Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-04-2013, 04:30   #1
Libertine
 
Libertine's Avatar
 
Reputacja: 1 Libertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodze
[Fallout] Śladami Wybrańca 18+ - SESJA PRZERWANA

Den


-Pojechany kosą skurwiel- odparł jeden z brodatych twardzieli, pikując na zbliżającego się popalającego fajkę poszlachtowanego po pysku skurwysyna. Szedł tak, jak gdyby zaraz miał machnąć tym podrzucanym w dłoni kutasem i pojechać jednego z nich po mordzie. Miał jaja.

Ustawił się elegancko, rozstawił nogi, które chodziły dziko jakby właśnie trzasnął porządną dawkę jetu. Odlot, kosmos, kamikaze, ciężko było określić jego wyraz twarzy, gdy stał przed nimi wpatrując się gdzieś w odległy horyzont. Widać, że suszyło go dochodzące za siarczanych stratocumulusów Słońce, co widać było po jego wykrzywionych w grymasie ustach. Obaj rozpoznali to bez chwili wahania przy okazji podziwiając jego zwisającego na plecach Shotgun'a. Dubeltówka, z wybitym na stali napisem "/Przeznaczone dla dzieci powyżej lat 3/", spojrzeli na siebie i pokiwali brodami, a potem wpatrzeni już prosto w oczy potwora, którego osmolona czadzą twarz współgrała z kruczoczarną ciasną skórą, spod której wychodziły dwa czerwone od trudów bicepsy. Zakręcił właśnie nożem i spojrzał jak gdyby miał zaraz wydłubać im to cacko lub wpakować kule wprost między oczy.

-Ahoj chłopaki, wiecie gdzie znajdę Rockfell'era?

Spytał, a ich twarze wykrzywiły się w nieprzyjemnych uśmiechach, lecz odór z ich śmierdzących mord dotarł do jego nozdrzy psując mu zabawę. Dopiero niedawno skołował motocykl, zebrał porzucony szmelc z pustkowi pozostawiony po częstych krwawych starciach podróżujących drogą 139 karawan, gdzie niedaleko w toksycznych pozostałościach po jeziorach, które to powstały na dnie kanionów zmutowały się pieprzone Szpony Śmierci, na szczęście jego Indian



Chief, którego pokazał chłopakom wręczając pocztówkę schowany był w bezpiecznym miejscu daleko na północ, a gdy wspominał jego rżenie i przyśpieszenie, które to niestety ostatnimi czasy ograniczone było starą przyczepą obładowaną jet'em. Irytowało go to niezmiernie i dawało poczucie jak gdyby zaraz miał natrafić na skurwieli zakotwiczonych szmelcem stworzonym tylko po to by zadać mu jak najwięcej bólu. Gdyby jednak odłączyć żwawo bagaż to torpeda między udami mogła by trzasnąć się nawet 160 mil, gdyby jakimś cudem utrzymał się na grzbiecie. Stresował go tylko fakt, iż musiałby porzucić całe to gówno, warte tyle szmalu. Wolał skupić się na chwili obecnej i trzasnąć Bud'a, póki jeszcze mógł. W końcu znów przyjdzie mu przeżyć przygodę na ostrzu noża ryzykując swe zasrane życie na bezkresnych drogach Wolnej Ameryki. Szkoda, że mógł jeździć tylko nocą, na zmianę z fiutami, którzy nigdy nie gasili świateł. A, jet wraz z nałogiem miał odfrunąć jak najszybciej aż do Klamath. W każdym razie wskazując brodaczom gestem wydzierganą ostrzem z tyłu listę gnatów, które własnoręczne zebrał z gówna jednego z tych ogromnych potworów podniósł wzrok i znów ujrzał ich szpetne uśmiechy.

- Aye, aye. Damy ci za nie 3000.


Wiedział, że może spróbować szczęścia u Lary, ale może się to skończyć się cholerną kulą w piersi na jego ramieniu, nie jeden już oddał własną naszywkę. Cholerna dziwka, ale szanował jej respekt do prawa, przy najmniej nie takiego jak widzieli to dupki z BoS'u. Jet sprawiał, że chciałby być już jedną nogą w NCR, a do jasnej kurwy najlepsze cacka przed broniom laserową kręcą cwaniacy z Krypty, co by spokojnie dało się wyhandlować za grubszą imprezę. Ivy, uśmiechnął się myślami błądząc o idei wybuchu nuklearnego reaktora, który to jak zdradził mu po fajce stary Harold "Jedzie na ostatnim gazie". Przydałoby się rozjebać ich system, padłyby wieże, zasilanie, a sprzętu po pachy, żeby kto jeszcze kumał, że żaden ze stojących tam strażników pojmuję jak obsługuję się porządną maszynę do trawienia ludzi. Spojrzał po pokiereszowanych fagasach i odparł tak:

- Nie ma mowy, biorę najgorszego minigun'a jaki macie, bądź części, może być nawet rozjebana lufa lub nie działająca przekładka.

Popatrzeli na siebie, a potem wspominając ogromny magazyn w części na wschodniej miasta stwierdzili, że może być to całkiem niezła umowa. Kiwnęli do siebie głowami jakby w geście zrozumienia, a Ivy przycisnął lekko zęby, jak gdyby już czuł się oszukany. Wodząc sporych rozmiarów barkami brodacze rozeszli się kierując się w inną stronę, zaś wzrok okolicznych ćpunów wlepiony był w skórzane spodnie, którymi Ivy zamiatał jak samolotami.

***
 

Ostatnio edytowane przez Libertine : 20-04-2013 o 16:04.
Libertine jest offline