Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-04-2013, 12:59   #372
arm1tage
 
arm1tage's Avatar
 
Reputacja: 1 arm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumny
- Odezwiemy się.

Trzaśnięcie drzwi wozu wyrwało chwiejącego się niepewnie na chodniku człowieka z półzamroczenia. Trzymając się za ciężką głowę przyglądał się bezrozumnie odjeżdżającemu samochodowi. Wiatr kołysał lekko palmami posadzonymi wzdłuż szosy, niedaleko szumiał ocean. Człowiek z trudem dochodził do siebie, w jego głowie wszystkie elementy układanki były rozrzucone jak po zabawie nadpobudliwego dziecka. Zapewne sporo czasu miało minąć, zanim powstanie z nich jakiś obraz. Mętny wzrok odprowadzał znikający za zakrętem wóz. Ocean szumiał. Usta poruszały się bezgłośnie.






THE EXTRACTOR


- Przyjechała? - Malcolm jedną ręką trzymał przy uchu telefon, drugą operował owiniętą skórą fajerką samochodu.

Dopiero teraz Whitman tak naprawdę dochodził do siebie. Zapomniał już ile wysiłku może kosztować przenoszenie bezwładnego ciała dorosłego człowieka w jedną osobę. Pot na jego skroniach jeszcze do końca nie obeschł. Przynajmniej nikt z grupy nie wyszedł za nim z poddasza, Malcolm dziękował opatrzności w myślach, oszczędziło to tłumaczeń i domysłów. I głupich komentarzy na temat formy fizycznej Malcolma, który nieomal zszedł ze zmachania przy wykonywanym zadaniu...

- W porządku, w porządku. - odpowiedział do aparatu, przecierając przedramieniem pot z czoła, raz jeszcze.

Wóz przemknął kolejną przecznicę. Whitman obleciał wzrokiem tyłki dwóch mknących po chodniku wspaniałych dziewcząt na wrotkach. Potem zasłonił się ciałem od lewej strony, gdzie dostrzegł glinę na motorze włączającego się do ruchu, za gadanie przez komórkę w trakcie jazdy można było mieć pewne kłopoty. Ekstraktor nie potrzebował więcej kłopotów.

- Malcolm, skarbie! - głos w aparacie zmienił się, z nerwowej paplaniny Rodrigo na rozentuzjazmowany szczebiot jedynej w swoim rodzaju Brazylijki.






THE CHEMIST, THE EXTRACTOR


Antonia, machając łydkami z pulpitu zastawionego papierami, z królewską łaskawością aaprobowała wszystkie akcje Rodriga. Choć przy tych najbardziej wyczynowych musiała bardzo walczyć ze sobą, by nie wybuchnąć śmiechem na całą dyżurkę. Na szczęście skończył szybko, bo po pierwsze jakiś przycisk od urządzeń ochrony wpijał się nieco w królewską rzyć Antonii, a po drugie sapanie portorykańczyka przerwał dźwięk telefonu.

Było już po wszystkim, więc Rodrigo dopadł do aparatu, przystawił go do oczu i wytrzeszczył gały na wiedźmę.

- Malcolm!
Uśmiechnęła się promiennie.
- Co robić?! - portorykaniec wpadł w lekką panikę, jego wzrok biegał między Ramos a szczurem - Odbierać? Jasne że tak! A ty? Będziesz chciała z nim teraz gadać?
- Odbieraj. - zadecydowała szybko, zsuwając się z pulpitu. - Złóż raport szefowi, co tam masz do raportowania.

Nie było tego wiele. Rodrigo poddenerwowanym jeszcze głosem zdawał relację, pomijając wydarzenia ostatnich minut. W zasadzie nic, tylko koperta na pana nazwisko z podpisem nadawcy: “Tom”.

Antonia słuchała nonszalancko oparta o ścianę z plakatem roznegliżowanej panienki przy czerwonym motocyklu. Rodrigo spojrzał na nią i jakby sobie przypomniał.

- No i przyjechała ta duża niunia. Antonia, tak. Tak, jest tutaj.
Białe zwierzę poruszało wąsikami.
- Sama. - Rodrigo zdecydował nie wliczać Melby do liczących się postaci - A co u was? Wszystko w porządku? W porządku? Ona mówiła, że możecie być teraz w tarapatach!

Ramos nie miała zamiaru dłużej czekać. Wystawiła królewskim gestem dłoń i rozcapierzyła upierścieniowane palce. Rodrigo chętnie i skwapliwie skorzystał z okazji i rzucił niemal telefonem jak gorącym kartoflem.

- Malcolm, skarbie! - Antonia tchnęła Ekstraktorowi czule w słuchawkę. - Zjechałam pół świata. Mam nową, świeżą opaleniznę. Miałam masę przygód i poznałam masę fascynujących, niebezpiecznych mężczyzn. Żaden nie był jednak nawet w połowie tak fascynujący i niebezpieczny jak ty! Dlatego szybciutko wróciłam. Nie masz pojęcia, jak... za tobą tęskniłam!

Krótkie zawieszenie głosu chyba było planowane. Chyba zamiast "tobą" mogły się tam pojawić "twoje pieniądze".

- I zaraz ci wszystko opowiem, jak tylko obecny tu Rodrigo dzielnie niczym Cerber przestanie mi bronić drogi do powrotu w twoją bezpośrednią okolicę. Zaszczycając mnie lub obrażając kompletnym, bardzo profesjonalnym brakiem zaufania...
 
__________________
MG: "Widzisz swoją rodzinną wioskę potwornie zniszczoną, chaty spalone, swoich
znajomych, przyjaciół z dzieciństwa leżących we własnej krwi na uliczkach."
Gracz: "Przeszukuję. "
arm1tage jest offline