To było straszne i przerażające. Stryj nie mógł dojść do siebie, po nocnej akcji. Nie chodziło wcale o nadnaturalne zdarzenia, jakie towarzyszyły odbijaniu zakładników. Falujące ściany, powracający ciągle do żywych SS-man, czy stado szczurów, które układało się ludzką twarz - to wszystko owszem budziło grozę, ale było niczym z horrorem rzeczywistości.
Te wszystkie nadnaturalne zdarzenia, Konstanty mógł zrzucić na karb swojej wybujałej wyobraźni, zmęczenia, czy też zwykłych przewidzeń.
Jednak to, że mała dziewczynka umarła, a Tunia zniknęła było niezaprzeczalnym faktem.
Przerażającym i dołującym faktem.
Cała ich misja, to była jedna wielka klęska. Tarcza uważał inaczej i nawet im gratulował. I choć zakrawało to na paranoję, czy wręcz wredny sarkazm, to Stryj nie zamierzał dyskutować na ten temat z dowódcą. Wiedział, że nie miało to żadnego sensu.
Po nocnej akcji, Konstanty nie zamierzał się z nikim kontaktować. Im mniej jego bliscy wiedzieli o nim i o tym, co się stało tym dla niech lepiej. Wiedział, że matka i tak będzie miała kłopoty, ale w obecnej sytuacji nie mógł nic zrobić.
Postanowił tylko napisać krótki list do niej, aby nie przysparzać jej zmartwień. “Kochana mamo,
jestem cały i zdrów. Co by się nie działo i co, by nie mówili nie martw się. Napiszę więcej, jak tylko będę mógł.
Twój Konstanty”
Liścik przekazał Tarczy, aby ten z pomocą jakiegoś gońca dostarczył go jego matce. Tyle mógł w tym momencie zrobić.
Pogodzony z faktem, że jego dotychczasowe życie legło w gruzach udał się wraz z resztą oddziału do leśnej kryjówki.
Był przygnębiony i przybity i wcale nie cieszył się ani z przydziału, ani z osoby dowódcy. Miał tego wszystkiego dość. Wiedział jednak, że to nie koniec.
Wojna wciąż trwała, a sprawa małej Sybilli będzie prześladować go do końca życia.
__________________ "Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman |