Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-04-2013, 19:15   #11
Milly
 
Milly's Avatar
 
Reputacja: 1 Milly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputację
Pierwsze rozdzielenie

- Mówisz, że powinniśmy się stąd jak najszybciej wydostać? - spytał Konrad. - Inaczej tam - wskazał na górę, gdzie - umownie - powinien się znaleźć prawdziwy świat - staniemy się kłamstwem? Czymś w stylu miejskiej legendy? - upewnił się. Layla zaczynała się już nudzić. Zmierzyła go surowym wzrokiem.

- Kiedyś nie miałeś problemu z uwierzeniem w moje słowa. Zmieniłeś się. A, już wiem - dorosłeś! - położyła nacisk na ostatnie słowo. - Tak, musicie się stąd wydostać jak najszybciej. Nie wiem czym się staniecie TAM, ale TU przestaniecie być sobą. Przestaniesz mieć swoje... właściwości.

- W takim razie odpowiedz mi na dwa pytania. Po pierwsze - w jaki sposób mamy to zrobić? Przebyć siedem gór, siedem rzek? Zwyciężyć olbrzyma? No i... - Konrad przyklęknął; ich oczy znalazły się na tej samej wysokości. - Co ty będziesz z tego mieć, Laylo? Przecież dla ciebie byłoby lepiej, gdybym tu został.

- Tak myślisz? Może byłoby lepiej... Ale wpadłam na lepszy pomysł. Po prostu zabierzesz mnie ze sobą. I będzie tak, jak dawniej. Ty i ja, w prawdziwym świecie. - Dziewczynka uśmiechnęła się słodko. - Musimy tylko dotrzeć tam, gdzie znajduje się rdzeń wszystkich kłamstw, do Podstawy. Tam będzie portal do waszego świata. Sama nie mogę z niego skorzystać... - uprzedziła pytanie Konrada.

Nagle ogłuszający piorun przeszył niebo tuż nad ich głowami. Huk był tak duży, że ziemia zadrżała. Zerwał się silny wiatr i podniósł ze spękanej ziemi kurz i drobinki piasku. Layla wyglądała na zaskoczoną i przestraszoną.

- Nie zdążyłam wam wszystkiego wytłumaczyć! Teraz już nie ma czasu. Szybko, wynosimy się stąd! Trzymajcie się blisko siebie! Idziemy w stronę tamtych wzniesień, może nam się uda. Ten świat nie jest stabilny i często lubi się zmieniać...

Felicja dotąd była ignorowana przez Konrada i dziwną małą dziewczynkę. Sama też bardziej była skupiona na połamanym psiaku, który z każdą chwilą garnął się do niej coraz bardziej. Teraz jednak coś zaczynało się dziać i nawet ta mała, która tylko z wyglądu przypominała kilkulatkę, zaczęła się bać. Czy mogło im tu grozić niebezpieczeństwo? Felicja wzięła Alphę na ręce, choć Layla próbowała protestować.

- Będzie nas spowalniał! Musimy się spieszyć, nie ma czasu!

Felicja była nieugięta i choć pies ważył trochę i był wystraszony, kobieta niosła go na rękach.

Wiatr przybierał na sile, wkrótce kurzu i piasku było w powietrzu tak wiele, że ledwo się widzieli. Po paru minutach rozszalała się prawdziwa piaskowa burza. Wiatr wył jak opętany, drobinki piasku smagały po twarzy i rękach niczym bicze, wciskały się do oczu, uszu i ust, spowalniały ruchy. Ani Felicja, ani Konrad nie widzieli już siebie na wzajem i nie wiedzieli gdzie się znajdują. Piach krępował ich ruchy, dusił i więził. Wydawało się, że to już koniec...



*
Felicja


Wciąż trzymała w ramionach psa, jakby był jej jedyną deską ratunku. Wtulała twarz w zmierzwioną sierść, która dawała nieco ochrony przed bezlitosnym piaskiem i próbowała iść dalej. Krok po kroczku. Podświadomie wiedziała, że jeśli zostanie w tym jednym miejscu, piasek po prostu ją zasypie. Tylko ruch może ją ocalić. Kroczek po kroczku, po kroczku i nagle... chlup!

Gwałtowne wycie ustało, wiatr ucichł, zmieniło się zupełnie otoczenie. Pod nogami poczuła chlupotanie wody. Alpha popiskiwał w jej ramionach. Kobieta otworzyła oczy i zobaczyła, że znajduje się w kanale, szerokim na około dwa metry. Wysoko w górze majaczyło zachmurzone niebo. Na końcu kanału, w wodzie, leżała kobieta...




*

Konrad


Nie rozumiał dlaczego Layla jest taka zdenerwowana. Nadchodząca burza wyprowadziła ją z równowagi. Dopiero kiedy rozpętało się prawdziwe piekło, zrozumiał dlaczego. Jeden fałszywy ruch, jeden postój i zdradliwe piaski pustyni nigdy nie dałyby im stąd odejść. Trzymał jej małą rączkę przez całą drogę i czuł się tak, jakby ta rączka idealnie pasowała do jego dużej dłoni. Chciał ją osłonić przed chłostającymi piaskami pustyni, ale w całym tym piekle ani nic nie widział, ani nie słyszał, ani nie mógł wykonywać żadnych manewrów. Czuł tylko jej dłoń.

Nagle Konrad potknął się, a rączka Layli wyszarpnęła się z jego uścisku. Poleciał jak długi - ale nie w morderczy piasek, tylko na twardą podłogę. Poczuł przenikliwy smród. Po burzy piaskowej nie było już śladu. Leżał na podłodze, w niewielkim białym pomieszczeniu. Pośrodku stało stalowe, szpitalne łóżko. Na nim kotłowała się brudna, nieprana chyba latami pościel. Na środku łóżka siedział staruszek i łypał na Konrada bystrymi oczami. Tylko one, w całej jego postaci, wydawały się żywe i zdrowe. Skóra na jego ciele była zrogowaciała i miejscami odchodziła płatami od ciała. Nie miał obu rąk i jednej nogi. Był krańcowo wychudzony, co podkreślała bardzo nieświeża, rozdarta koszula, odsłaniająca żebra i odleżynowe rany na ciele staruszka.

Layli nigdzie w pobliżu nie było widać.

 
Milly jest offline