Przyszli!
Zatrzymali się na skraju skarpy. Jeden z nich wygasił papierosa. Dmuchnął jeszcze tylko mgiełką dymu. Drugi zaciągnął by przeładować. Zgrzyt rozniósł się aż do wąwozu. Może i go usłyszeli. I co z tego. Uciec niema dokąd. Trzeci zmrużył jedno oko, a drugie przystawił do lunety. Oparł policzek na rękojeści. Skierował broń w najjaśniejszy punkt. Był to płomień ogniska. Chwilę później skierował broń dwa stopnie w lewo. Celem stał się człowiek dokładający do paleniska. Ładnie podświetlona sylwetka, blaskiem płomieni. Twarz czerwona od żaru. Jeden z wędrowców był już blisko. Czuł ich. Nawet nie musiał widzieć. W tych czasach ludzkie zapachy roznosiły się dość daleko. Każdy z tych dżentelmenów nocy obrał sobie swój cel. Nikt nie określał go z góry. Nie omawiali planu. Każdy robił swoje i nigdy nie wchodzili sobie w paradę. Jak dograny zespół. Każdy gra swoje, ale razem wychodzi harmonia. Harmonia unicestwienia , zgładzenia, zniszczenia. Wszystkiego co oddycha i co się rusza. Dokończenia tego co nie zostało skończone.
Wycięcia w pień całej ludzkości.
Co z tego maj? Po co to wiedzieć. Czy to w imieniu boga, szatana, czy innych psychicznych skrzywień. Morale, może i mają. Ale jakieś swoiste, nie etyczne, nie ludzkie. Może to lubią. To jak nóż przecina skórę, upuszcza krwi, spływa po szyi. Zabarwia okurzoną, brudną, śmierdzącą odzież. Uwielbiają patrzeć , jak kula przebija człowieka, jak ofiara pada na ziemię. To jak woła przed śmiercią lub krzyczy. Jak nóż po wyciągnięciu powoduje wytryśnięcie krwi. Czy może jak z ostrza krew kapie. Może wtedy wpadają w trans, czy ich dusza się upaja tym.
Chodzą po pustkowiach Meksyku. Poprawiają to co ktoś spaprał. Nie wybił ludzi!
Istotna informacja zastanawiałam się dlatego wcześniej nie było wzmianki wszystko się dzieje w Meksyku. |