluzji. Ona nigdy nie pisała tak wprost. To raczej notatka, jaką mogła zostawić w pośpiechu. W dodatku jeszcze sugestia o anielskim pochodzeniu i duchowym przewodniku. Wszystko poza autentycznym pismem Anny oraz zapewnieniem o miłości wydawało się niedorzeczne.
- Woźny kazał panu doktorowi przekazać. Podobno jakaś bardzo elegancka kobieta zostawiła to w nocy na portierni dla pana Smolińskiego…
-
Dziękuje – bibliotekarka jakby czekała na coś. Myślała, że
Cyprian coś jeszcze powie. –
Słyszała pani, że papież choruje. - Nie.
- Proszę się modlić za jego zdrowie.
Zaraz po wyjściu Cypriana bibliotekarki zaczęły o nim plotkować.
- Uwielbiam kiedy pan Smoliński przychodzi – powiedziała młodsza koleżanka do bibliotekarki, która przekazała mu notatkę. –
Mogłabym na niego patrzeć godzinami. Jest przystojny. Zmarnuje się jako ksiądz.
-
Nie marudź. Jakaś kobieta przyniosła mu w nocy ten liścik. Ciekawe co to za jedna i co było w środku?
-
Gdyby tylko popracował nad brzuchem byłby idealny. Kiedyś na mnie tak dziwnie spojrzał. Jego oczy są takie głębokie…
-
Jak twoje złudzenia! – przerwała starsza poprawiając włosy.
-
Owoc zakazany smakuje najlepiej. - wypinając język. Gdyby nie szminka pewnie oblizałaby usta.
- Nie interesuj się nim tak bardzo. Twój mąż może powinien wreszcie dowiedzieć się o twoich flirtach.
- Jesteś okropna. Nawet nie wolno pomarzyć. Kielce. Seminarium.
W drodze powrotnej do seminarium mieszczącego się przy ulicy Jana Pawła II Cyprian odczytał kartkę z informacją. Brat Franciszek nie zajmował się działalnością naukową, więc Smoliński nie miał zbyt wielu okazji, aby z nim rozmawiać. Postanowił załatwić tą rozmowę od razu. W centrum Kielc można z łatwością poruszać się pieszo między ważniejszymi instytucjami. Przejście z biblioteki do seminarium nie zajęło mu więcej jak kwadrans. Brat Franciszek zawsze był w tym samym miejscu.
-
Bracie Franciszku! – zawołał Cyprian wchodząc do seminarium. –
Gdzie możemy spokojnie porozmawiać. Co to za pilna sprawa?