Krzyk roznosił się pośród cienkich ścian wieżowca. Nikt nie miał zamiaru zwracać na to uwagi, obojętność nie szukała powodu po prostu wisiała nad tym miejscem, a może nawet nad całym przeklętym Chicago. Pomimo króliczego serca , wysoki mężczyzna posiadał wprawne dłonie, odkrył to szybko łapiąc jeden z palców agresora , który po chwili oporu chrzęstnął wznosząc wielki krzyk. Napór momentalnie zmalał a ćpun złapał się za palec wyrywając się momentalnie do tyłu. W tej chwili marzył o kolejnej działce mającej zabrać to całe skumulowane zło , zamienić je w błogą gęstą przyjemność , zapomnieć o skomplikowanej sytuacji a następnie wybiec z miasta, przekroczyć jego mur. Kayle miał czas na wstanie i ostateczny atak. |