Fernando od jakiegoś czasu cieszył się z trwałego lądu pod stopami, po długiej morskiej podróży była to miła odmiana. Nie inaczej przyjął też zlecenie, hojnie opłacone z góry zaliczką. Co prawda nie wiedział jeszcze jakie zadanie czeka na niego, jednak dzięki temu zapowiadało się ono jeszcze ciekawiej.
Z radością przyjął też widok wszelkiej maści podróżnych, z których przynajmniej cześć zdawała się , że pochodził z odległego Imperium. Fernando był spragniony opowieści z tego odległego zakątka świata, ponoć zimnego i zainfekowanego chaosem do szpiku kości. Właściwie to prócz plotek niewiele o Imperium wiedział, a okazja do zmiany tego stanu rzeczy znajdowała się dosłownie na wyciągnięcie ręki. Nim jednak zdołał zaczerpnąć językiem - zarówno wieści jak i wina zdarzyło się coś, czego co prawda oczekiwał, ale z pewnością nie tak prędko. Zrobiło się mu żal przebitego strzałą chłopaczka, jednak adrenalina i od dawna wyczekiwana akcja sprawiła, że szybko przeszedł nad śmiercią chłopaka do porządku dziennego. Na ulicach miast Estalii śmierć młodzieńców nie była zresztą niczym niezwykłym. Combate mis amigos ! - zawołał zadowolony z sytuacji młodzieniec. Jego pociągła, mocno opalona twarz, akcent i słownictwo zdradzały co bardziej zorientowanym Estalijskie pochodzenie. Ubrany był w luźny choć dość wyszukany strój, a ci którzy byli bliżej czuli od niego słaby acz przyjemny zapach, z całą pewnością pochodzący z dobrze dopasowanych perfum. Stawiał sprężyste kroki, niemal tańczył przesuwając się wśród ogólnego zamieszania jakie momentalnie zapanowało w karczmie. Spoczywający przy boku rapier , niejako w ślad za wzrokiem młodzieńca, rzucał wyzwanie wszystkiemu i wszystkim , którzy mieli ochotę lub odwagę je przyjąć. W tejże chwili pierwszymi ochotnikami okazała się banda goblinów na wilkach. Dla Fernanda było rzeczą naturalną odczuwać radość z silniejszego przeciwnika, gdyż cóż za chwałę zgarnąłby pokonując jakieś mizeroty? Nie miałby o czym opowiadać po powrocie do domu, a to byłoby gorsze niż wieloletnia tułaczka, a być może nawet śmierć. Młody Estalijczyk nie musiał się nad tym dłużej zastanawiać, nie dopuszczał bowiem nawet myśli, że powrócił by w rodzinne strony bez opowieści i dokonań.
Nie znał ludzi którzy przybyli na spotkanie, domyślał się jednak w jakim celu przybyli. W tej chwili nie miało to jednak większego znaczenia, szykowała się bitwa a ta była żywiołem w jakim obracał się Fernando.
Wiedział, że wyskoczenie na zewnątrz skupiłoby tylko cały atak na nim i zapewne jeźdźcy nie zdołaliby dojechać a już młodzieniec z Estalii leżałby na ziemi nafaszerowany strzałami niczym jeż. Fernando długo uczył się walki, jednak główny nacisk stawiano w niej na fortele i uniki. W tej chwili najbardziej racjonalną rzeczą jaka mu przyszła do głowy było zrobieniu użytku ze swego łuku. Przypadł do okna i korzystając z osłony jaką mu ono dawało, począł strzelać do nadjeżdżających przeciwników. Strzelanie było o tyle prostsze, że nie celował w nikogo konkretnego. Gobliny na przerośniętych wilkach jechały jeszcze dość blisko siebie i stanowiły łatwiejszy cel zwłaszcza dla niedoświadczonego łucznika.
Miał jednak przeczucie, że wkrótce banda rozjedzie się po wiosce a wówczas będzie miał okazję wykorzystać w praktyce szermiercze nauki don Alfonso.
Ostatnio edytowane przez Eliasz : 14-04-2013 o 14:14.
|