Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-04-2013, 17:59   #27
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację

Piękna, idealna. Czerwone, pełne usta kusząco rozchylające się przy każdym kolejnym słowie, które wypowiadała. Gęste, brązowe włosy spływające z kasku w spektakularny, wręcz filmowy sposób. Mimika, sugestywne gesty przesycone życiem i wigorem… Zapewne też bez większego trudu mogłaby uzyskać członkostwo w klubie Mensa. Broniewska roztaczała wokół siebie czar, jak gdyby sama nie pochodziła z tej ponurej rzeczywistości, w której zagnieździł się Adam. Na dodatek jako lekarka piastowała zawód dający pewien status społeczny. Podsumowując - M. Broniewska grała główną rolę w mokrych snach każdej potencjalnej teściowej.

W innej sytuacji Adam zakochałby się do szaleństwa. Nie było to trudne, lecz raczej… oczywiste. Broniewska spijała archetyp Ideału z podświadomości całej ludzkości, po czym sama się nim stawała. Nastolatki odchudzały się, by uzyskać jej talię. Wielkie koncerny dermatologiczne pracowały całymi latami, by stworzyć krem zapewniający nikły pierwiastek nieskazitelności jej cery. Wynalezienie pierwszej kredki do oczu i maskary mogłoby być zainspirowane głębią jej spojrzenia. Adam czuł, że ma przed sobą kwintesencję magii telewizji, tylko… dającą się dotknąć.

Czas wcale nie zwolnił pomiędzy nimi dwojga. Policja uwijała się jak w ukropie, co tylko przypominało Molińskiemu, że kolejne ułamki sekundy mijają. Gdy już wszystkie słowa Broniewskiej wybrzmiały, przyszedł czas na jego odpowiedź. Adam oniemiały spoglądał raz na motor, raz na kobietę, której najwyraźniej bardzo się spieszyło.

- Jak go… zapaliłaś? - zapytał. Nie wątpił, że udało mu się przebić wszechobecny szmer i dotrzeć do jej uszu. Idealnych uszu o perfekcyjnie skrojonym kształcie małżowin.

- A czy to ważne?! - kobieta wydęła wargi jak prychająca kocica. - Wskakuj, jeśli nie chcesz stracić też przyjaciółki!

- Też? Czyli co jeszcze straciłem oprócz niej? Motor? - wskazał na maszynę, której lakier połyskiwał w światłach policyjnych wozów. - Czy raczej... - zbladł, gdy do głowy napłynęło mu świeże wspomnienie rozmowy z matką. - Kim ty w ogóle, kurwa, jesteś?! Skąd wiedziałaś, że tu jestem? Jaką mam pewność, że nie zawieziesz mnie... chuj wie gdzie? Kurwa, daj mi jeden powód, dla którego powinienem znów się wtrącić w życie człowieka, który...

Adam nie dokończył. Krążył wzrokiem wszędzie, byle tylko nie napotkać na minę Broniewskiej. Zacisnął mocniej pięści. W jakim niebezpieczeństwie mogła tkwić Lena? Nieprawdopodobne, by jakiekolwiek zagrożenie czyhało na nią w bezpiecznym, dwupokojowym mieszkaniu jego dobrej znajomej. Życie Adama zaczęło zmierzać w nieznanym kierunku. Jak kauczukowa piłeczka rzucona w dal z rollercostera. Moliński próbował tylko znów przejąć stery.

Kobieta patrzyła na niego z niezmąconym spokojem. Wydawało się, że jego eksklamacja nie wywarła na niej żadnego wrażenia.

- Jedziesz czy nie? Na gadanie przyjdzie pora, a teraz trzeba działać. Jak chcesz jechać z przodu, to rusz dupę.

Adam dostrzegł kątem oka, jak policjant zmierza w jego stronę. Funkcjonariusz być może chciał zapytać o przebieg wydarzeń w Cafe Piza, czy dociekać innych szczegółów. Istniało jednak prawdopodobieństwo - bez względu na to jak bardzo nikłe - że dostrzegł ślady krwi na dżinsach Adama. Mężczyzna zaklął w duchu, po czym znów skoncentrował uwagę na Broniewskiej.

- Ok, jadę z przodu - skinął głową, spoglądając ukradkiem na policjanta. - Posuń się. Szybko. Dokąd jechać?

Istniała możliwość, że Lena postanowiła go nie posłuchać i w środku nocy wybrała się Bóg wie gdzie. Adam nie był już pewny niczego, co jej dotyczyło. Zdawało mu się, że kobieta, którą znał przez tyle lat… jest zupełnie inną osobą. Dawno przestał rozmyślać nad szczerością jej intencji - zdążył już wziąć za pewnik to, że okłamała go w sprawie okaleczenia. A skoro tak sprawy się miały… nie wiedział, czy rzeczywiście powinien wskakiwać na białego rumaka, po czym spieszyć na ratunek kłamliwej królewnie.

- Poprowadzę cię - kobieta przesunęła się, a gdy wsiadł, objęła go rękami w pasie, jakby to była najnaturalniejsza czynność. Adam skłamałby, gdyby rzekł, że nie podobało mu się to ani trochę.

- Jeszcze jedna rzecz... - dodał, po czym zagazował i maszyna ruszyła naprzód. - Jak masz na imię?

- Joanna. Jedź.

Więc pojechał. A potok myśli zaczął kotłować się w jego głowie. Joanna? Nie M. Broniewska…? Tak, był głupcem, sądząc że kobieta, która siedziała tuż za nim rzeczywiście pracowała w jakimś cholernym szpitalu. Wystarczyło po prostu wziąć czyjś kitel i przespacerować się po nie do końca sterylnie czystych płytkach szpitalnego korytarza, by uzyskać status doktora. Nieprawdopodobne. Kim była ta kobieta? Dobrą wróżką…? Już prędzej Leny, bo raczej nie jego. Nie była też do końca taka słodka, jak mu się z początku wydawało. Potrafiła odpyskować.

Jedna rzecz Adamowi nie dawała spokoju - dlaczego pielęgniarki nie zareagowały na nią, jak na obcą? Musiały przeczytać plakietkę, która widniała na piersi Joanny, a jej twarz oczywiście nie pasowała do nazwiska faktycznie pracującej w placówce kobiety. Gdyby Adam przylepił sobie identyfikator Madonny, nikt nie zastanawiałby się długo, czy stoi przed nim królowa popu.
Teoretycznie to zamieszanie dało się jakoś racjonalnie wyjaśnić - może prawdziwa Broniewska pracowała na innym oddziale, dlatego pielęgniarki jej nie kojarzyły. A może i identyfikator był fałszywką. Lecz wciąż… Adam czuł, że siedzi za nim wielka niewiadoma. Nie wiedział, czego spodziewać się po Joannie. Nie miał też pojęcia, jakie motywy nią kierują.

- Uważaj! - krzyknęła.

Adam prędko skręcił w prawo, omijając samochód jadący z przeciwległej strony. To była jego wina - zagapił się, zamyślił i nie zauważył niebezpieczeństwa. Przeklął w duchu samego siebie, a także własne roztrzepanie.

Moliński nie wiedział, czego spodziewać się po Joannie, ale zdawała się być sprzymierzeńcem. Nieważne, jak bardzo nieprawdopodobnym.


Droga stała otworem. Światło latarni odbijało się od mokrego bruku. Silnik motocyklu rzęził przyjemnie. A na plecach Adama pozostawało ciepło kobiety, która prowadziła go do jednego, wielkiego znaku zapytania.
 

Ostatnio edytowane przez Ombrose : 15-04-2013 o 18:16.
Ombrose jest offline