Ciepłe i jasne promienie słońca obudziły ją, rażąc w oczy. Otwierała je powoli, zamykając je raz po raz by uniknąć oślepiającego światła. Gdy już na dobre się przebudziła ujrzała siano, które było wręcz wszechobecne. Ześlizgnęła się cicho ze stogu i optrzepała z źbeł ubranie. Potem usiadła i poczęła przeczesywać dokładnie palcami włosy w poszukiwaniu traw, które wkradły się między nie. Rozkoszowała się przy tym cudowną, ptasią muzyką i błękitem nieba. Wkrótce wstali jej towarzysze. Najpierw krasnolud Muran, bo chyba tak brzmiało jego imię, później Larch. Kiedy wstał EsQuero podniosła się i zaczęła przysłuchiwać dialogowi, który prowadzili. Jako że nie czuła zbyt silnego głodu nie musiała iść do miasta, ale chciała uzupełnić zapasy strzał i jakieś pachnące mazidło do kąpieli.
Do Larcha: -I ja pójdę wraz z wami. Mam kilka rzeczy do kupienia przed wyprawą. Poczekajcie tylko chwilę, gdzyż muszę się spakować do kupy.- mówiąc to podniosła z ziemi swój łuk i kołczan, wzięła torbę z resztą ekwipunku i pobiegła w kierunku mężczyzn. |