Jacek Domański
Wpadł z impetem w otwartą bramę. Obok niego twarze, po części znajome, po części obce. Wbiegł na podwórko, typową warszawską "studnię". Tu i osób było więcej i gwar panował większy. Chwilę szukał wzrokiem kuzyna, ale nie dostrzegł go wśród obecnych.
Szczeniak jak zwykle się spóznia - pomyślał.
Odebrał z rąk jakiejś dziewczyny opaskę i chwilę szarpał się z nią usiłując wsunąć ją na ramię. Była nieco za ciasna, na szczęście śliska skóra kurtki nie stawiała większego oporu.
Z lewej zobaczył znajomą postać kierującą się w jego stronę.
Odetchnął. Mimo iż był w Warszawie od ponad dwóch lat, nie mógł pozbyć się uczucia "obcości", a jego kresowy "zaśpiew" pogarszał tylko stytuację.
Dobrze spotkać przed akcją przyjaciół. |