Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-03-2013, 19:45   #4
F.leja
 
F.leja's Avatar
 
Reputacja: 1 F.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnie
Gdy kapłan mówił, Cathil słuchała i zajmowała się ogniskiem. Było miło rozgrzać się w towarzystwie osób, które zdążyła nawet polubić. Nie zapałała do nich co prawda wieczną nieskończoną miłością z dnia na dzień, każde w jakiś sposób działało jej na nerwy, jednak nie byli jej już całkiem obojętni, ani nie zastanawiała się już, jak mogłaby ich zabić we śnie, gdyby musiała.
Nowego towarzysza nie znala jednak tak dobrze, jak pozostałych i wciąż wynajdowała w nim słabości, które skrzętnie zapamiętywała na wszelki wypadek. W końcu od tego była, od obserowania, od tropienia, od zabijania.
Gdy chłopak skończył, Cathil przysiadła i przy migotliwym świetle ogniska zaczęła oprawiać złapane w drodze wiewiórki. Małe stworki może nie były zbyt sycące, ale dobrze nadawały się na gulasz. Wystarczyło dodać kilka dzikich marchewek, trochę ziół, szczyptę soli i zachowaną na czarną godzinę rzepę i uczta gotowa. A z miękkich skórek mozna było zrobić całkiem przyjemny element garderoby, nie wspominając już o flakach, które świetnie nadawały się na cięciwy, ale to później.
Gdy w grupie nastała cisza, Cathil, wciąż skupiona na rutynowych czynnościach sama otwarła gębę.
- Nie lubię gadać, ale i ja sklecę parę zdań - zaczęła mrukliwie, ale odchrząknęła i kontynuowała głosem, który zapamiętała z dzieciństwa, jako głos bajarza.


Nie tak dawno temu, nie tak daleko stąd było sobie królestwo. Władał nim mądry, dobry i gładki król. Nie nakładał zbyt dużych podatków, nie gnębił chlopów, wydawał w miarę sprawiedliwe wyroki i w sumie nie był złym królem. Miał tylko jedną wadę, bardzo lubił małe dziewczynki, zwłaszcza własną córkę, no ale to nie jest historia o tym.
Pewnego dnia na stół królewski podano obiad. Potrawkę z królika. Król zjadł ją ze smakiem, popił winem i niemal się nie przekręcił. Potrawka była zatruta, oznajmił medyk. Wszyscy, którzy brali udział w jej przygotowaniu staneli przed sądem. Nikt nie chciał się przyznać, ani kucharka, ani służąca, ani pomywaczka. Dopiero łowczy padł na kolana i wskazał palcem na swoją młodą czeladnicę. A była ona małą dziewczynką i trudno było uwierzyć, że zatrułaby królika. Jednak król nie zadawał więcej pytań i nakazał zbić ją na śmierć.
Zabrano ją więc do klatki na dziedzińcu, gdzie miała czekać, aż kat przygotuje swój ulubiony bat, a było to parszywe narzędzie, nabite rdzewiejącymi kolcami. Jeżeli przestępcy nie zabiły batogi, to umierał potem długo w męczarniach od ropiejących ran.
Mała czeladniczka nie była jednak głupia i chciała żyć. Powiedziała więc strażnikowi, że ma ważną wiadomość dla króla, że chce mu powiedzieć, kto chciał go zabić na prawdę i kto dał jej truciznę, ale musi mu to powiedzieć twarzą w twarz. Krol usłyszawszy to z ust strażnika, wahał się, jednak uwierzył, że dziewczynka chce się mu zwierzyć. Bo skąd miała by mieć truciznę?
Czeladniczka nie miała królowi nic do powiedzenia. Wiedziała jednak, że jest jeszcze zbyt chory by sam do niej przyjść, więc pośle po nią strażników. Gdy tylko drzwi klatki otworzyły się, pchnęła je z całą siła, przewracając mężczyzn jak lalki, przeskoczyła nad nimi jak kot i dalej przez płot, i uciekła prosto do lasu. I tam już została. Nie szukano jej długo, bo z pewnością zjadły ją wilki. była przecież tylko mała dziewczynką.
A łowczy, który ją zdradził poszedł kiedyś na łowy i już nie wrócił.



Gdy Cathil skończyła swoją przypowieść, wytarła zakrwawione ręce w kawałek szmaty i zabrała kupkę wiewiórczych skórek by obmyć je w strumieniu i wywiesić do wyschnięcia. Musiała też sprawić jelita, a to wymagało trochę roboty. Zapowiadał się pracowity wieczór.
I żaden bóg, jak zwykle, w niczym jej nie pomoże.
 
__________________
I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out. ~~ Bill Hicks

Ostatnio edytowane przez F.leja : 29-03-2013 o 20:07.
F.leja jest offline