Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-01-2007, 13:28   #13
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Karta postaci (rozbudowana, może dzięki temu uda mi się załapać na sesję )
ImiÄ™: Larch
Nazwisko: Swamp
Wzrost: 192
Wiek: 20 lat
Rasa: człowiek
Profesja: wojownik
Wygląd zewnętrzny:
dość szczupły, wysoki mężczyzna, dość krótkie, ciemno blond włosy, opalona, gładko ogolona twarz; niebieskie oczy;
strój – szara koszula; ciemnoszara bluza i czarne spodnie; wysokie, skórzane buty; szeroki pas z klamrÄ… (galopujÄ…cy rumak); brÄ…zowa zbroja skórzana, ćwiekowana; pÅ‚aszcz z kapturem.
Znaki szczególne, - blizny, biżuteria:
- niewielka blizna na lewym policzku
- srebrny pierścień na serdecznym palcu prawej ręki
- srebrny medalion na szyi (orzeł na gałęzi)
Rodzina:
Matka - Etel z domu DeFox (nie żyje od 5 lat)
Ojciec - Jovis Roy (nie żyje od 3 lat)
Krewni ojca - brak danych.
Krewni matki:
DeFox - rodzina kupiecka mieszka w odległym portowym mieście (to znaczy na drugim końcu kontynentu); bliższych szczegółów brak
Historia postaci
Kilka dni temu skończyłem 20 lat, ale oprócz mnie nikt o tym nie pamięta. I trudno się dziwić...
Urodziłem się w niewielkiej osadzie, niedaleko dużego miasta na zachodzie. Jego nazwa niech pozostanie tajemnicą. Mój ojciec był początkowo strażnikiem karawan, a potem odziedziczył kawałek ziemi i zajmował się ogrodnictwem. Matka, która nie żyje od kilku lat, pochodziła z kupieckiej rodziny, która wyrzekła się jej po ślubie z moim ojcem.
Byłem jedynakiem. Dzięki matce nauczyłem się składać litery w słowa, a ojciec dopilnował, bym rozwinął się fizycznie. Nauczyłem się trochę gotować, umiem upiec nienajgorszy chleb, ściąć drzewo i porąbać, rozpalić ogień. Dzięki rówieśnikom nauczyłem się zakładać sidła, władać procą, rzucać nożem i toporkiem oraz pływać. Umiejętności w gospodarstwie mało przydatne...
Mniej więcej trzy lata temu mój ojciec zginął w lesie, przywalony drzewem, które runęło niespodziewanie. Tydzień po pogrzebie w moim domu zjawił się człowiek, który miał w ręku akt własności mojej ziemi. Sfałszowany, ale on miał świadków i poparcie sądu. Nie mogłem wygrać. Tego samego dnia doszły do mnie słuchy, że chwalił się swoim sprytem i śmiał się ze mnie...
Dwa dni później opuściłem tamte strony. Zabrałem ze sobą parę przydatnych przedmiotów, garść monet i kilka rodzinnych pamiątek, między innymi medalion mojej matki. Za plecami zostawiłem płonący dom rodzinny ze zwłokami aktualnego właściciela w środku. Żałowałem tylko, że nie mogłem zabrać konia. Ale wtedy nie wyglądałoby to na wypadek po wielkiej libacji.
Pierwsze dni byÅ‚y dość trudne. Co prawda miaÅ‚em nieco pieniÄ™dzy, ale nawet najbardziej wypchana sakiewka ma swoje dno. StaraÅ‚em siÄ™ zatem wykorzystać moje umiejÄ™tnoÅ›ci. SzaÅ‚as staÅ‚ siÄ™ moim tymczasowym domem. Wnyki i proca zapewniaÅ‚y mi nieco pożywienia, wodÄ™ i ogieÅ„ miaÅ‚em, ale szybko stwierdziÅ‚em, że koczowanie w lesie niezbyt mi odpowiada. RuszyÅ‚em wiÄ™c na wschód, od czasu do czasu zachodzÄ…c do wsi i podejmujÄ…c siÄ™ dorywczych zajęć, zwykle za nocleg i jedzenie. Na wszelki wypadek zmieniÅ‚em nazwisko. I życie pÅ‚ynęło – raz na wozie, raz... piechotÄ…...
Taki wędrowny tryb życia skończył się, a raczej - zmienił swój charakter - niespodziewanie. Tego dnia wędrowałem niezbyt szerokim traktem, gdy usłyszałem dochodzące zza zakrętu odgłosy walki. Zanurkowałem w krzakach i pokradłem się kawałek. Ujrzałem kilku bandytów atakujących trzy kupieckie wozy. Atakowani trzymali się nieźle, ale doszedłem do wniosku, że pomoc by im się przydała. Celny rzut nożem powalił jednego z bandytów, uderzenie ciężkim kijem posłało na ziemię drugiego...
Gdy otworzyłem oczy dowiedziałem się od właściciela karawany, pana Cranstona, że moja pomoc przeważyła szale. A że jeden z obrońców trafił nie tego, kogo chciał... Trudno... Ojciec zawsze mi mówił, że mam twardy łeb. Mój udział w łupie stanowiła ćwiekowana zbroja, miecz, niezła kuszę, garść monet i buty - dużo lepsze od moich, nieco już sfatygowanych. Oraz niewielka blizna na policzku. W podziękowaniu za pomoc dostałem miejsce w karawanie w charakterze dodatkowego strażnika. W taki sposób zrobiłem pierwszy krok w stronę obecnego zawodu.
Z panem Cranstonem dotarłem do miasta, gdzie dzięki niemu dostałem pracę strażnika u bogatego mieszczanina. Zima minęła mi na pracy, nauce władania bronią i szlifowaniu umiejętności czytania i liczenia.
Wiosną drogi pana Cranstona i moja rozeszły się - on został w mieście, a ja z kolejną karawaną ruszyłem na zachód. Polubiłem to życie... Towarzyszę karawanom od ponad dwóch lat. Niektórzy uznaliby, że to dość nudne zajęcie (nie licząc oczywiście okresowych napadów i niezbyt częstych wizyt w tawernach), ale ja nie narzekam. Nawet w czasie zwykłej podróży coś się dzieje. Poznaje się nowe okolice, nowych ludzi. A przygody też się zdarzają. Szczególnie pamiętam jedno zdarzenie... Niezbyt dawno, w małym miasteczku, spotkało mnie coś dziwnego... Ktoś chciał ukraść mój medalion... Nie sakiewkę, dość pełną, ale właśnie medalion. Ciekawe, po co on komu...
Broń:
Magia: - chciałby, ale nie zna
 
Kerm jest offline