Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-04-2013, 21:55   #105
kanna
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Głos pułkownika zabrzmiał w nocy, niczym wystrzał armatni.
B.E.Chance leżał tam, gdzie upadł. Kolosalny gigantues zwalił się na ziemię. Gdzieś z lasu słychać było oddalające się ryki. Chyba zraniony giganteus, który powalił Chance’a nadal żył i uciekał - sądząc z kierunku, z którego dolatywały ryki - w stronę Angary.
- Ruki wierch! - powtórzył głos pułkownika.
Wydawało się, że wszyscy powinni zrozumieć to polecenie - słyszeli je wiele razy podczas podróży przez ten niegościnny teren. “Ręce w górę!”. Na razie jeszcze było zbyt ciemno, by mogli dostrzec Rosjan, ale postrzelony Kiutl, przy którym klęczała Irimi próbując powstrzymać upływ krwi, sugerował, że Rosjanie potrafili dobrze strzelać do sylwetek widocznych na śniegu. Albo te, że młody szaman oberwał kulkę przypadkowo, kiedy czerwonoarmiści strzelali do giganteusa w puszczy.
Jakby na potwierdzenie ich niewesołej sytuacji gdzieś, z oddali, zraniony kulami gigantues zawył boleśnie i rozpaczliwie.

Wszystko zadziało się naraz, zbyt szybko, zbyt gwałtownie, jak na możliwości percepcji rozleniwionej długim oczekiwaniem na mrozie. Krzyk Nathalie rozległ się chwilę po huku wystrzału i ryku ranionego przez Chance giganteusa. Chance zwalił się na ziemię, potem Kitul, potem kolejne wystrzały i ryki... Dziewczyna wrosła w ziemię, przepełniona głębokim żalem i wściekłością - jak można strzelać do tak pięknego, rozumnego stworzenia? To nie był żaden potwór, wiedziała to teraz dokładnie, to była jakaś zapomniana ścieżka w ewolucji, ktoś od kogo mogli się uczyć, korzystać z jego doświadczeń, odkrywać rejony, do których nie dane im było dotrzeć samodzielnie.. Spojrzenie oczu gigantusa poruszyło w niej jakąś strunę, istnienia której tylko mogła się domyślać.. Czasem czuła coś, nieco podobnego, do tego doznania, kiedy tłum wiwatował na jej cześć, albo kiedy widziała łzy w oczach ludzi wzruszonych jej śpiewem.. mistycyzm. Tego doświadczyła.
Krótkie polecenia wykrzyczane gardłowym, nie znoszącym sprzeciwu głosem, wyrwało Nathalie z letargu. Obudziło wspomnienia uciekającego więźnia postrzelonego w plecy , Chmurskiego na peronie, punktu celnego…
Podniosła ręce do góry, nieruchomiejąc.

Żaden z tubylców też nie ruszał się, poza Irmini, która próbowała zatamować upływ krwi Kiutlowi. Skrzypienie śniegu i zakutane w płaszcze sylwetki widoczne w mroku były pierwszym sygnałem nadchodzących Rosjan. Odgłosy zlewały się w jedno. Skrzyp - skrzyp - skrzyp. Aż dziwne, że nie słyszeli ich wcześniej. Chociaż nie. Nie dziwne. Muzyka Kiutlowego bębna zagłuszała wszystko na polanie.
Nathalie rozejrzała się – Arturo stało obok, ale Jamesa i Iana nie było widać. Uciekli? Nie słyszała więcej strzałów, ale żołnierze mogli ich po prostu ogłuszyć kolbami… Chance leżał, nieprzytomny lub martwy.

Żołnierze podchodzili powoli i ostrożnie. Wyraźnie mierząc w stronę zarówno ludzi, jak i leżącej na śniegu bestii. Czerwonoarmistów było sporo. Przynajmniej piętnastu, może nawet dwudziestu. Zbliżali się ustawieni w formację półksiężyca, powoli zamykając pierścień wokół ludzi na polanie.
Badacze słyszeli ich nieco wystraszone głosy. Wręcz wyczuwali ogromną nerwowość zrodzoną na pewno na widok gigantueusa powalonego na śnieg. Widać było, że prehistoryczna istota żyje. Boki stworzenia unosił głęboki oddech, a z nozdrzy wydobywały się kłęby pary.
- No smoking! - zadudnił Razul po angielsku, którego poznali po charakterystycznej czapce oficera sowieckiej armii. - A eto szto? - dodał po rosyjsku, widząc uśpione monstrum.

Nathalie stała i nawet niespecjalnie musiała się starać wyglądać na przerażoną. Z rękami w górze, drżała na całym ciele. Wyobraźnia podsuwała jej obraz samej siebie leżącej z przestrzeloną piersią na śniegu, na którym wyrastała coraz większa, ciemnoczerwona plama krwi, jak płatki egzotycznego, lśniącego w śniegach kwiatu. Róży życia.
Arturo coś krzyczał a Han zniknął z pola jej widzenia, aby po chwili znaleźć się za plecami Pułkownika. Lufy karabinów żołnierz skierowały się natychmiast w stronę Hana, jak i reszty stojących na polanie Amerykanów. Nathalie zamknęła oczy, czekając na strzał.
- Rzuć to - wycedził bez cienia strachu pułkownik, wyrywając ją z odrętwienia.
- Rzuć to! - powtórzyła dziewczyna, najpierw po rosyjsku, potem po angielsku, odwracając się w strone Hana i Ratzula. Ręce ciągle trzymała na widoku. - Nie potrzeba więcej ofiar, Han.
- Opuście broń, nikt nie musi zginąć
- odezwała się do żołnierzy, znów powtarzając swoje najpierw po rosyjsku, potem po angielsku.
- Pułkowniku, bardzo pana proszę... - spojrzała mężczyźnie w twarz. - Proszę odwołać swoich ludzi.
- Jeśli mnie zabije, zabijcie ich wszystkich! - rozkazał zimnym głosem pułkownik Ratzul, wyraźnie wykrzykując słowa. jakby jej nie słyszał, jakby dawał zgodę na zabicie wszystkich na polanie...

Szczęknęła przeładowana broń. Ostry dźwięk w ośnieżonej ciszy tajgi, wydała się Nathalie prawie tak głośny jak wystrzał. Zatrzęsła się i pozwoliła opaść dłoniom. Ale to nie były strzały.
Zaraz tu zginą, wszyscy, w środku tej nicości.. po to przemierzyli tyle kilometrów? Podeszła, bardzo powoli, krok, potem jeszcze jeden z stronę Hana i Pułkownika. Krew ściekała temu drugiemu po szyj, zamarzając natychmiast.
- Han - powiedziała - Nie jesteś mordercą. Odłóż nóż. Będziesz mógł potem żyć, spokojnie, z nim na sumieniu? Będziesz?

Lufy karabinów mierzyły w jej stronę, ale żołnierze rozumieli co mówi i nikt jej nie przeszkodził. Wiedziała jednak, że ta chwila potrwa tylko kilka sekund. Że prędzej czy później któryś z czerwonoarmistów nie wytrzyma napięcia i naciśnie spust.
Han.. na coś czekał. Nathalie nie wiedziała na co, ale czuła wyraźnie jego determinację. Czekał, aż coś się stanie.

Napięcie sięgało zenitu. Gigantueus nie poruszył się, widocznie środek zakupiony w Japonii przez B.E.Chance’a działał tak, jak ten sobie zaplanował. Rosjanie mierzyli do badaczy, a Han... Han w końcu opuścił nóż i wypuścił pułkownika z objęć.

- Aresztować ich - wydał rozkaz Ratzul. - Wyjaśnią, co tutaj tak naprawdę - położył nacisk na słowa “tak naprawdę” robią.
Natychmiast dwóch żołnierzy doskoczyło do Hana i unieruchomiło go w solidnym uścisku.
Pułkownik spojrzał na pannę Kelly.
- Może im pani przetłumaczyć moje słowa. Zaprowadzę was teraz do osady, ale jeśli ktoś spróbuje uciec, czy zrobi coś takiego, jak ten dzikus, to każe zabić. Nie tylko jego, ale i panią. Będą odpowiedzialni za pani życie, panno Kelly. Niech to pojmą, jak należy.
Potem znów zwrócił się do swoich żołnierzy.
- Rozbroić ich i zaprowadzić do wsi. Dzikusów też. Zobaczyć, co z resztą białych. Jeden leży tam - wskazał głową B.E. Chance’a - ale dwóch chyba uciekło w puszczę. Znaleźć ich i jeśli będą stawiać opór, zabić. Małpoluda na sanie i do wsi. Dziewczyna pójdzie ze mną. Ale wcześniej mam jeszcze rachunek do wyrównania z panem dzikusem.

Zamarznięty mózg Nathalie z trudem przyjmował słowa. A może to nie był mróz, a przerażenie? Gdyby Pułkownik nie użył jej nazwiska nie zorientowała by się, że mówi do niej. Rozumiała każde słowo, każde pojedyncze słowo, ale jakoś nie chciały się jej złożyć w całość. Nie pasowały do siebie. Zaczęła je tłumaczyć na angielski, maksymalnie skupiona, każde po kolei, próbując utworzyć zdanie.
- Mają nas aresztować i zabrać do osady… - zaczęła.

Przerwał jej huk wystrzału. Nerwy miała napięta jak postronki, nie wytrzymała napięcia i krzyknęła, odwracając się w stronę źródła dźwięku. Pułkownik odstrzelił Hanowi pół dłoni.
Nathalie wrosła w ziemię, zęby zaczęły jej szczękać. Szeroko otwartymi oczami wpatrywała przed siebie.
- Założyć mu sznur i zabrać do wsi z resztą. Jakby się stawiał, zabić po drodze. Powiesimy go w Witymsku – zaordynował Porucznik.
Arturo i Jakuci, w tym związany Han, pod eskortą żołnierzy zostali zabrani i poprowadzeni w stronę osady.
- Nie żyje, towarzyszu Poruczniku – zameldował jeden z ludzi, wskazując na B.E.Chance’a.
- Zastawcie go – rozkazał Porucznik – Idziemy, panno Kelly.
Złapał jej ramię i pociągnął, bezwolną, za sobą.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.

Ostatnio edytowane przez kanna : 27-04-2013 o 23:15.
kanna jest offline