Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-03-2013, 17:05   #1
GreK
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
[storytelling] Wieża Czterech Wichrów.

Kontynuacja sesji Wilczy Pazur.

Sen to zło - nie ma złudzeń.
Sen ogarnął wszystkich ludzi.
Czarno wokół, miasto śpi.
Nikt nie może się obudzić.
Kot na dachu, szczur w kanale.
Księżyc budzi mundurki białe.
Zielonego światła blask.
Mroki czarne cień rzucają
a z otwartych, ślepych okien jak łzy białe
lunatycy uciekają. Lunatycy uciekają!
Zakochani w sobie. Wokół same lustra otaczają ich.
Nie widzą nic. Nie słyszą nic. Nic nie czują.
Lunatycy otaczają mnie...
Lunatycy otaczają mnie...



Nad stołem zarzuconym rozłożonymi w nieładzie pergaminami, kałamarzem z wetkniętym w niego orlim piórem, rozwartą księgą, której czas nadkruszył strony, nachylał się człowiek w szpiczastym kapeluszu z szerokim rondem. Siwe włosy, broda i wąsy spływały mu na piersi. Potargane i w nieładzie. Skrzydełka kartoflowatego nosa drgały mu lekko przy każdym oddechu. Przetarł dłonią szklaną kulę. Zmatowiała pod jego dotykiem jakby ktoś wdmuchnął do niej dym z fajki. Dym wewnątrz zawirował, obkręcił kilka razy piruet, po czym rozlał się po wnętrzu tworząc fantazyjne wzory. Zajrzał do środka. Wzory wewnątrz kuli, z początku haotyczne zaczęły powoli układać się w kształty a te nabierać kolorów. Z kształtów wyłoniła się postać mężczyzny. Mężczyzny ze szpiczastym kapeluszem na głowie i długimi rozpuszczonymi, siwymi włosami. Poznał w tej postaci siebie.

Mag trzymał się za brzuch obiema rękami. Z niedowierzaniem patrzył na swoje palce, spomiędzy których wypływała brunatna ciecz. Krew była ciepła i lepka. Spojrzał przed siebie. Kobieta, która stała przed nim trzymała w ręku zakrwawiony sztylet.


Wizja rozmyła się. Stary człowiek zmróżył oczy. Na jego twarzy zagościł grymas niezadowolenia.

,~*~’

Miasto położone na jednym ze szczytów pasma gór, lśniło w promieniach zachodzącego słońca. Ostatnie promienie przechodziły przez kryształowe ściany, zdawało by się filigranowych, strzelistych budowli i rozszczepiały się tworząc feerię barw. Widok był zjawiskowy.



Wąskie, kręte alejki wiły się w górę i w dół. Po każdej stronie stały wypielęgnowane, karłowate drzewka, z przyciętymi w bomkę lub stożek koronami. Dróżkami spieszyli bogato ubrani przechodnie w wymyślnych kapeluszach. W specjalnie przygotowanych zagajnikach stały grupki osób prowadzących zażarte dysputy.

,~*~’


Puszcza Gór Krańca nie była miejscem często uczęszczanym. Z dala od szlaków handlowych, była dzika i nieodkryta. Niewielu śmiałków zapuszczało się w jej rozstępy a ci, którzy się odważyli, nierzadko już zostawali w niej na zawsze.

Zła sława puszczy nie zniechęciła jednak grupy wędrowców, która teraz brnęła coraz głębiej w jej serce. Ciągle, nieustannie acz powoli zbliżali się do pasma Gór Dawnych Szlaków, gdzie był cel ich podróży. Nie zdawali sobie sprawy, że w kieszeni jednego z nich tkwi grudka złota nasączona mroczną magią.



Nie zdawali sobie sprawy, że zbierają się przed nimi cienie. Nie zdawali sobie sprawy, że ich prosta zdawałoby się wyprawa przekształci się w walkę ze śmiercią. Nieświadomi coraz głębiej wchodzili w chmurę kłopotów.

,~*~’

Grupa wędrowców przedzierała się przez Puszczę Gór Krańca. Minęły już trzy tygodnie odkąd wyruszyli z osady w drogę do Wieży Czterech Wichrów na spotkanie z arcymagiem, który miał im pomóc w unieszkodliwieniu zaklętego w mroczną magię dzwonu. Stada wilków, które im początkowo towarzyszyły nie były agresywne i najwyraźniej podążały w swoją stronę. Wyczerpane i zdezorientowane wracały na swoje tereny łowieckie. Unieruchomiony dzwon przestał emitować magię i chwilowo stał się niegroźny. Jednak niebezpieczeństwo, choć zatrzymane, mogło zostać w każdej chwili ponownie uaktywnione.

Pod koniec trzeciego tygodnia wędrówki spotkali potężnie zbudowanego człowieka z charakterystycznymi tatuażami pokrywającymi jego twarz. Wyglądały niczym pęknięcia na głowie co nadawało mu dosyć oryginalny, choć może nieco groźny, wygląd.
Bataar, bo tak się przedstawił nieznajomy, zaoferował im swoje usługi. Przyznał iż co prawda zna nieco Góry Dawnych Szlaków ale tylko ich wschodnie stoki, zaś o Wieży Czterech Wichrów nigdy nie słyszał, lecz i tak istniała możliwość, iż spotkają któregoś z jego rodaków, zaś w tak niebezpiecznych rejonach zarówno jego topór jak i magia mogły okazać się przydatne. Powiedział, że nie chce żadnych pieniędzy i wyjaśnił, iż sam także chętnie spotka się z arcymagiem gdyż w wyniku klątwy stracił wzrok w jednym oku i wierzy, że czarodziej będzie w stanie mu go przywrócić.

Droga była póki co w miarę spokojna i bezpieczna. Niewiele się działo. Puszcza, choć dzika, nie sprawiła im większych problemów. Druidka dobrze radziła sobie w wykrywaniu potencjalnych, groźnych drapieżników a łucznicy i krasnolud Gzargh, później zaś też Bataar doskonale radzili sobie z bezpośrednim zagrożeniem. Wieczory zaś mijały im miło przy ognisku, umilane opowieściami, tudzież balladkami śpiewanymi przez barda. Wszystko wskazywało na to, że szybko i bez przeszkód osiągną cel podróży i rozwiążą definitywnie problem, z którym borykali się mieszkańcy osady.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline