Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-04-2013, 19:57   #107
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Człowiek planuje... a potem wszystko szlag trafia.
Niby las, a śniegu w nim było tyle, że szybką wędrówkę można było sobie wybić z głowy. I tak dobrze, że mroku nie rozbił sobie głowy o jakiś pień, chociaż i tak parę zahaczył o jakąś gałąź, zwalając sobie na głowę stos śniegu i coraz bardziej upodabniając się do wędrującego przez las bałwanka.
No i spóźnił się.
A może raczej to Rosjanie byli szybsi? W każdym razie tylko głupiec wszedłby w tym momencie do wioski. Równie dobrze mógł wtedy, na polanie, oddać się w ręce Ratzula, czy tego fałszywego impresaria, Abramowa. Pozostawało tylko zakopać się w śniegu i obserwować, jak Rosjanie zabijają jednego potencjalnego sprzymierzeńca po drugim. Z wyjątkiem - nie wiedzieć czemu - Hana. Może chciał go zostawić na lepszą okazję?
No i jaki los czekał Nathalie i Arturo? Też mieli zginąć na miejscu, tylko później, czy też - jako pokazowe eksponaty - miano ich zawieźć do większego miasta i tam stracić, w imię nie wiedzieć jakiej idei.

Co robić...?
Pytanie to co chwila przewijało się przez głowę Iana. Nie mógł przecież, niczym bohater z kiepskiego westernu, wyskoczyć zza krzaków i wystrzelać wszystkich żołnierzy. Trzech, czterech - może by mu się udało. Ale trzydziestu? Nawet w książce nikt by w to nie uwierzył.
Gdyby to było lato... Rosjanie z pewnością nie poruszają się po lesie tak, jak dobry myśliwy. Wyeliminować zdradzieckiego Taksę, a reszta mogłaby go gonić po lesie, kręcić w kółko, jak psy za własnym ogonem. Ale w śniegu? To było znacznie trudniejsze. Nawet ślepiec dostrzegłby ślady, a trudno sądzić, by za zbiegłym Amerykaninem posłano dwóch czy trzech żołnierzy. Pewnie byłoby ich z dziesięciu, i to na saniach. Piechur miałby niewielką szansę, by im uciec, a ustrzelenie bez strat własnych tylu wojaków, którzy z pewnością nie są jakimiś ofermami, byłoby prawdziwym cudem.

Odprowadził wzrokiem Nathalie, która pod nadzorem wróciła do jurty.
W tej chwili nie potrafił nic dla niej zrobić. Żyła, i to było najważniejsze, ale jej wydostanie spomiędzy Rosjan było, delikatnie mówiąc, trudne. Może gdyby poczekać... Za trzy, cztery godziny napięcie opadnie, Rosjanie przestaną być tacy czujni. Może uda się dostać do jurty i uwolnić Nathalie.
Tylko co dalej? Czy we dwoje mieli jakiekolwiek szanse ucieczki? Co z Arturo? I gdzie, na wszystkie demony tajgi, podział się James? Wszak go nie zastrzelono, ani też nie przyprowadzono do wioski w więzach. Zdołał uciec?
Ian rozejrzał się dokoła, odruchowo szukając Mac’a, mimo świadomości, że w nocy nie zdoła go dostrzec. No i nie zobaczył.

Nie samymi obserwacjami człowiek żyje.
Zimno i wiatr to niezbyt przyjemni towarzysze. Nawet solidna parka nie potrafiła przed nimi ustrzec, a w sercu tajgi dość trudno było przed nimi się schować.
Ian cofnął się odrobinę i, skryty w całkowitym cieniu, zbudował prowizoryczny murek, osłaniający go przed lodowatym, coraz silniejszym wiatrem. Igloo to z pewnością nie było, ale wiatr przestał dawać się aż tak we znaki. I dobrze, bo robiło się coraz zimniej, a i śnieg, niesiony wiatrem, coraz bardzie dawał się we znaki. Ale i stwarzał szansę na podkradniecie się do wioski. W nocy wszystkie koty są szare... a w śniegu - niewidoczne.

Ian wziął do ręki długi nóż.
Coś jednak było szybsze niż on. Albo ktoś.
Gdy w wiosce zaczęło się zamieszanie, Ian, najciszej jak mógł, ruszył w stronę jurt. To była idealna okazja, by spróbować kogoś uwolnić.
Najpierw Nathalie, potem Arturo. I Han. A potem, jeśli się da, zdobyć jakiś ekwipunek i uciec.
 
Kerm jest offline