Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-03-2013, 16:12   #1
Dragor
 
Dragor's Avatar
 
Reputacja: 1 Dragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłość
[Autorski]Soldiers of the Round Table



Beltane. Noc Ognia.
Ogniska wokół Stonehenge huczały rozświetlając noc czerwoną łuną. Zdawało się że niemal całe wzgórze płonie. Ludzie ubrani w biel tańczyli radośnie dookoła ogni zgodnie z ruchem słońca na niebie. Druidzi byli na tyle mili iż przygotowali ucztę dla świętujących. W końcu takie imprezy jak ta były okazja by zapomnieć o ciężkim życiu w odrodzonym świecie magii i porządnie się wyszaleć nim wróci się do monotonii codzienność.
Sam krąg był kompletny. Trzy lata temu został odbudowany przez magów wraz z zewnętrznym kręgiem i palisadą. Był on darem od starych bogów jak to się czarnoksiężnicy wyrazili. Tak naprawdę chodziło tu o umowne zakończenie wojny między trzema państewkami przegapiając do Stonehenge. Królowie Jakub, Markus i John może najlepszymi z ludźmi nie byli, ale całkiem nieźle utrzymali porządek na swoich ziemiach.

Kilku żołnierzy spod ich komendy kręciło się między świętującymi. Beltane to miłe święto, ale o rozróby nie trudno. Druidzi mieli paskudny zwyczaj wykorzystywania okazji podczas bójek na ich terenie dla żywych ofiar dla co bardziej mrocznych bóstw. Nikt im tego zabronić nie mógł, żadne władca nie chciał mieć na karku wściekłych kapłanów władających magią, ani gniewu bogów nocy, wojny czy czegoś tam w tym temacie.
Zamiast tego najemnicy od czasu do czasu kogoś "uspokoili" i wszyscy byli zadowoleni. Ludzie mogli się dalej bawić, a jeśli chodzi o ofiary druidzi dostaną skazańców od któregoś z królów.

Ta noc jednak była inna od poprzednich. Pod głazami kręgu stały miecze. Każdy z nich był inny, nawet japońska katana była między nimi. Ich wypolerowane ostrza odbijały płomienie ognisk i tańczących ludzi, jednak ludzie zdawali się ich nie zauważając. Przechodzili obok nich obojętnie jak by nie istniały. Jednak kilku żołnierzy najemników i wolnych strzelców którzy brali udział we święcie widziało je z daleka. Ostrza zdawały się przyciągać ich w jakiś dziwny sposób. Wydawały im się znajome, choć każdy z nich z ręką na sercu, że nigdy wcześniej ich nie widziało.
W końcu ciekawość sprawiła iż weszli między monolity, każdy w kierunku broni, która przywoływała ich niemal niczym szept wypowiedziany prosto w ucho. Kapłanki piłujące ognia na ołtarzu obdarzyły ich tylko przelotnym spojrzeniem. Nikt ich nie zatrzymał.
Gdy dłonie zacisnęły się na rękojeściach coś pękło. Niczym rzeka uwolniona z przerwanej tamy ich umysły zalały wspomnienia. żyli już kiedyś. W czasach podobnych do tych, kiedy magia tętniła rytmem natury. W czasach rycerzy i królów. W czasach największego z znanych królów. Króla Artura z Abilonu.
Byli Rycerzami Okrągłego Stołu, wojownikami o sprawiedliwość i wolność ludzi. Z Arturem jako przywódcą zjednoczyli ziemie Zielonych Wysp tworząc królestwo jakiego nigdy wcześniej nie było. Unia królów niczym Unia Europejska która nie istniała od sześciu lat.
Spojrzeli na siebie. Dalej byli tymi samymi ludźmi co kilka chwil temu. Jednak czuli tak jak by zbudzili się z głębokiego snu. Świadomość przeszłych wydarzeń przyszła z jedną niesamowitą myślą. Czy ponownie może być tak jak kiedyś? Czy ludzie mogą znów żyć w zgodzie obok siebie pod jednym sztandarem? Zdawało się że tak. Jeśli tylko odnajdą swego Króla.
Sokor oni wrócili, to dlaczego by nie on? W końcu wedle legendy w chwili największej potrzeby miał powrócić i ponownie zjednoczyć ziemie Abilonu. Czas nie mógł być lepszy.
A przy okazji... Magia mieczy wydawała im się znajoma. Uczucie jakiego doświadczyli przypomniało tę które zwykle rozsiewał Merlin, doradca króla rzucając swoje zaklęcia. Co ciekawe większość ludzi wyobrażała sobie go jako sędziwego starca o wielkiej mądrość. Oni pamiętali jako nigdy nie starzejącego się gościa, na oko koło dwudziestki z uśmieszkiem który mówił "wiem coś ważnego, ale wam nie powiem!". Ogóle był z niego wkurzająca osobistość. Pewnie siedział gdzieś w tłumie naśmiewając się z nich. Na jego pomoc nie było co liczyć, ale miło by było dać mu w kość za każdy raz gdy za pomocą magii ograł ich w kości i za każdy dowcip jaki im zaserwował bez wyraźnego powodu.
 
__________________
Gallifrey Falls No More!
Dragor jest offline