Tanner bał się słodyczy. Moze nie wszystkich tylko konkretnych... tych, ktore zwalily sie na niego wcentrum handlowym kiedy był małym dzieciakiem. Ocean Twixow zalewał go, wspomagany przez wuklan plujący Marsami... W calym tym armagedonie stworzinym przez jego jeszcze kilka sekund wcześniej przyjaciół pojawiał się wielki żelek, nie do końca przypominający już misia, bardziej jakąś hybryde Godzilli, Małego Głoda i pani Bales...
Nie wiedział, dlaczego zaczął o tym myśleć patrzac tępo w sufit i rozglądając się po pokoju. Jakiś cień, czy raczej fala ciepłego powietrza pojawiła sie w rogu pokoju i był prawie przekonany, że jest to jeden z zmoczków jakie czasem pojawiają sie w zmęczonym wzroku. Gdyby nie to, że chwile później znalazł się na nogach słysząc wrzaski biegające z sasiednich pokojów. Jego serce też waliło jak oszalałe, ale chyba bardziej instynktownie niż rozsadnie - chwycił klamke i zlazl się na korytarzu rozgladajac nerwowo... |