Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-04-2013, 14:56   #8
Smirrnov
 
Smirrnov's Avatar
 
Reputacja: 1 Smirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znany
"Och, ktoś się zna na mych rodzinnych stronach" pomyślał w staroislandzkim lustrując pozostałe osoby.

- A więc o tej próbie wspominał wróżbita - głowa wikinga pokiwała ze zrozumieniem.
Czuł, nadal czuł niedawne skażenie krwią. Nie wiedział co to było. Piwo i miód, gdy kilka razy miał okazję próbować vitae z jakiegoś pijaczyny, smakowało i działało inaczej. Nie, to nie było pijackie oświecenie, kiedy każdy z uśmiechem i pijący z tobą jest ci najdroższym przyjacielem a każdy gest obrażający kogokolwiek jest powodem do bitki. To co czuł było dalece inne. Relaks, tak, to jeszcze czuł. Percepcja, manualność i myślenie już wróciły do normy, ale echo w postaci spokoju na każde nowe doznanie wciąż się go trzymało. Wróżbici, nie Magowie, musieli coś nowego dodać. Dziwne, babcia Lagretha opowiadała mu o Magach, przerażających ludziach rzucających kule ogniste i posyłających gromy w przeciwników niczym sam Thor. Jednak opisy wiedźmy nijak się miały do tego co Fenrirsulfr widział na własne oczy. małego, niegroźnego i zmęczonego pracą staruszka. Na pewno to ta ich słabość odnośnie innych osób. Ale dokładnie o co chodziło tego już wiedźma babcia nie mogła mu przekazać.
Kołotanie w jednej z trumien, głośne i chaotyczne wyrwało go z chwili zamyślenia.

- Cóż, czy jest to prawda czy nie należy się stąd wydostać jak to szlachetny Templariusz wspomniał. Ciekaw jestem tego nowego świata, cóż za sytuacje i możliwości to odsłania! - skald dał się ponieść emocjom - Wyjdźmy więc naprzeciw tym czarom samej Hel i zdobądźmy chwałę o której nasi potomni śpiewać będą przez wieczność.

Wampir uwiązał do pasa sakwę, zarzucił na ramie oręż i zbliżył się do drzwi, które okazały się jednak zamknięte. Przystanął przy nich chwile zastanawiając się nad ich konstrukcją. Niewielkie i jakieś orientalne zawiasy, zupełnie inne od spotykanych w domostwach. Dziwna wydłużona ale stosunkowo niewielka klamka. Wrażenie lekkości i delikatności znikało jednak pod wyraźną teksturą dębowego drewna, którą ktoś umiejętnie wydobył pokrywając deski nieznanym Fenrirowi barwnikiem.

- Czy któryś tu obecnych zna się na złodziejskim kunszcie otwierania wszelkich zapadni by przedostać się do upragnionej wolności? - głęboki kolor tęczówek spojrzał po pozostałych ofiarach. Zieleń przemieszana z błękitem komponowała się w barwy morskiej toni. - Szkoda byłoby takie arcydzieło stolarskie niszczyć w drzazgi. Kto wie, może w sytuacjach nie do zniesienia zechcemy tu powrócić by spokojnie przetrwać czas do zmroku? - to powiedziawszy podszedł do Jean-Luca spoglądając na niego w sposób, który wyraźnie mówił “ Ty na pewno coś o takich zagadkach wiesz i umiesz je rozwiązać”
Przy okazji poklepał bladego (o ile można być bardziej blady niż się jest w nieśmiertelnej egzystencji krwiopijcy) dodając mu otuchy, tak jak to robiono na Północy. Jednak załamany wampir załamał się jeszcze bardziej ale już w dosłowny sposób o mało co nie lądując na zdziwionej z powodu klepnięcia twarzy. Po chwili jednak odzyskał równowagę i z determinacją w oczach zbliżył się do drzwi. Podczas jego majstrowania akcja zdecydowanie przyspieszyła.

- Podróże w czasie. Cóż to za absurdalny pomysł? Zamiast zwyczajnie wyrwać nam serca i spalić szczątki ten sukinsyn zadał sobie tyle trudu, aby wywrzeć zemstę w tak pokrętny sposób... - to Brandr równie gorącokrwisty co większość obecnych nie wytrzymał. Z wyraźną irytacją poderwał szarpnięciem wieko trzeszczącego pudła.

Nie widział jednak, albo nie przejmował się tym co wyłoniło się tuż za nim. To co ujrzał Skald przekroczyło wszelkie jego dotychczasowe wyobrażenia. Owszem, widział nie raz jak piękne Faerie zamieniają się w jednej chwili w małe maszynki rozszarpujące gardła, wiedział jednak jak ich unikać, jak rozmawiać i czym je odstraszać, wiejskie mądrości przodowały przy takich sytuacjach. Jednak to COŚ. Tak podobne i niepodobne do człowieka. Wiedział, że kiedyś coś podobnego ujrzał. Nie mógł tylko sobie przypomnieć gdzie i kiedy. Skomlenie i warknięcia podczas rozszarpywania desek niczym papier były czysto zwierzęce.
"Wiem że to trudne ale rusz tą rzyć szybciej i otwieraj te odrzwia" rzucił w myśli do Jeana-Luca.

-...Musisz być szybka słodziutka.... - jakiś fragment dotarł do niego z mroków pokoju. - Skrzesajcie ognia. Zobaczymy czy to cholerstwo się go boi


"Świeca już się pali durniu. Ale chyba tylko ja mogę jej ze spokojem dotknąć" pomyślał skald zasłaniając ciałem majstrującego francuza. Nienaturalne kończyny stwora były niczym trollowe łapy z wszelkich opowieści o Jotunach. Jednak tylko to się zgadzało, reszta ciała była zbyt chuda, a twarz czy raczej pysk miał o wiele za dużo zębów. "Nos. Nos też się nie zgadza. To zdecydowanie nie jest krewny Jotunów." dalej analizował sytuację próbując odszukać w pamięci gdzie już spotkał podobne stworzenie.

-Z całym szacunkiem mości panie, niełatwo jest pracować, kiedy za moimi plecami znajduje się piekielny pomiot, którego najbardziej górnolotnym marzeniem jest chłeptać moją krew. - odpowiedział paniczyk na jakiś zarzut Templariusza.

Fenrir nie wiedział jaki bo nie skupiał się na rozmowach. Nie w takim momencie. Jednak nie mógł przeoczyć żarzącego się wzroku "wyswobodziciela" potworka. Kopniak i trzask desek zmusił go do jakiejkolwiek reakcji słownej.

- A podobno to nasz lud należy do gorącokrwistych - skomentował cicho skald na trzask łamanych desek - A wracając do naszego milusińskiego, wątpliwe jest by jego ucieczka na zewnątrz, gdziekolwiek się znajdujemy, pozostała niezauważona. Moglibyśmy go tu usmażyć, ale niestety drzwi już nie istnieją. Teraz pozostaje nam skrócić cierpienia owej kreaturze, czymkolwiek była wcześniej, mając nadzieję że to nie twór samych bogów. Lecz jeśli stworzona została jako próba dla nas, na pewno jej twórcy zapewnili chociażby wzmiankę dla swoich potomnych. Jej ucieczka więc nie wchodzi w grę. Albo ona albo my.

Duża, choć nie tak duża jak to normalnie bywa w przypadku wojowników Odyna, sylwetka stanęła w pobliżu Jeana-Luca z góry stwierdzając że ktoś z posturą i zachowaniem szlachcica mało zna się na współdziałaniu podczas wojaczki.


- Zostawmy to... żywe. Niech narozrabia, a im więcej tym lepiej. W liście pisało, że magowie będą nas szukać. Niech więc szukają, niech się tu pojawią, a wtedy to my urządzimy polowanie... - Brandr złowrogo zawiesił głos wyszczerzając się w drapieżnym uśmiechu.

- Ney. Nie wiemy gdzieśmy wylądowali. Jeśli to jakieś domostwo w samym środku większego z miast to każdy bałagan sprowadzi konsekwencje na nas i okolice. Nie wiemy również czy, o ile rzeczywiście jesteśmy w przyszłych czasach, zasady panujące w domenach zostały zmienione. Jakoś osobiście nie uśmiecha mi się widzieć przez najbliższe dni parszywej gęby księcia kimkolwiek by był. - skald nie spuszczał oka z kreatury rozpoznając dopiero teraz po charakterystycznym akcencie, że współmówca i on kąpali się w mroźnych wodach północy.
Nie zna jednak pozostałych towarzyszy, a na pewno nie pod kątem walk. Wiedział z zasłyszanych opowieści i doznał na własnej skórze niejeden raz podczas najazdów na Angielskie wybrzeża, że choć podobne, to jednak metody uśmiercania różnią się jeśli chodzi o inne krańce świata. Jak przebłysk wróciła do niego ujmująca opowieść towarzyszy Ojca o niespotykanym, dalekowschodnim łucznictwie podczas jazdy konnej. Tak samo tutaj, nie był pewien jaką taktyką dysponuje krzyżowiec i czy szlachcic nie będzie jedynie zawadą.

- Ty który siedzisz jeszcze w trumnie - krzyknął do słabego głosu spod wieka który stanowił dziwny kontrast z poprzednimi hałasami - Nie waż się teraz nawet ruszyć palcem. Choćby ci mrówki w rzyć wchodziły i podgryzały trzewia. Mamy niewielki i bardzo obrzydliwie wyglądający problem - wiking w napięciu czekał na jakąkolwiek reakcje Templariusza. Wszak pełna naoliwiona zbroja stanowiła zdecydowanie lepszą ochronę przed pazurami niż zwykła skóra pomimo że utwardzana w najbardziej witalnych punktach.

Jednak nie dane mu było się doczekać. Wyraźnie widział jak podczas rozmowy bestia, czymkolwiek była, z napięciem analizowała sytuację. Oczy, odbijające blask świecy, zdradzały jakąś wewnętrzną walkę. Niczym przerzucanie się argumentami za i przeciw. To oraz strzęp, niewielki ale zawsze, ubrań olśnił skalda. Widział już podobne stworzenia. Ojciec kilka tygodni po jego przedstawieniu przed umownym wodzem Domeny, kilka dni po Zgromadzeniu, pokazał mu jak kończy się utrata ścieżki. Jak kończy się poddaństwo szaleństwu i żądzy krwi. Wtedy, od tej prezentacji, tuż przed uśmierceniem nieszczęśnika, rozpoczęła się jego Droga. Skutek uboczny, kimkolwiek był wcześniej, poddał się Bestii. Uczony czy nie, choć wskazywały na to potłuczone szklane naczynia i odcień szat przebijający się spod brudu, stał się teraz zwykłą, bezsilną kreaturą. Przegrał, Fenrir zobaczył to w jego oczach sekundę przed tym nim rzucił się na podziwiającego jej "słodkość" wampira. Ten jednak nie dał się zaskoczyć i zręcznie wyminął stwora. Siłą rzeczy, góra mięśni, ścięgien, pazurów i zębów, zdziwiona czy nie, spadła na skalda. Liczył na wytrzymałość swej niewielkiej, bo zaledwie 50 centymetrowej tarczy, zarzuconej na plecach i wbił zimne żelazo toporka w szczęki stwora przylegając do niego ciałem by nie mogło użyć siły, a jedynie szarpać pazurami tył.
- Celuj w szyję! - krzyknął widząc gotowość do ciosu nowego wojownika którego imienia nie zapamiętał będąc zbyt skupionym na stworze.

Ragnaröek - Küss mich - YouTube
 
__________________
Kto lubi czytać, ten dokonuje wymiany godzin nudy, które są nieuchronne w życiu, na godziny rozkoszy.

Ostatnio edytowane przez Smirrnov : 14-04-2013 o 13:33.
Smirrnov jest offline