Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-03-2013, 11:06   #3
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Światła są dla ludzi, a nie ludzie dla świateł.
Oczywiście nic nie jechało, a on, jak dureń musiał stać i czekać. Czekać. Czekać.
Pewnie że by przeszedł, nie zważając na śliczny czerwony kolorek, ale nie sądził, by wyczyn ten mógł ujść bacznym oczom czyhających w pobliżu strażników miejskich. A nawet gdyby urok osobisty pozwolił mu wymigać się od mandatu, to i tak czekałoby go kazanie, które z pewnością zajęłoby kilka zmian świateł. A wtedy spóźniłby się na bank.
Lepiej było nie ryzykować.

Doczekał się wreszcie upragnionej zmiany.
I miast przejść na drugą stronę zatrzymał się jak wryty na środku ulicy, słysząc znajomy głos i słyszane dawno temu słowa. Istne deja vu.
Jaja ktoś sobie robił? Ale jakim cudem? Nikt nigdy się nie dowiedział, że to jego robota. I nie istniał nikt, kto mógłby go w jakikolwiek sposób powiązać z tym całym zerwaniem. Odwrócił się, zerkając skąd dochodził dźwięk. Zwidy jakieś. Była tam. Widział ją zupełnie tak, jak tamtego dnia. Potrząsnął głową. Obraz zniknął, zastąpiony widokiem ostatnich mijających go przechodniów. Gdyby wierzył w coś takiego, jak sumienie, to pomyślałby, że to jego głos. Na dodatek poparty wizją. Zabawne.

Pokręcił głową. Nie miał czasu ani ochoty na rozpatrywanie omamów. Nie miał zamiaru się spóźnić. Nigdy się nie spóźniał. No i na dodatek zaraz mogło się zmienić światło, a randka ze strażnikami miejskimi nie leżała w jego planach. Z rozpędzonym samochodem również.

Nim zrobił krok poczuł, jak jego stopy zaczynają zapadać się w pękającym asfalcie.
“Cholerne polskie drogi”, pomyślał i poczuł jak się grzęźnie głębiej. Coraz głębiej. Niczym w bagnie lub lotnych piaskach. Raczej to drugie, bo nie czuł wody w butach. Grunt pod nim dygotał. Katowice! Kopalnie? Zapadliska? Szkody górnicze? Bo nie trzęsienie ziemi.
- Co tu się...
Nie zdążył dokończyć zdania. Słowa uwięzły mu w gardle. W ułamkach sekundy ziemia unieruchomiła mu nogi aż po biodra. Podnosiła się wyżej, coraz wyżej, by wreszcie go połknąć.
“Co czuł Jonasz”, pomyślał w ostatniej chwili, usiłując zatkać dłonią usta i nos, by rozpaczliwym gestem ochronić je przed wszechobecną ziemią. Chyba pierwszy raz w życiu poczuł panikę, która z jego zaciśniętego gardła wydarła głośny krzyk. Zaraz potem zabrakło tlenu. Zgasły wszystkie światła.

***

Żył.
Bolały go kości, a to oznaczało, że żył. I mógł oddychać. Na dodatek nie czuł morderczego uścisku usiłującej udusić go ziemi.
Czyli wyciągnęli go. Jasne. Katowice, kopalnie dokoła, górników w bród. Ciekawe, jak długo był pod ziemią. I jakie będą skutki tej speleologicznej wyprawy mimo woli.
A może było inaczej? Może utrzymał go ten ktoś? W ostatniej chwili czuł czyjąś rękę. Jakby ktoś chciał go wyciągnąć. Może mu się udało. Trzeba będzie podziękować przy okazji.
Ale co tam. Najważniejsze było to, że żył. Za wypadek losowy nikt nie mógł mieć do niego pretensji.
Ciekawe, czy jego ubezpieczenie obejmuje takie przypadki.
Leżał spokojnie, nie otwierając oczu, rozkoszując się możliwością oddychania, chociaż powoli zaczął się dziwić, że nie słyszy odgłosów jakie powinny się rozlegać w każdym normalnym szpitalu. Wózki, głosy pielęgniarek, lekarzy, maszynerii wszelakiego rodzaju. A tu nic. Tylko w oddali słychać było odgłosy grzmotów.
I było zimno. Cholernie zimno. Jak w chłodni prosektorium.
Tylko czemu pod palcami czuł ziemię?

Otworzył oczy... i odetchnął z ulgą, nie widząc nad sobą metalowego wieka. Podświadomie tego właśnie zaczął się spodziewać. Że go zamknięto w metalowym pudle i schowano do zamrażarki.
Sekundę później radość ustąpiła zaskoczeniu. Chmury? Brązowe?
Zerwał się na równe nogi rozpaczliwie usiłując pozbyć się z twarzy ziemi i fragmentów pokruszonego asfaltu. Wypluł chrzęszczące w zębach drobinki piachu.
Rozejrzał się dokoła.
Katowice to z pewnością nie były. Plutonia jakaś, czy co? Dinozaury zaraz się pojawią?
Miast jednak przedpotopowych stworów ujrzał... dziewczynę. Trochę upapraną i mocno przykurzoną, ale ładniutką. "Pocieszające", pomyślał. Ostatecznie widok młodej kobiety był o wiele przyjemniejszy niż ujrzenie nad sobą paszczy T-rexa, ewentualnie pochylonego nad tobą patomorfololga ze skalpelem w dłoni.
Dziewczyna wyglądała na równie zagubioną, jak on.
- Chyba nie - odparł po krótkiej chwili zastanowienia. Wyciągnął rękę. - Konrad - przedstawił się, zakładając, że część konwenansów można w takiej dziwnej sytuacji wyrzucić do kosza.
- Felicja. - Oddała uścisk, pewny, spokojny.
- Może właściciel tego psa coś wie? - powiedział nieco niepewnie, spoglądając w stronę, skąd dobiegało szczekanie. W oddali majaczyła sylwetka ludzkiej postaci i skaczącego wokół niej zwierzaka. A mógłby się założyć, że jeszcze przed chwilą w tamtym miejscu była goła ziemia. Spadli z chmur, czy wyskoczyli nagle zza płaskiego jak deska horyzontu?
Podniósł i otrzepał swój neseser.
- Idziemy spytać? - zagadnął współtowarzyszkę niedoli. - Zanim znikną, tak jak się pojawili?
- Idziemy!
- odpowiedziała zdecydowanie i pierwsza ruszyła w stronę tajemniczej pary.
Dogonił ją dopiero po paru krokach.
 
Kerm jest offline