Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-01-2007, 11:56   #4
Bortasz
 
Reputacja: 1 Bortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputację
Uśmiech. Czerwone usta. Twarz ładnej dziewczyny a raczej już kobiety. Rude włosy spięte w kok. Bladoniebieskie oczy, które teraz są zamknięte. Śpi na siedzeniu w kabinie ciężarówki. Jest dobrze zbudowana, odciski na rękach świadczą, że wie jak trzymać broni. Kierowca, co chwile na nią zerka. Patrzy ze smutkiem i żalem jakby coś stracił. Jest to szatyn niezbyt umięśniony i chudy. Ubrany w jeansowe spodnie i kurtkę. Włosy krótko przystrzyżone. Bez zarostu. Nic szczególnego dopóki nie spojrzało się w oczy. Pełne inteligencji i spokoju. Łagodne i opiekuńcze zdawało się, że w obecnych czasach już się nie rodzą ludzie z takimi oczami. Nie po apokalipsie. I mają racje. Już tacy się nie rodzą.

” Gdyby wszystko potoczyło się jak by miało się potoczyć. Ja miałbym teraz pięćdziesiątkę na karku i mógłbym być jej ojcem. Widziałbym jak poszłaby na pierwszą randkę. Widziałbym jak robi najprostsze rzeczy. Bawi się śmieje plotkuje z koleżankami. Jak schodzi na śniadanie by zjeść normalny posiłek. A nie jak codziennie rano bierze te cholerne tabletki jak się zastanawia czy woda jest zdatna do picia czy też zabije ja pierwszy łyk. Widziałbym ja jak idzie na studia i uczy się fizyki, matematyki, filozofii. A nie jak uczy się zabijać by przeżyć. Cholerna wojna. Cholerny moloch. Znajdę na ciebie sposób draniu uwierz znajdę”

Wzrok kierowcy stwardniał na chwile jednak, gdy znów spojrzał na dziewczynę miał już swoje zwykłe łagodne spojrzenie.

„Nawet nie wiem jak ma na imię. Szła popychana myślą o dotarciu do jakiegoś konwoju. Zapytałem czy podwieźć ją. Wiem głupie i ryzykowne. Ale czujniki nie wykryły innych ludzi oprócz niej. Żadnej szkodliwej chemii czy biologii o promieniowaniu też nie mogło być mowy. A czujniki mam najlepsze. Była przestraszona i nie ufna się nie dziwie jej, pewnie się zastanawiała, czemu jej nie ogłuszyłem i nie zgwałciłem. Echh chyba naprawdę mam te pięćdziesiąt lat. A szła do Konwoju. Konwój słyszałem o nim trochę. Posterunek Nowy Jork i Appalachy razem stworzyli tą inicjatywę. Jeżdżą po stanach i handlują. A handlują wszystkim. A pamiętam czasy, gdy wystarczyło wziąć telefon wykręcić numer i w niecałe pół godziny dowiozą ci pizze. Teraz jak oni przejeżdżają kupić możesz wszystko od sprzętu po niewolników. Niewolnictwo w połowie drogi do dwudziestego drugiego wieku. Echh.”

Mężczyzna patrzył smutnymi oczyma na coś, co kiedyś było międzystanową. Teraz przydałoby się ją załatać. Chodzi o dziwo asfalt wciąż jakoś się trzyma mimo tylu lat bez konserwacji. Skręcił w prawo zjeżdżając z drogi. Zerknął na komputer podłączony w kabinie. Mapa na monitorze wskazywała, że zbliżał się do przepaści, nad którą był most. Był jest dobrym określeniem. Wcisnął parę klawiszy i mapa się oddaliła ukazując większy obszar. Przyglądał się monitorowi przez chwilę. Sięgnął za siebie po przezroczystą plastikową butelkę. Odkręcił i napił się wody.

”Woda. Nasza planeta w dwóch trzecich składa się z wody. A my musimy odkażać każdą kroplę. Dobrze, że skraplacz wody jest w każdej lodówce chwilka roboty i już masz stałe źródło tej życiodajnej substancji. A odrobina węgla aktywnego potrafi oczyścić to z większości świństw. Gdyby nie wojna wiedziałby to każdy, kto skończył podstawówkę. A teraz? Tak wiele straciliśmy. A tracimy coraz więcej. A ten cholerny podział. Tak Teksańczyk strzela do każdego, kto nie jest biały lub zdrowy. Meksykaniec do każdego, kto mu się nie podoba facet z Appalachów do każdego, kto obraził jego honor. A Moloch i jego twory walą we wszystkich po równo. Popieprzony ten świat. A to wszystko jego wina. Tej zardzewiałej puszki sardynek. Kto go wymyślił? Kto go stworzył? Skąd się wziął? I co najważniejsze, Co tak naprawdę jest jego celem?”

Kierowca rozmyślał tak przez reszta drogi. Jego twarz a zwłaszcza oczy, co chwilę się zmieniały. Smutek, złości, nienawiści, gniew, rozpacz i żal. Bez żadnego porządku w takt napływających wspomnień. Dopiero zaświecenie się czerwonej lampki wyrwało go z tych rozmyślań. Zatrzymał ciężarówkę. Włączył detektory na pełny zasięg i sygnalizowanie o wszystkim co się zbliży na sto metrów i jest wielkości człowieka.

”Pośpimy sobie tak do jedenastej. W tedy jest najlepsze słońce i akumulatory będą w miarę naładowane.”

Poprawił kurtkę, którą opatuliła się dziewczyna. Sprawdził szczelności kabiny i naczepy. Ułożył się wygodnie i zasnął. Cała ciężarówka spała. Tylko mrugające na monitorze małe czerwone kropki dawały jakiekolwiek ślady życia.

„Prysznic. Najprostszy luksus. I najbardziej cenny. Gdyby ci z Missisipi dowiedzieli by się, że marnuje wodę i to czystą by się wziąć zwykły prysznic chyba by mnie zastrzelili od ręki. A jakby wiedzieli, że daje wziąć prysznic jakieś obcej dziewczynie to każdy by mnie nazwał szalonym. Tak wiele najprostszych rzeczy straciliśmy. Tak wiele. Zaraz skończy. A do konwoju została niecała godzina jazdy, jeżeli wierzyć mapie.”

Do kabiny kierowcy weszła kobieta. Miała mokre włosy. Wydawała się być szczęśliwa i zadowolona. I to bardzo zadowolona.

- Dziękuje za prysznic.
- Nie ma za co. Zaraz będziemy na miejscu zostawię cię i jadę dalej.
- Nie dołączysz do konwoju?
- Nie.


Mężczyzna wyraźnie nie chciał nic więcej mówić. Kobieta nie nalegała.
Kabina kierowcy. Przód ciężarówki. Czerwony lakier lśni w słońcu. Zdawała się być troszeczkę większa niż te z przed wojny. W miejscach gdzie powinny być numery seryjne widać tylko jeden napis DETROIT. Przyczepa nowiutko duża pojemna niczym z reklamy. Na bokach wymalowane duże znaki.

Niewielu, prawie nikt tak naprawdę wie co oznaczają. Dach przyczepy ściąga promienie słoneczne i ich nie odbija jak resztą jest czarny i podzielona na kwadraty. Nad kabiną kierowcy wprawne oko może dostrzec potężne głośniki tuż za skraplaczem wody. Kabina i paka są połączone gumowym korytarzem nie dłuższym nić dwadzieścia pięć centymetrów. Opony wyglądały na nowiutkie. Nie zdarte błyszczące. Używano takich w samolotach. Jakim sposobem znaleziono aż tyle tak sprawnych można tylko zgadywać. Cały pojazd sprawiał wrażenie wyciągniętego z jakieś innej bajki. Nierealny i nowy pędził przed siebie w zniszczonym realnym starym świecie.

- Zaraz dojedziemy do tej willi pośrodku niczego. Pozwolisz, że zrobię wejście w moim stylu.

Dziewczyna zmarszczyła brwi z nieufnością, lecz skinęła przyzwalająco głową. Wcisnął kilka guzików na klawiaturze. W kabinie rozległa się perkusja. A oni właśnie ujrzeli willę i cały obóz.

- Na zewnątrz mam głośniki, więc sobie też posłuchają. A my ich sobie w tym czasie obejrzymy.

Ciężarówka skręciła w lewo i zaczęła objeżdżać całą tą bandę dookoła. A na monitorze pojawił się obraz i zabrzmiało.
Transformers!

(monitor)
http://www.youtube.com/watch?v=hmCqt...elated&search=

Kierowca obserwował z uwagą tą zbieraninę a muzyka grała. Objechali cały obóz. Odezwało się radio.

- Autobot to ty?
- Tak ja. Witaj rad.
- Czołem stary kupę lat.
- Rad powiedz mi gdzie znajdę szefa tego bajzlu?
- W willi zgłosi się tam.
- Dzięki.
- Niema, za co. Dołączasz do nas?
- Nie podrzucam tylko kogoś.
- Szkoda. No cóż na razie w takim razie.
- Na razie Rad.


Kierowca skręcił w prostą ścieżkę zrobioną z pojazdów w stronę willi. Jechał tak nierealny i inny od złomu, który go otaczał. Wszyscy na niego patrzyli. Niczym na ducha z zamierzchłej przeszłości.

„To ma być baza? Jedna bomba chemiczna Molocha i jest kupa wraków na środku pustyni. Wraków i trupów.”

Muzyka przestała grać. Zatrzymał się przed willa i podał dziewczynie torbę.

- To nie moje.
- Twoje, twoje spokojnie. Ta torba jest większa i z całą pewnością ci się przyda. Uwierz mi.


Rozbrajający szczery uśmiech? Czy też ton głosu sprawił, że mu uwierzyła? Nie. To oczy szczere i łagodne. Już z takimi się nie rodzą. Wzięła torbę. I stała patrząc jak odjeżdża. Nierealny chodzi najbardziej realny ze wszystkich. Z boków kabiny wysunęły się dwa maszty. Załopotały flagi. A z głośników popłynęła muzyka.

http://www.youtube.com/watch?v=beGoTCErynE

Autobot wstał i przeszedł korytarzem do przyczepy. Gdy mijał zdjęcie trzech dziewczyn przy jego ciężarówce pocałował palce i przyłożył do każdej z twarzy i przeczytał podpis.

- Chip. Kociak. Jay.

”Wspaniałe dziewczyny.”

Minął bez słowa oprawiony w ramce klucz do miasta z napisem.
Wdzięczni mieszkańcy Nowego Jorku.

Spojrzał na oprawioną kartką papieru. Był zadowolony, że pasażerka tego nie zobaczyła.
Nadaje się tytuł szlachecki za wybitne zasługi dla Federacji Appalachów.
”By się zdziwiła pewnie.”

Zasiadł przed komputerem. Na monitorze wyskoczyło.

Co będziemy dzisiaj robić?
To samo co każdej nocy Optimusie.
To znaczy?
Będziemy ratować świat!
Hasło przyjęte.
Kontynuować projektowanie?
Tak
Wykonuje. Miłej lektury.

Uśmiechnął się z zadowoleniem. Dobrze jest mieć swoją chwile spokoju i normalności by do końca nie zwariować. Na monitorze wyskoczyły plany i cyfry.

Zamiana Samolotu „Herkules” w Bazę Operacyjną.

Wziął książkę, która leżała nieopodal. W tytule skreślono słowo ostatnia i napisano pierwsza. Cały tytuł brzmiał teraz.
Sztuka pilotażu dla początkujących lekcja pierwsza. Lądowanie.

Zagłębił się w lekturze.
Autopilot wiedział gdzie ma jechać. Mapa na monitorze głosiła.
Bazy lotnicze na terenie U.S.A.
Obozujący konwojowicze obserwowali go dopóki nie znikł im z oczu. Nierealny niczym duch. Duch zamierzchłej epoki, która minęła bez powrotnie. Epoki, która miała możliwości, które przepadły, nadzieję, która zgasła.
Czy był realny? Czy naprawdę nowy? Czy może było to złudzenie wywołane Tornadem? Czy kiedyś znowu go spotkają? Może tak, może nie. Teraz jednak trzeba wziąć znowu swoje lekarstwo i martwić się dniem dzisiejszym.
 
__________________
Właściwością człowieka jest błądzić, głupiego - w błędzie trwać.— Cyceron
Mędrzec jest mędrcem tylko dlatego, że kocha. Zaś głupiec jest głupcem, bo wydaje mu się, że miłość zrozumiał.— Paulo Coelho
Bortasz jest offline