Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-04-2013, 03:17   #1
goorn
 
goorn's Avatar
 
Reputacja: 1 goorn wkrótce będzie znanygoorn wkrótce będzie znanygoorn wkrótce będzie znanygoorn wkrótce będzie znanygoorn wkrótce będzie znanygoorn wkrótce będzie znanygoorn wkrótce będzie znanygoorn wkrótce będzie znanygoorn wkrótce będzie znanygoorn wkrótce będzie znanygoorn wkrótce będzie znany
Malazańska Księga Poległych

Pobieżnie przeglądając tytuły tematów w tym dziale ze zdumieniem stwierdziłem, że żaden nie mówi o tak znanej przecież i powszechnie cenionej serii fantasy "Malazańska Księga Poległych". Z ciekawością więc dowiem się co inni sądzą na temat tego dzieła, albo raczej: czy są na forum ludzie dostatecznie silni psychicznie, by doczytać do końca :P
Powiem może trzy słowa od siebie na początek.

To było dobre kilka lat temu jak dorwałem w łapy pierwsze dwa tomy serii. Świetnie pamiętam, jak ogromne wrażenie na mnie zrobiły i jak niesamowicie dobrze mi się czytało. Pewnie nie byłem na tyle dojrzały, by wszystko rozumieć, ale zupełnie nie przeszkadzało mi to w chłonięciu lektury. Śmieszna sprawa z tym wynikła, bo to były wakacje, książki były pożyczone, a niebawem miałem wracać do swojego miasta, kilkaset kilometrów dalej. Ostatniego wieczoru przed odjazdem ogarnąłem się, że został mi do przeczytania prawie cały drugi tom. Skończyłem o ósmej rano i to była niesamowicie intensywna przygoda z lekturą. Może dlatego ostatnie sceny tak wryły się w pamięć i przeżyłem to jak nic innego w literaturze. Po latach z nostalgią wróciłem do tego pamięcią, natykając się na dyskusję o tym w sieci. Nie wiele myśląc, za zarobione przez wakacje pieniądze nabyłem całą serię która teraz dumnie prezentuje się na półce. Sporo tego i sporo kasy wydałem, ale wydawało mi się, że ze świecą szukać równie dobrej serii fantasy.Z zapałem zacząłem czytać od początku. Kulminację przyjemności przeżyłem przy tomie 3 (Wspomnienie Lodu). Fantastyka na najwyższym poziomie.
Następny tom był również naprawdę dobry, a później... Być może to zmęczenie materiału, ale w moim odczuciu to była równia pochyła. Każdy kolejny tom wydawał się pisany w coraz bardziej wydumany i wymuszony sposób. Ta saga ma to do siebie, że musisz wiele stron przerzucić by się zorientować o co chodzi, ale w późniejszych tomach miałem wrażenie, że to przestawał być celowy zabieg literacki. Na czytelnika nie czekały fabularne tajemnice, tylko wątki zakończone w tak niezrozumiały i niejasny sposób, że często po długiej analizie dalej nie wiedziałem, co faktycznie się stało/dzieje. No cóż, może to ze mną jest problem.
Szczególnie tomy/wątki z Tiste Edur były bolesne dla mnie. Nadęte, przesadnie zawikłane, często niezrozumiałe lub dziwaczne (kwintesencją tego jest podróż Klipsa i grupy tych Edur z wyspy - jeju).

Kolejną wadą jest postępujący proces "prachetyzacji" (moje robocze pojęcie) serii. O ile w początkowych tomach wątki humorystyczne są oszczędne i bardzo smaczne (Kruppe i żołnierskie żarty Malazańczyków, względnie [jeszcze nierozbuchany do niemożliwości] fiśnięty Kapłan Cienia), o tyle później nie da się przewrócić strony by nie wpaść na sceny, czy postacie które mają bawić, a których jest zdecydowanie zbyt dużo. Ta "prachetyzacja" dotyczy też kreowania dużej części wątków i bohaterów. Nieumarła piratka o nienasyconej chuci? Geniusz finansowy zawinięty w koc, rozbijający całe imperium za pomocą swoich machinacji, mimo, że wygląda raczej na kogoś niespełna rozumu? Jego lokaj, który jest... No, nie chcę spoilerować, kto czytał ten wie. W każdym razie zupełnie niezwykłym lokajem. Obrzydliwe małżeństwo dziwacznych kapłanów? Wielki wojownik otwarcie informujący wszystkich, że planuje w niedługim czasie zniszczyć cały świat? Czy to się z czymś nie kojarzy? Mi zbyt wyraźnie, zbyt duże się robi tego nagromadzenie. Nie żebym nie lubił Świata Dysku, ale "Malazańska" jest historią epicką, brudną i smutną, więc ta "prachetyzacja" rozbija klimat.

Kolejnym moim zarzutem, ale to tylko taki lekko niepełnosprawny zarzut, jest to, że jeśli nie prowadzisz notatek, to najpóźniej przy piątym tomie będziesz miał duże problemy żeby się sprawnie w historii połapać. Nawet czytając tomy ciurkiem. Jeśli spróbujesz robić przerwy, lub przeplatać to inną lekturą, to już w ogóle może zapomnieć o sprawnym kojarzeniu postaci i wątków, które pojawiają się i znikają, by pojawić się znowu np 3000 stron dalej (a więc powinienem skądś kojarzyć tę armię? Szlag.).

Skutkiem tego wszystkiego jest to, że ukończyłem 8 tom i robię sobie właśnie dłuuugą przerwę. Obawiam się, że gdy wrócę, będę miał ogromny problem, by zrozumieć cokolwiek...

Żeby nie było, że saga jest do bani i się zawiodłem - otóż nie, seria jest w dużej części fantastyczna. Tak niebanalnie opowiadanych historii ciężko szukać w innej prozie tego gatunku. Bohaterowie są niesamowicie żywi, zwroty akcji zaskakują nieustannie. Świat przedstawiony jest niezwykle oryginalny, powala na kolana epicki rozmach dzieła: część bohaterów z pierwszego tomu osiąga boskość koło tomu czwartego (seria ma tomów 10), akcja dzieje się na wielu kontynentach i na przestrzeni setek tysięcy lat. Świat ma swoją złożoną historię a nawet prehistorię.
Pomysły autora są wspaniale, a wyobraźnia niezgłębiona. Można tu znaleźć całe tony inspiracji. Gdyby nie te kilka 'ale', które opisałem wyżej, mielibyśmy do czynienia z arcydziełem fantastyki. A tak jest to seria, którą przeczytać (byle etapami, z czasem na odpoczynek i z prowadzeniem notatek) wręcz należy, ale którą czytać bywa trudno. Tyle ode mnie.
 

Ostatnio edytowane przez goorn : 14-04-2013 o 03:21.
goorn jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem