Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-04-2013, 00:06   #2
Highlander
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Wieko pierwszej trumny odchyliło się skrzypiąc i z trzaskiem runęło na podłogę. Wokół starej pokrywy zatańczyły sporej wielkości obłoczki kurzu. Młody mężczyzna przywołał się chwiejnie do pozycji siedzącej i przymrużonymi oczyma rozejrzał po pomieszczeniu. Białe plamy majaczyły na obrzeżach jego wizji. Miał spore problemy ze skupieniem wzroku w jednym punkcie… ale mimo tych przeszkadzajek niemal od razu mógł stwierdzić, że izba nie przypominała jego dotychczasowego schronienia. Była niewystarczająco… pretensjonalna i próżna. Dodatkowo, bolała go głowa. Potylica dudniła i rezonowała jakby właśnie dostał nią obuchem. Właściwie to… nie mógł oszacować jak się tutaj znalazł. Pamiętał tylko jakieś zakapturzone sylwetki, bluźniercze gesty… a potem jego świadomość dała nura w czarne głębiny. Z lekkim przestrachem otworzył ślepia szerzej i odruchowo złapał się za klatkę piersiową. Nie. Nie otrzymał ciosu kołkiem, przecież to głupota. Gdyby drewno przebiło jego serce, nie mógłby nawet kiwnąć pojedynczym palcem, nie mówiąc o tak energicznej pobudce wieczorową porą. Nie ofiarowano mu Ostatecznej Śmierci, ani nie zakołkowano. Nie mniej jednak, ktoś uprowadził go wbrew jego woli. Ale kto? Nikt z okolicznych krwiopijców nie miał przecież podstaw aby mu złorzeczyć, a od innych istot nadnaturalnych trzymał się jak mógł najdalej.

Jean-Luc całkowicie zamienił poziom na pion i przekroczył próg swojej trumny. Och! Ojej. Przesłonił usta, chcąc ukryć chwilowe zdziwienie i zakłopotanie, bowiem dopiero w tym momencie jego uwagę przykuły pozostałe pojemniki na zwłoki. Sześć? Siedem? Aż tyle? Czy one też skrywały porwanych Kainitów, którzy nie mieli bladego pojęcia dlaczego spotkał ich ten wątpliwy zaszczyt? No i tożsamość sprawcy wciąż nie dawała mu spokoju. Chociaż tamci zakapturzeni napastnicy z całkowitą pewnością byli śmiertelnikami - pamiętał, że zranił jednego nożem do polowania. Zapach świeżej, dopiero co przelanej krwi był niemożliwy do pomylenia z jakimkolwiek innym. Pięknie wykonane narzędzie ofiarowane mu przez tego nowopoznanego Gangrela okazało się pomocne podczas obrony, ale nie mogło mierzyć się z mocą bluźnierczych inkantacji. Magowie? Nieco o nich słyszał. Przede wszystkim, że zdroworozsądkowy wampir powinien ich unikać jak ognia, jeżeli ceni sobie swoją egzystencję. Ale jaki mieliby cel w porywaniu synów i cór Kaina? Mędrkował i mędrkował, ale nie mógł dostrzec rozwiązania tej zagadki. A to oznaczało, że układanka jest niekompletna. Może pozostali więźniowie będą w stanie pomóc mu w odszukaniu brakującego elementu. Lub większej ich ilości.

Jednak zanim Marco zabrał się za opukiwanie pokryw i rozbudzanie rozespanych pobratymców, dokładnie sprawdził swój ubiór i wyposażenie. Jego granatowa tunika nie nosiła śladów walki, ale prawy rękaw płaszcza był widocznie naderwany, wymagając usług dobrego krawca. Na spodniach Bellerose zauważył dwie chaotyczne smugi zbrązowiałego karmazynu. Ugh. Zapewne trysnęły z rany, którą zadał jednemu z zakapturzonych agresorów. Podeszwy jego butów łowieckich pokrywało zaschnięte błoto. Gdyby teraz zobaczył go Ojciec, spaliłby się ze wstydu. Jean-Luc aż wzdrygnął się na myśl o ognistej tyradzie jaka padłaby z ust dawnego opiekuna. Na całe szczęście, ten został hen daleko, na francuskiej prowincji. Myśli te były z resztą całkiem idiotyczne! Powinien się cieszyć, że uszedł z życiem, a tymczasem on biadolił nad zrujnowanym odzieniem! Nonsens! Z głuchym westchnieniem ulgi odnotował, że przynajmniej nie został okradziony. Smukłe palce wciąż zdobiły cenne pierścienie, a na szyi spoczywał złoty medalion ofiarowany mu przez matkę. W połowie pełen mieszek uspokajająco ciążył w połaciach tuniki. Może jeśli znajdzie w pobliżu jakąś tawernę, będzie w stanie wypytać szynkarza o kilka rzeczy. A ci zawsze są bardziej rozmowni i skorzy do pomocy gdy człowiek rzuci na stół parę miedziaków. Niedowierzanie po raz kolejny przyćmiło jego twarz kiedy zrobił kilka kroków po pomieszczeniu. Odczuwał znajomy nacisk na kostkę. Nie znaleźli więc ostrza, które skrywał w bucie. Doskonale. Jeśli zakapturzone postaci pojawią się po raz kolejny, będzie miał chociaż jakiś oręż by godnie stawić opór. Te wszystkie elementy pozwoliły mu na dwa założenia. Po pierwsze, porywacze nie działali w celach rabunkowych. Gdyby było inaczej, odcięto by mu palce, a po sakiewce pozostałoby jedynie wspomnienie. Po drugie, śpieszyli się, bo nie obszukali nawet swojego więźnia aby upewnić się, że nie ma dodatkowej broni. Jakże nierozważnie z ich strony…

Jean-Luc usłyszał nieśmiały ruch w jednej z wciąż zamkniętych trumien. Właśnie budziła się kolejna ofiara. Zdając sobie sprawę z faktu, że osoba w środku może być równie zdezorientowana co on (jak i znacznie bardziej porywcza), postanowił dać jej nieco przestrzeni i poczekać, aż oswobodzi się samodzielnie. Przygładził połacie swojej błękitnej szaty, przeczesał krucze włosy i wysilił się na najbardziej życzliwy i potulny uśmiech jaki tylko mógł wykrzesać w tej nader nietypowej sytuacji.
 
Highlander jest offline