Podejście konwentowe zaprezentowane przez Kannę wydaje mi się bardzo dobre. W zasadzie to zapomnieliśmy w tej całej dyskusji o najbardziej naturalnym wprowadzeniu - rodzice / rodzic grają. Wśród znajomych przerobiliśmy kilka takich przypadków. W domu były małe dzieci, wiec grywało się wieczorami / nocami, kiedy dzieci poszły spać. Jednak od małego dzieci wsiąkały w atmosferę przygotowań do sesji, rozmów, przypominania wydarzeń. Później często przesiadywały z grającymi słuchając opowieści, czy patrząc na przesuwane figurki... Jasne, trzeba było trochę "wygładzić" przygodę i język. Często było tak, że początek sesji - w którym uczestniczyły dzieciaki - był zagraną na role czy wręcz zainscenizowaną opowieścią o wydarzeniach z poprzedniej sesji (a jak się grało raz na miesiąc to się to graczom przydawało)...
Udawało nam się nawet grać Call of Cthulu... kfiatek z takiej sesji:
<ciężki opis starego domu, jakichś stukotów> nagle rzeczywiste głośne łup...
- co to było? - szeptem jeden z PC
- jakaś magiczna siła przywaliła mi w szczękę - odpowiada PC2 rozcierając podbródek i przesadzając syna na bok.