Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-03-2013, 23:14   #1
Zapatashura
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
[Historyczna] Papieskie ziemie, papieskie kłopoty 18+

Kwiecień roku pańskiego 1500 był bardzo ciepły i zwiastował nadejście upalnego lata. Na razie był jednak miłą odmianą po chłodnej zimie i deszczowym marcu. Szczególnie ten dzień miał dobrze zapisać się w pamięci mieszkańców Rzymu. Wieść o uczcie, którą wystawić zechciał Cesare Borgia rozeszła się w mieście z prędkością wichury i plotkowali o niej wszyscy, od ulicznych przekupniów, przez cyrulików aż do możnych. W efekcie pod Pałac Apostolski trudno było dotrzeć przez tłumy gapiów, którzy chcieli choć oczy nasycić widokiem bogatych i wpływowych.

1

Sytuacji w żadnej mierze nie poprawił fakt, że papież nakazał służbie rozrzucić biedakom chleb przed pałacem, aby pokazać Rzymianom, że Kościół dba o swe najbiedniejsze dzieci. Skończyło się to oczywiście okazyjnymi bójkami i jeszcze większym ściskiem.

do Roberto Tavaniego

Z okna pałacu przyglądał się temu patriarcha Konstantynopola, Giovanni Michiel. Wiek nie obszedł się z biskupem lekko, ale i on sam się nigdy nie oszczędzał, zarówno w pracy jak i w przyjemności.

2

-Mięso na pańskim stole, ochłapy dla kmiotków – powiedział smutno, ni to do siebie, ni to do stojącego przy nim Roberto Tavaniego. -Dobrze, że chociaż tyle Hiszpan zrobił dla biedaków.
Hiszpan, czyli papież Aleksander. Michiel co prawda poparł go podczas konklawe, ale ostatnimi laty nie krył przed swymi zaufanymi rosnącej pogardy dla obecnie panującej głowy Kościoła. Od lat starał się nakłaniać papieża do udostępnienia pieniędzy na budowę lecznicy dla biednych i na wydawanie posiłków ubogim pielgrzymom, lecz kościelny skarbiec otwierał się tylko, gdy w grę wchodziły wojny, spiski, lub uczty. Przeciw czemu biskup Giovanni protestował, chociaż niezbyt głośno, gdyż we wszystkich tych trzech sprawach szczerze się lubował.
-Prostaczkowie biją się o suchy chleb, a Borgiowie ucztują ku chwale Francji. Pomyślałby kto, że znowu serce Kościoła przeniosło się do Awinionu – utyskiwał. -Chodźmy zatem, mości Tavani. Nim waszych słów raczy wysłuchać Hiszpan, będziecie musieli zdobyć jakieś poparcie- patriarcha Konstantynopola miał na myśli główny cel przybycia Roberto do Rzymu – problemy Wenecji z Ottomańską zarazą.

do Lukrecji Medycejskiej

Los to kapryśna pani. Jednego dnia jest się florencką eminencją, a nazajutrz po śmierci ojca trzeba opuścić swój pałac i uciekać z własnych ziem. Jednego dnia jest się żoną Przeora Gildii Florenckich, a drugiego ma się w domu męża pogrążonego w depresji i przejadającego swój majątek. Ród, swego czasu tak wpływowy, pogrążył się w niemocy i desperackiej walce o własne przetrwanie. Doskonałym przykładem takiej samolubnej walki był kardynał Giovanni de'Medici, który powrócił niedawno do Włoch po wieloletniej tułaczce po Cesarstwie Rzymskim, Nederlandach i Francji.

3

Co dziwne jednak, nie spotkał się ze strony papieża Aleksandra VI ze wzgardą i kpiną, lecz serdecznością i gościnnością. Osiadł w Rzymie, a teraz gościć miał na papieskiej uczcie. Prawdziwy uśmiech losu.
Który kardynała niezwykle niepokoił, przez co na ucztę wybierał się ze swą siostrą Lukrecją.
-To może być dla nas dobry omen, ale równie dobrze cios w plecy siostro – mówił Giovanni, kiedy jego powóz toczył się po ulicach Rzymu. -Nie byłbym pierwszym człowiekiem otrutym przez Borgię- snuł swoje czarne myśli i wyraźnie się pocił. Lukrecja była mniej sceptyczna, choć gdyby zdradziła tego powód, pewnie zostałaby wyrzucona z powozu tu i teraz. Zwyczajnie nie uważała, by jej brat się liczył. Przez blisko sześć lat nie zdołał zagrzać ławy w aż trzech królestwach, toteż jego wpływy i pozycja były wątpliwe. Nie stanowił dla papieża żadnego zagrożenia, prędzej był potrzebny jako marionetka. A dobrych marionetek się nie wyrzuca, czego próbowała nauczyć swoje dzieci.

do Carminy di Betto

Przedarcie się przez tłum to niełatwe zadanie, szczególnie dla młodej, drobnej kobiety. Strach pomyśleć, co by się stało, gdyby nie tarasująca drogę straż i inni goście. Do uczty co prawda zostało trochę czasu, lecz Carmina nie mogła sobie, przy swej pozycji, pozwolić na najdrobniejsze nawet spóźnienie. „Jestem o jedno miejsce wyżej od kurtyzany, a niżej od wędrownej cyrkówki” -jak zwykła sobie żartobliwie powtarzać. Artystom nigdy nie jest łatwo, nauczycieli docenia się zbyt późno, a gdy połączy się te dwie profesje... lepiej spuścić na to zasłonę milczenia. Dzisiaj Cesare zgromadził prawdziwą śmietankę towarzyską, di Betto nie mogła zatem nie przyjść. Zawsze przydałby się nowy mecenas, strumień pieniędzy od byłego kochanka mógł bowiem wyschnąć bez ostrzeżenia. Roztropna kobieta nigdy nie powinna być zależna od jednego mężczyzny. Uczta odbyć się miała w ogrodach, toteż Carmina musiała przejść przez korytarze Pałacu Apostolskiego, by do nich dotrzeć. I właśnie na korytarzu spotkała nie kogo innego, jak samego gospodarza.

4

Jakże inaczej wyglądał w kondotierskiej zbroi niż w kardynalskich szatach. Dumny, władczy i co nawet ważniejsze, przystojny. Serce Carminy zabiło mocniej, chociaż wiedziała, że ta łódź odpłynęła już dawno – w końcu Cesare był żonaty z Carlottą d’Albert. Nie przeszkodziło mu to jednak rozpromienić się na widok Carminy. Uśmiech, który pojawił się na jego twarzy był pełen zadowolenia.
-Panna di Betto – zawołał radośnie, ale jednak formalnie. - To prawdziwa radość cię widzieć. Tylko czemu idziesz sama? – zwrócił się w kierunku gwardzistów, pełniących wartę przy schodach. -I na cóż stoicie jak osły? Niech was diabeł ogonem nakryje, nie godzi się by dama chodziła bez eskorty – wybuchł nagle gniewem, który jednak szybko wygasał. -A zresztą czort z wami! Pozwoli panna, że odprowadzę ją do ogrodów osobiście?

do Marco Viscontiego

Gdy pierwsi goście przybywali do Pałacu Apostolskiego, Marco Visconti już na nich czekał, a to dlatego, że został uhonorowany tytułem honorowego strażnika. W praktyce oznaczało to tyle, że wolno mu było nosić broń w towarzystwie papieża i bez konsekwencji przywalić w mordę każdemu, kto by mu się nie spodobał. A przynajmniej tak twierdził Giulio Orsini, jeden z kondotierów Cesara Borgii, któremu na uczcie przypadł paskudny obowiązek pełnienia honorowej straży.

5

Pozornie oba pojęcia: honorowy strażnik i straż honorowa, były podobne, ale wiązały się z zupełnie innymi obowiązkami. Orsini musiał dzisiejszego wieczoru pozostać trzeźwy jak niemowlę i doglądać wart gwardzistów, odpowiadając za bezpieczeństwo, a Visconti mógł pić, hulać i cieszyć się z łaski i uznania przełożonego... przynajmniej przez jakiś czas. Ludzie Viscontiego przeszli niedawno w stan aspetto, a co gorsza nic nie wskazywało na to, by ich condotta miała zostać przedłużona. Tym samym Marco stał się dowódcą bez wojska, a papieska uczta stawała się szansą znalezienia kogoś, kto potrzebowałby jego usług.
-Nie przejmuj się Visconti – mówił jednak Giulio. -Valentino cię polubił i z głodu ci zemrzeć nie da – ulubieni kondotierzy Borgii, zwykli mówiąc o nim, korzystać z przydomka.
A skoro już o księciu Walencji mowa, to Marco nigdzie go jeszcze dzisiaj nie widział, mimo tego, że to Cesare tak naprawdę wydawał dzisiejszą ucztę. Bardzo dziwne biorąc pod uwagę fakt, że pojawiali się już pierwsi goście.


Ogrody watykańskie mieniły się głównie dwoma kolorami – zielenią krzewów i traw, oraz bielą obrusów na licznych i suto zastawionych stołach.


Mięsiwa, owoce i karafki z winem sprawiały, że niektórzy goście z trudem przełykali napływającą do ust ślinę. A gości było niemało, kardynałowie, biskupi, kondotierzy, oficerowie, szlachcice, oraz goście wieczoru: francuscy posłowie. Ubrani jednolicie w wykwintne, błękitne szaty wyróżniali się mocno na tle Włochów. O ile jednak mogli czuć się nieswojo w obcym sobie towarzystwie, to gospodarze nie ułatwiali im życia, stawiając ich w centrum uwagi. Sam papież określił ich tymi słowami, wstając od stołu i unosząc kielich z winem:

6

-Zaprawdę chrześcijańskim duchem trzeba się wykazać, aby wojnę prowadząc, unikać rozlewu krwi. Podwładnym Korony Francuskiej sztuka się ta udała, gdy zdobywając Novarę, nie upuścili ani kropli krwi obrońców. Oby przykład ten powtarzany był, ilekroć do wojny dojść musi.
Nikt naturalnie nie ośmielił się wspomnieć, że większa w tym była zasługa Szwajcarów niż Francuzów i że król Ludwik rozlewu krwi wcale nie unikał. Zresztą większości obecnych polityka interesowała mało, o ile akurat nie przemierzała stalowym butem po ich włościach. Milan i Neapol były dla nich dostatecznie daleko, a półmiski z jadłem w zasięgu ręki. Ci zaś którzy nie jedli rozglądali się po obecnych węsząc polityczne i towarzyskie szanse. Carmina di Betto została usadzona przy kardynale Alessandro Farnese, którego słabość do sztuki była powszechnie znana. Wśród obecnych wyłowiła też okiem Lukrecję de'Medici, żonę Jacopo Salviati'ego, poprzedniego przeora Gildii Florenckich, które zajmowały się między innymi handlem dziełami sztuki, a także Alfonsa d'Este, syna Herkulesa I d'Este, znanego mecenasa.

Marco Viconti dość szybko znalazł się w żołnierskim towarzystwie, przy najnowszych kondotierach Borgii: Oliverotto Euffreduccim i Vitelozzo Vitellim. Towarzystwo to trochę go kuło, szczególnie wobec plotek o tym pierwszym. Całkiem słusznie, bowiem jak w przyszłości napisać miał o nim Niccolo Machiavelli:
Cytat:
Otóż Giovanni nie zaniedbał żadnych starań
na korzyść krewniaka i uzyskał uroczyste przyjęcie go przez
mieszkańców Fermo. Oliverotto zamieszkał w jego domach,
gdzie przepędził kilka dni, zajęty przygotowaniem tego, co
mu było potrzebne do jego przyszłej zbrodni; następnie zaś
wydał uroczystą ucztę, na którą zaprosił Giovanniego
Fogliani i wszystkich znakomitych obywateli Fermo. Po
spożyciu uczty i po zabawach, zwyczajnych w podobnych
okolicznościach, wszczął Oliverotto umyślnie poważną
rozmowę o potędze papieża Aleksandra i jego syna Cezara
tudzież o ich przedsięwzięciach. Gdy Giovanni i inni wzięli
udział w rozprawie, ten naraz powstał ze słowami, że o tych
rzeczach należy mówić w bardziej sekretnym miejscu, i udał
się do jednej z komnat, dokąd podążyli za nim Giovanni i
wszyscy inni obywatele. Ledwo usiedli, gdy z kryjówek
wypadli żołnierze i zamordowali Giovanniego i wszystkich
innych.
Szukał tedy Visconti wzrokiem innego towarzystwa, aż wypatrzył Alfonsa d'Este.

7

Lukrecja Medycejska na razie nie bawiła się zbyt przednio, siedząc zbyt blisko kardynałów, którzy nie mogli się zdecydować, czy być skromni i bogobojni, czy też żreć bez opamiętania. W efekcie raczyli się głównie winem, które było przecież prawie krwią Chrystusa. I tkwiła tak między swym bratem, a kardynałem Orsinim, zaś naprzeciwko francuskiego posła nazwiskiem Pierre de Graveson, o ile dobrze wypowiadała obco brzmiące nazwisko.

8
-Nasz pielgrzym Giovanni bardzo skąpi nam opowieści ze swych podróży – zagadnął stary kardynał, zwany Orsino, a w jego głosie dość łatwo było wyczuć kpinę, którą najwyraźniej przez alkohol trudno było staruszkowi ukryć. -Lecz swojej siostrze zwierzył się na pewno.

Roberto Tavani trzymany był na razie blisko boku patriarchy Konstantynopola, który póki co trzymał się z dala frykasów na stole, lecz wiadomo było, że jego silna wola nie wytrzyma długo. Obecnie jednak dyskretnie wskazywał Tavaniemu tego, czy tamtego biesiadnika.
-Kardynał Orsini, który zanudza teraz swoją obecnością tamtą biedną damę, jest bliski papieskiego ucha. Gdy poprzedni król Francji radził odwiedzić Rzym, razem z papieżem przebywał w Orvieto. Był także legatem u króla Ludwika, jego wpływów tedy nie można nie docenić. Dla kontrastu, obok siedzi pielgrzym de'Medici, który według mnie nigdy do niczego nie dojdzie i wszystko co teraz ma, zawdzięcza Jego Świątobliwości – stwierdził. -Spoza Kościoła warto, byś spojrzał w kierunku młodego d'Este. Jego ojciec ostatnimi czasy wkupuje się w papieskie łaski. Gdybyś podczepił się pod ten korowód, mógłbyś się dobrze umościć. Jeśli cię zaś ręka świerzbi, spróbowałbym porozmawiać z którymś z Orsinich, Giulio albo Paolo. Służba u kondotiera to nie wstyd, a znalazłbyś się blisko papieskiego syna. Tylko jak na złość, żadnego z nich nie widzę – westchnął i z rezygnacją sięgnął po dziczyznę. Dość długo już wytrzymał w swej wstrzemięźliwości.

________________________________________
1 – kadr z serialu „Rodzina Borgiów” S01E01
2 - Old Man - Steeve by Karan shetty
3 - Stephen Noonan w serialu „Rodzina Borgiów”
4 – Cesare Borgia w grze Assassin's Creed: Brotherhood
5 – A Condotierre, autorstwa lorda Fredericka Leightona
6 – Rodrigo Borgia w grze Assassins's Creed: Brotherhood
7 - Portret Francesco d'Este, autorstwa Rogiera van der Weydena
8 - Derek Jacobi w serialu „Rodzina Borgiów”
 

Ostatnio edytowane przez Zapatashura : 24-03-2013 o 21:12. Powód: Dodanie przypisów
Zapatashura jest offline