Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-04-2013, 08:52   #101
Tom Atos
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
To był instynktowny odruch. Widok człowieka śniegu tak nim wstrząsnął, że obserwował wszystko w pomieszaniu i napięciu. Był niczym nakręcona do granic wytrzymałości nerwowej sprężyna, którą zwolniły strzały czerwonoarmistów i okrzyki Ratzula, by podnieść ręce.

W jednej chwili poczuł się, jak ścigane zwierzę. Nie jak absolwent MIT, pilot i konstruktor, ale jak dzika bestia, na którą polują myśliwi. To było jak … odruch stadny. Widząc uciekającego stwora James pobiegł za nim, jak … za przywódcą.

Gnał przez zaspy śnieżne byle między drzewa, byle do Angary. Jego rozgorączkowany umysł czuł, wierzył, że tam będzie bezpieczny, byle dalej od ludzi i ich strzelb.

Po pewnym czasie James musiał zwolnić. Choć wciąż chciał biec przed siebie w jakimś dziwnym bezrozumnym amoku, to jego płuca odmówiły mu posłuszeństwa. Przystanął opierając się o pień najbliższego świerku i dyszał ciężko. Uniósł w górę wzrok by spojrzeć w pnące się ku górze pnie drzew i zaśmiał się szczerze. Bieg go orzeźwił. Czuł się jak obudzony ze snu. Już dawno w tak krótkim czasie nie targały nim takie emocje.

Stanął niezdecydowany spoglądając to w stronę skąd przybiegł, to ku kierunkowi gdzie zniknął Tabba. Chciał za nim biec każdą komórką swego ciała, lecz ... zawrócił. Podążając po własnych śladach ruszył na odsiecz towarzyszom.

Szybki bieg przez śniegi zmęczył go. Nogi zapadały się głęboko w zaspy, których w puszczy było sporo. Można je było omijać, gdyby uciekający miał jakieś źródło światła ze sobą. James przebiegł kilkadziesiąt kroków, może ponad sto, sto kilkadziesiąt. Zatrzymał się zdyszany i odwrócił. Nie widział już polany, ani tego, co się na niej działo. Odwrócił się, otrzepał spodnie z brył śniegu, które do nich przymarzły i ruszył w drogę powrotną, powoli, starając się robić jak najmniej hałasu.

James brnął przez zmarznięty śnieg. Był coraz bliżej polany, na której - wydawało mu się - że dostrzegł płonące pochodnie. Coś tam się wyraźnie działo. Coś złego.

Przypomniał sobie leżącego w śniegu wuja i giganteusa. Rosjanie zastawili na nich pułapkę. Nie słyszał strzałów, a zatem wszystkich pojmali.

Zdyszany Mac dotarł na skraj polany w momencie, kiedy Ratzul strzelił w rękę. James syknął wciągając powietrze.
- Bydlak. – mruknął ściskając mocniej w dłoni sztucer.
Widział jak część czerwonoarmistów odchodzi wraz z Jakutami, Natalie, Arturo i rannym Hanem. Nie było jednak wśród nich wuja i Iana.

Niestety część została. Zbyt wielu, by mógł coś w tej chwili zdziałać. Widząc jak kilku żołnierzy rusza w jego kierunku cofnął się w głąb między drzewa.

Po drodze przyszło mu coś do głowy. Ułamał kawałek nisko zwisającej gałęzi jodły i zaczął zacierać swoje ślady pozostawione na śniegu. Próbował omijać głęboki śnieg i odejść w bok od miejsca z którego przyszedł. Przedzierając się przez zaspy, gdy wracał zostawił bardzo wyraźny trop. Miał nadzieję, że czerwonoarmiści nim podążą.

Postanowił przyczaić się w pobliżu. Gdzieś tam leżał w śniegu jego wuj. Nie mógł po prostu stąd odejść nie upewniwszy się, co się z nim stało.
Po za tym nie wiedział dlaczego, ale był przekonany, że zbiegły giganteus także nie zostawi swego bliskiego na pastwę losu i że powróci. Być może nie sam .
 
Tom Atos jest offline