Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-04-2013, 15:11   #10
villentretenmerth
 
villentretenmerth's Avatar
 
Reputacja: 1 villentretenmerth nie jest za bardzo znanyvillentretenmerth nie jest za bardzo znanyvillentretenmerth nie jest za bardzo znany
Święcenia w Watykanie, miesiąc po tym jak Urban XXXVIII zrewolucjonizował naukę kościoła. Nastał czas apokalipsy i każdy który przeżył czci Bestie!
Religijnym obowiązkiem jest ich zabić, każdy sługa boży, prócz koloratki dostał tatuaż na twarz. Tuż przed bombardowaniem. Jezus został wysłany na misję w Meksyku. Minęło wiele lat…
- Wędrówka zakurzoną ścieżką to wspaniała okazja do modlitwy. Też tak myślisz Jesus?- zapytał Smith
- Tak jest proszę pana. – odpowiedział chłopiec wyratowany z rzeki
- Mów mi ojcze. Urodziłeś się już po rozpoczęciu apokalipsy, więc nie widziałeś za wiele księży. Co? – wypytywał Smith
- Nie proszę pana, ale ja mam tatę – Jesus bo tak też miał na imię chłopiec, podrapał się zdeformowaną dłonią. Była ona szczątkowa …..
- Wszyscy mamy ojca w niebie, a On pragnie dla nas szczęścia, w Nowym Jeruzalem. Twój tata ci tego nie mówił chłopcze ?- dodał Smith
- Nie przypominam sobie, proszę pana.- grzecznie odpowiadał dzieciak. Jak na te czasy był bardzo grzeczny.
- Masz imię po naszym zbawicielu. Już niedługo, jeśli nie teraz, to już niedługo przybędzie ponownie na ziemię by oddzielić kozy i owce.- Smith zadumą przemawiał do chłopca, a ten słuchał i kiwał głową.
- Więc zapewne nie zostałeś ochrzczony… Dobrze robisz, że prowadzisz mnie do swojego domu. Daleko jeszcze? – mówiłem uśmiechając się i odmierzając drogę pastorałem. Pewnie będę miał dużo dzieci do ochrzczenia. A tata nie mówił Ci, że nie wolno rozmawiać z obcymi? – Smith
- Mówił, ale pan mnie uratował przecież, kiedy się topiłem w rzece.- chłopiec chwycił cię za rękę i ścisnął prowadząc dalej.
- Idź lepiej do rodziców i powiedz o mnie i o tym, że cię uratowałem. I że czekam tutaj.- Smith uklęknął na skraju drogi i zaczął się modlić. Chłopiec z uśmiechem biegł drogą. Zapewne ludzie będą chcieli sprawdzić Smitha i wyślą zwiad. Lecz Smith Jezus oddał się zagorzale modlitwie. Wiedział że to on jest narzędziem zbawcy. To on ma stworzyć drogę temu co nadejdzie niebawem. Ojciec chłopaka przybył wraz z dwoma mężczyznami. Uzbrojeni w strzelby nieufnie się zbliżyli.
- Jesteś księdzem? – zapytał ojciec chłopaka.
Szło to poznać po tym jak patrzył na Shmita. Tylko osoba zaniepokojona która bała się o dziecko tak zaciska z nerwów usta. I ten trik ręki. Tak to musiał być ojciec.
- Dziękuje ci za ocalenie chłopca! Nie chcemy kłopotów. Więc dobrze by było byś poszedł tam gdzie zmierzasz. – Świat już taki się stał że nikt nie ufa nikomu. To prawda. Nawet ksiądz nie jest mile widziany. Każdy może się przebrać.
- Jam jest ten który zwiastuje śmierć. – wyszeptał Smith cichym głosem.
- Co tam mamroczesz? – zapytał jeden z mężczyzn i zbliżył się do Shmita, kładąc mu dłoń na ramię.
- Mówię! …Że! … Jam jest ten który zwiastuje śmierć! – kończąc Smith wbił strzałę w serce mężczyzny.
Zanim się dwóch pozostałych spostrzegło wyciągnąłeś strzałę i wstałeś. Jednocześnie strzelając i trafiając ojca chłopaka prosto w krtań. Padł na kolana i przewracając spowodował że strzała wbiła się głębiej. Ostatni mężczyzna stał w osłupieniu. Widocznie zdrętwiał ze strachu. Gdy mijając go prawą stroną Jezus owinął mu wokół szyi różaniec. Zaciskając dusił. Krew spływała po szyi na brudne ubranie. Próbował jeszcze się bronić chwytając różaniec dłońmi. Ale bul ranionych palcy które natrafiły na ostre żyletki nie dawały rady odciągnąć go od szyi.
Gdy ciało obwiesiło się na różańcu Smith puścił je. Ciało upadło na ziemie unosząc tuman kurzu. Czas zająć się wioską. Smith wiedział że jeżeli teraz ukaże się bez tych trzech będzie to oznaczało śmierć. Ukrył ciała i czekał na kolejne ofiary które wyjdą szukać tej delegacji. A po zmroku nawiedzi wioskę. By przekazać nowinę…………….

……………. Smith już nie jednego zbawił. Misję wypełniał skrupulatnie. Ale czuł że czasu jest mało, a sam nie jest wstanie zdążyć przed stwórcą, by zrobić mu miejsca. Modląc się zauważył grupę ludzi. Akurat w tym momencie gdy prosił o znak od swego doradcy. By dał mu większe i mocniejsze oręże. Grupka z początku nie wydawała się jakaś niezwykła. Ale było coś w nich godnego uwagi. Gdy do tego jeszcze zobaczył w jaki sposób przetrwali. Postanowił przyłączyć się do niej. Stwierdzając że to orszak który również zwiastuje przybycie najwyższego. Bo przyjdzie ten który wskaże drogę do lepszego świata. A wszyscy pójdą na jego skinienie. I dokonają przemiany.
Grupka była rzetelna w tym co robiła. Dokładna i precyzyjna. Jezus przyglądał się im z drzewa. Gdy usłyszał nadchodzące zwierzę wraz z swym panem. Zeskoczył z drzewa i czekał na ruch z strony grupy.
Włożył rękę do kieszeni i chwycił za swój różaniec bojowy. Jeśli Bóg zechce by go zastrzelili, zrobią to. Jeśli dla oszczędności kul będą próbowali walczyć z nim w ręcz, zabierze przynajmniej jednego z e sobą. Zwierze przyglądało się mu w skupieniu. Włożył rękę do drugiej kieszeni i wyciągnął drugi różaniec. Zrobiony z oczu ochrzczonych poprzedniego dnia dzieci.
- Witaj bracie mniejszy? Widzę po sposobie w jaki na mnie patrzysz, że również prostujesz ścieżki Panu - powiedział uśmiechając się do czarnej góry mięsa.
Podniósł wzrok na pozostałych podnosząc różaniec do ust i odgryzł jeden koralik.
- Niech będzie pochwalony... - powiedział ostatecznie.
 

Ostatnio edytowane przez villentretenmerth : 10-04-2013 o 15:54.
villentretenmerth jest offline