Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-04-2013, 00:54   #21
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Czasami gdy słuchamy muzyki na odtwarzaczu, urządzenie pada i dwa mechaniczne twory wciśnięte do naszych małżowin przestają rozbrzmiewać głosem ulubionego wykonawcy. Przez złośliwość losu ma to miejsce zazwyczaj przed refrenem, wspaniałym grande finale, do którego przez cały czas prowadziły nas rytmy. Nie trzeba być melomanem, czy specjalnym nerwusem, aby zwyczajnie i prostolinijnie wkurzyć się w takiej sytuacji. To samo powie przypadkowy gracz, który namiętnie poświęcał się rozrywce zanim odłączono prąd.

Adam czuł się trochę podobnie.

Otępienie zagnieździło się w jego umyśle - wręcz zdawało się pęcznieć z każdą sekundą. Wypierało każdy neuron, blokowało wszystkie synapsy. Zwiększało swoją objętość niczym gąbka zanurzona w wodzie. W pewnym momencie doszło do krytycznego momentu - swoistego apogeum - i wybuchło, przelewając się na zewnątrz. Pozostawiło to Adama mentalnie obolałego. Przygnieciony tępym bólem docisnął z całej siły dłoń do czoła. I wtedy przyszła wspomniana irytacja.

Niby zwykły sen, niby zwykły koszmar. Te mary były surrealistyczne, a także groteskowe - prawda. Całkowicie nieprawdopodobne i przerysowane - prawda. Niezbyt przyjemne i dość odstręczające - prawda. A jednak Adam… wciąż czuł na skórze ciepło płomieni szalejących po sklepieniu. Jego zmysły nie chciały do końca przestawić się, skorzystać z prawdziwych bodźców, których wokół nie brakowało. Moliński uciekał myślami do pojedynczego pieprzyka na lewym udzie ciężarnej kobiety i mimowolnie zastanowił się, czy gdyby podszedł do pewnego stolika, pochylił się, zanurkował pod sukienkę i skrupulatnie zbadał, co kryła… Czy ten pieprzyk wciąż tkwiłby w tym samym miejscu. Gdyby Adam był socjopatą, być może naprawdę rozważyłby realizację podobnego planu.

Nagłe, niespodziewane zmiany - tak szepnął mu Tarot.
Gra się rozpoczęła - tak szepnął mu nieznajomy.

Adam niewiele z tego rozumiał. Nie był też do końca pewien, czy te słowa rzeczywiście zostały skierowane ku niemu. Lecz jeśli tak, to… każda gra ma jakieś zasady. Nie miałby nic przeciwko poznaniu ich, otrzymaniu konkretnego regulaminu, którego mógłby się trzymać. Pochwyciłby go, a w chwilę później zacząłby wymachiwać nim, jak orężem. Może nawet dopisałby kilka dodatkowych paragrafów. Punkt nr n+1 - nie okłamujemy przyjaciół w kwestii tego, kto nas poważnie okaleczył. Punkt nr n+2 - nie porywamy niepełnosprawnych sióstr. Punkt nr n+3 - odkrywamy wszystkie karty zanim zostaną rozdane i eliminujemy niedopowiedzenia. Adam wziąłby taki regulamin i z przyjemnością wepchnął do gardła naczelnego arbitra - nadzorującego przebieg gry.

Mężczyzna wściekał się też na samego siebie. To było życie Leny i nie powinien się w nie mieszać. Zbyt prędko pobiegł nieproszony zgrywać posłańca sprawiedliwości. Ta sprawa zaczęła wgniatać się w jego sumienie, trawić spokój ducha niczym rak. Jeżeli policja dowie się, jeśli zdobędą dowody… będzie po wszystkim. Wszystkie jego plany rozpisane na kartach kalendarzyka trafi szlag. Jego samego już teraz trafiał szlag.

Pochwycił komórkę, po czym wystukał SMSa do Marty, informując o tragedii w Roźwienicy. Miał nadzieję, że szesnastolatka odpowie… teraz. Za minutę. Za godzinę. Kiedykolwiek. Zapewne powinien do niej zadzwonić, ale jego córka zwykła nie odbierać telefonu. Jeżeli problemy porównać do planet, Adam byłby Słońcem. Niedokończone sprawy bez przerwy mknęły po orbitach wokół niego, to przybliżając się, to oddalając. Stanowił świetny przykład magnesu dostosowanego do toksycznego rezonansu. Przyciągał wszelkie gówno. Zdawał sobie sprawę, że często sam nie był bez winy - jak nie zaniedbywał, to podejmował złe decyzje. Jednak wciąż… "świat po prostu się na niego uwziął", tak? Infantylna, lecz rozkoszna myśl.

W końcu przyszedł pan, który spokojnym, dostosowanym tonem poinformował o wycieku gazu. Zrobił to profesjonalnie - tak jakby wolne godziny zwykł spędzać jako stewardessa obwieszczająca turbulencje. Przypadkowe dziecko jednak w mig przejrzało go na wylot - rozgryzło istotę sytuacji. Zdecydowało się poinformować o tym donośnym krzykiem nasączonym przerażeniem oraz niemocą. Zapanował popłoch.

Adam ponownie schował twarz w dłonie. Los ciekawie układa się - ze wszystkich okolicznych knajp wszedł akurat do tej. Możliwie najgorszy wybór.

To wszystko znów stanie w płomieniach - tak, jak w jego śnie? Miał przed chwilą… przeczucie? Jak w tym filmie, który powinien jesienią wejść do kin. Adam nie pamiętał tytułu - widział jedynie urywek trailera. Fabuła koncentrowała się wokół głównego bohatera i grupki jego znajomych, którzy uniknęli katastrofy samolotowej. Później jednak śmierć i tak zaczęła się o nich upominać, zabierając jednego po drugim. Adam miał nadzieję, że i jemu uda się wyrwać z tej przeklętej miejscówki, nie chciał jednak czuć później na karku grobowego oddechu kostuchy.

Gdyby tak pobawić się w proroka i interpretację snu…
Przyczyna pożaru: we śnie - barman tłukący kieliszki, na jawie - barman, który doprowadził do wycieku gazu.
Iskra dostarczona przez: we śnie - rodziców zamawiających naleśniki, kucharkę, która je wysmażyła, czy raczej… kelnera, który je podał!, czyli na jawie zapałkami strzeli zapewne kelner - ten, który szepnął, że "gra się rozpoczęła".
Ogień trawi: we śnie - jedynie lokal, rozpałkę stanowią dokumenty, z ludzi tylko biznesmen zostaje podpalony, na jawie - nie ma ognia… jeszcze, ale wyciek gazu sam w sobie mógłby zaszkodzić i Cafe Piza, i jego właścicielowi-biznesmenowi. Tylko dlaczego barman, czy kelner mieliby chcieć ugodzić we własnego pracodawcę, ryzykując przy tym własnym życiem?
Adam: we śnie - bohater, obecny w centrum wydarzeń, wie dokładnie co robić, nie waha się ani chwili; na jawie - antybohater trzymający się na uboczu, zupełnie zagubiony, nie ma pojęcia jak się zachować.
Co do ostatniego punktu Adam nie miał wątpliwości.

To były czyste fantazje, dziecinne fanaberie, a jednak Moliński odniósł wrażenie, że coś jest na rzeczy.

W jego śnie mężczyźni próbowali rozbić wielkie, wystawowe okno, by tłum mógł szybciej wylewać się na zewnątrz. Szkło jednak było mocne, a oni nie mieli odpowiedniego sprzętu, którym można byłoby się posłużyć. Nawet krzesła pozostawały przewiercone do podłoża. Natomiast AdamAdam mógł interweniować. Po wewnętrznej stronie jego kurtki tkwiła broń, z którą był dobrze obeznany. Gdyby odpowiednio ustawił się i wycelował… udałoby się przebić okno. Mission accomplished - you've just saved a whole bunch of people.


Ale z drugiej strony… a co, jeśli przy wystrzale uwolni się niewinna iskra? Dreszcz przebiegł wzdłuż kręgosłupa Adama. Zazwyczaj żadna spluwa w jego rękach nie zachowywała się jak te sylwestrowe, fajerwerkowe petardy - skrzące się tęczowo niczym fontanny świateł. Mężczyzna postanowił jednak nie ryzykować, gdy stawka była taka duża.

Poza tym Moliński wolał nie zwracać na siebie uwagi. Nie miał pozwolenia na broń, toteż nie chciał nią wymachiwać. Już widział oczyma duszy dodatkowe krzyki oraz kolejną porcję tumultu i grozy, jaką wywołałoby pojawienie się znikąd uzbrojonego mężczyzny.

Adam ustawił się w kolejce ludzi przeciskających się na zewnątrz. Wybrał miejsce jak najbliżej ściany i w myślach przećwiczył padanie na glebę - na wypadek, gdyby doszło do najgorszego. Tłum przesuwał się jednak tak powoli, a gula w przełyku Adama ciągle narastała. Miał wrażenie, że otrzymał szansę i świadomie postanowił ją zmarnować. Ale nie tkwił w jakimś pieprzonym heroic fantasy, gdzie można byłoby wykonać dziwne manewry, za wymówkę mając jedynie "proroczy" sen. Nie mógł przyszpilić do podłogi wszystkich obecnych kelnerów tak, by żaden nie wywołał pożaru, bo nie miał ku temu żadnych podstaw. Pobudka nadeszła i przyszedł czas, by zachowywać się odpowiedzialnie i - choć trochę - logicznie. Tylko czemu w sercu żal?

Pistolet jak na złość coraz mocniej zaczął uwierać go w żebro. Adam postanowił jednak z niego nie skorzystać, modląc się, by to była dobra decyzja. Choć jedna tego dnia. Tygodnia. Miesiąca.

Roku.
 

Ostatnio edytowane przez Ombrose : 03-04-2013 o 01:19.
Ombrose jest offline