Kakada, bo towarzysze nie znali jej prawdziwego imienia wkroczyła do karczmy ukrywając coś pod płaszczem. Trzymała tam swojego najlepszego przyjaciela, gołąbka. Był bardzo mały i spokojny nie sprawiało żadnego problemu ukrycie go przed oczami wieśniaków w knajpie.
Wygląd Nataszy w skrócie można opisać tak, była niska ruda, piegowata i miała zielone oczy. Posługiwała się magią kręgu światła i kochała boginię Shallya. Nosiła przy sobie zawsze księgę wiedzy tajemnej, kij oraz gołąbka. Krzepka budowa po ojcu pozwalała jej na walkę w zwarciu lecz to nie było dla niej, była zbyt spokojna. Jej powołaniem było niesienie pomoc starym i chorym istotom. Często brano ją za czarownicę i chciano spalić na stosie, powiesić czy ściąć ale przyzwyczaiła się już do głupoty gawiedzi. Zawsze wychodziła z takich kłopotów. O dziwo nawet wrodzona naiwność jeszcze jej nie zabiła. Pochodzenie było dla większości nie znane, wiedzieli tylko że jest z Imperium. Ogólnie rzecz biorąc była dobra i piękna lecz niestety niedostępna. Wydawało się jej że jest tajemnicza lecz taka nie była.
Cała zmarznięta i głodna dziewczyna postanowiła od razu ogrzać się przy palenisku. Rozsiadła się zaraz obok niziołka który jak zwykle bawił się ze swoim psem. Wyciągneła parę kartek i piór. Miała zamiar napisać parę słów o miejscu w którym wylądowała ale po chwili zastanowienia oszczędziła im wstydu. Schowała wszystko jednak do torby. Uśmiechnęła się lekko i odwróciła głowę w stronę ognia. Zastanawiała się nad podróżą w trakcie której była. Już jakiś czas temu mówiła że potrzebuje odpoczynku od tego całego hałasu, a oni jak na złość zatrzymali się w obskurnej karczmie. O swoich ziomkach nie myślała źle lecz czasem wydawało jej się że spowalniają ją i specjalnie denerwują. Nie zmieniało to faktu że lubiła ich i im ufała choć czasem jej podbierali prowiant. Cała ta sytuacja przypominała jej dzieciństwo. Kiedy to ona zajmowała się obowiązkami starszej siostry. Na chwilę przysiadła przy palenisku i poczuła zmęczenie. Jeszcze przez parę minut spoglądała w ogień lecz ... sen zmógł ją momentalnie. Obudziła się po godzinnej drzemce. Nie zginęło jej nic na jej szczęście. Odrzuciła mokry płaszcz na bok. Powoli i z typowym dla siebie uśmieszkiem lecz nadal zmęczona i obolała zwlekła się z podłogi. Była bardzo głodna, więc podeszła do lady. Hej mogę tutaj zjeść coś gorącego ? - zagadnęła – jest tam ktoś ? Zza lady wyłoniła się córka gospodarza i przywitała Kakadę – Witam czarownicę, tak mamy gorące jedzenia ale nie dla takich jak ty, wynoś się! – odwróciła się na pięcie i odeszła. Kakada spojrzała za ladę zdziwiona i zawołała jeszcze raz ale ta nawet się nie odwróciła. Zdenerwowana i pochmurna wędrowna czarodziejka powróciła do paleniska. W tym samym czasie zobaczyła jak Tasselhof zbierał się do snu. Czegoś tak uroczego dawno już nie widziała, a dokładnie od ostatniego postoju. Niziołek wtulił się swojego psa. Było wręcz widać tą więź między psem i jego panem. Ech a ja nadal jestem głodna – zasmuciła się w duchu. Wpadła na pomysł aby poprosić kogoś o pomoc. Znała co poniektórych z imienia. Tasselhof już spał więc nie miała zamiaru go budzić. Poprosiła o pomoc Aslandir av’ Nyrr. Hej – zawołała – no tak ty, choć tu na chwilę. Jest pewna sprawa ta dziewczyna jest strasznie nie uprzejma i nie chce mi sprzedać nic do jedzenia. Mógł byś się przejść i kupić mi dwie misy kaszy ? - poprosiła Kakada okazując walutę.