Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-04-2013, 11:02   #374
arm1tage
 
arm1tage's Avatar
 
Reputacja: 1 arm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumny
- Malcolm...- usta Amy Fox były zaciśnięte w kreskę - ...chyba żartujesz.
- Nie.
- Nie wiedziałam, że takie rzeczy są możliwe.
- Są.
- Naprawdę?
- Nie ma rzeczy niemożliwych.








THE TEAM



Zeszli z zatęchłego poddasza pozostawiając za sobą puste, wytarte fotele. Na zewnątrz, za oknami magazynów świat biegł swoim torem, właściwie zdążył ledwie westchnąć. Dzień był nieco pochmurny, powietrze ciężkie, dalekiej jeszcze burzy nie było słychać ale czuło się ją dobrze jako zapowiedź załamania pogody.

Po krótkim odpoczynku wszyscy ruszyli do swoich zadań. Miranda i Amy póki co miały czekać na Whitmana, poświęciły więc nieco czasu na rozmowę w pokoju jednej z nich. Potem Miranda poszła do hali, a tam rozpoczęła swój codzienny trening fizyczny, miejsca było tu dosyć. Amy pozostała u siebie, zastanawiając się nad wnioskami z wcześniejszej dyskusji z Willem.

Ktoś inny też wpadł na pomysł by trenować w dużej magazynowej hali. Był to Ruler. Lawson przyglądała się jego technikom walki, a potem zaproponowała sparring. Solo uśmiechnął się pod nosem zaskoczony, ale gdy Miranda potwierdziła swoją propozycję zgodził się, w duchu nakazując sobie uwagę by nic przypadkiem nie zrobić dobrej znajomej szefa.

Po pierwszych minutach treningowej walki Chris przestał poruszać się na jedną czwartą gwizdka. A po treningu zyskał całkiem nowe zdanie o umiejętnościach Mirandy. Musiał przyznać to przed sobą, spotkał w życiu niewielu mężczyzn którzy mogliby stawić czoło tej niepozornej przecież dziewczynie. I żadnej kobiety.
- Nieźle, jak na babę. - wysapał Ruler mimo to, gdy było po wszystkim. Żeby sobie nie myślała.

Widzowie, którzy zdążyli się zebrać pod ścianą hali przywołani odgłosami walki niosącymi się echem po magazynach, wybuchnęli śmiechem, otrząsając się wreszcie z pewnego szoku w jaki wprawił ich pokaz. Nigdy jeszcze nie widzieli czegoś takiego. Nawet Szósty musiał to przyznać.

Will zaszył się z doktorem Sukinem w jednym z pomieszczeń, odnajdując wspólny język przy omawianiu różnych architektonicznych zagwozdek i teorii na temat zakończonego snu treningowego. Potem przyszła pora na burzę mózgów. Malcom powiedział przecież “scenografię i cel ustalcie we dwóch”. Chcieli mieć już cokolwiek do zaproponowania, kiedy szef wróci.

John Cryer zniknął w swoim lokum i nikt go nie oglądał - zapewne zgodnie z poleceniem szefa biedził się nad zabezpieczeniami laptopa Smitha, przecież na nowym miejscu najpierw trzeba było znów rozstawić całą informatyczną aparaturę i znów zaprząc maszynę Blackwooda do pracy.

Thomas, jak uprzednio, udostępnił młodemu swój superkomputer i ruszył do przydzielonego mu zadania razem z innymi wyznaczonymi członkami Teamu. Razem z Koroniewem i Solo, mieli mieć baczenie na okolicę i obmyśleć ewentualną drogę ewakuacji z magazynu. Zaczęli więc od wspólnej przechadzki po terenie i okolicach. Solidny, zwyczajny magazyn. Jego grube ściany mogły wytrzymać nawet i ostrzał, ale gorzej było z zabezpieczeniami. Stare okna nie gwarantowały właściwie tego, że nikt nie dostanie się po cichu do środka - a głośno już na pewno nie miałby problemu. Główne drzwi dawało się sforsować przy użyciu średnio zaawansowanych środków, inne nawet łatwiej. Teren był ogrodzony tylko zwykłą siatką, na ze skrzypiącą bramę otwieraną kluczem. Nie było kamer ani dyżurki. Lampy dawały oświetlenie tylko od ulicy, więc po zmroku z dwóch stron niezauważone podejście pod siatkę było łatwizną.

Ulica, doświadczona przez koła samochodów dostawczych graniczyła z posesją z jednej strony. Od innych teren sąsiadował z podobnymi terenami zastawionymi magazynami, niektóre ogrodzone siatką a inne betonowymi murami. Okolica była typowo biznesowa, firmy i ich magazyny, parkingi ciężarówek które hałasowały z daleka swoimi silnikami, i częściowo przemysłowa: warsztaty i dalej małe fabryki, z których dobiegało monotonne tłuczenia metalu o metal, syków prasy hydraulicznej...

Po powrocie wymienili spostrzeżenia. Blackwood był najbardziej doświadczony jeśli chodzi o bezpieczeństwo posesji - ich magazyn wymagał naprawdę dużo pieniędzy i pracy by zapewnić solidne security, monitoring i doświetlenie tyłów wydawały się pierwszą koniecznością. Co do ewakuacji...Był szybki transport po szerokiej drodze graniczącej z posesją, zanotować trzeba było jednak że w ciągu dnia dojazdy bywały zatłoczone ciężarówkami. Szósty, Thomas i Ruler wrócili na poddasze i znaleźli stamtad wyście na dach wysokiego budynku. Mimo że papa nie była w najlepszym stanie, dach nie stwarzał raczej zagrożenia - grupa paru osób mogła się po nim przemieszczać. A skoro tak, to możliwa była stamtąd ewakucja ze wsparciem z powietrza - śmigłowiec nie wylądowałby tam co prawda, ale byłby w stanie zawisnąć wystarczająco nisko by wciągnąć ewakuowane osoby na pokład. Na dole teren posesji był też wystarczająco duży i utwardzony, by posadzić helikopter na ziemi.

Dyskutowali dalej. Ewakuacja piesza była stosunkowo łatwa, tutaj dziurawość terenu była atutem. Wybiec można było praktycznie w każdą stronę i będąc w formie, przez płoty i mury, z terenu na teren przedostać się do którejś z dalszych, ruchliwych ulic miasta. Blackwood zanotował na sporządzonej mapce na których posesjach widzieli pilnujące psy. Najważniejszym miejscem było położone w okolicy zejście do stacji metra. Po ewakuacji można było stąd szybko przemieścić się do dowolnej części miasta, w dodatku w tłumie pasażerów.

Nie skończyli dyskusji, bo wrócił wreszcie Malcolm. Wieść ta szybko obiegła cały magazyn.






THE EXTRACTOR



Siedzący w pomieszczeniu sam ze sobą Whitman przez chwilę patrzył na płytkę DVD, którą właśnie otrzymał, a potem upewnił się że drzwi są zamknięte i odpalił nośnik na swoim laptopie. Był tam tylko jeden plik, zaszyfrowany. Ekstraktor sprawdził swój telefon i powrócił do jednej z ostatnich wiadomości, która zawierała klucz. Po wprowadzeniu 30 znakowego kodu plik otworzył się. System rozpoznał plik video. Malcolm, gdy tylko zobaczył początek filmu odsunął się na krześle i w milczeniu uważnie śledził każdą sekundę.

Jakiś pokój i siedzący naprzeciw kamery Jack Anderson. Mówiący do obiektywu. Tak, to wiadomość przeznaczona właśnie do Malcolma. Wiadomość z tamtej strony, Malcolm wzdrygnął się widząc, jak przemawia do niego twarz którą dopiero co oglądał na przesłanym zdjęciu w zupełnie innym ujęciu, na zdjęciu przesłanym przez tę samą osobę która nadała mu teraz ten plik video. Słowa spokojnego, chłodnego jak lód Andersona ścinały krew w żyłach. Tylko w jego spojrzeniu buzował gniew.

- ...nie doceniłem pana. Najwidoczniej w naszym kraju ma pan kontakty, które blokują ręce przyjaciołom moim i mojego zabitego przez pana przyjaciela. Ale nie sądzę, żeby takie koneksje sięgały aż na drugą stronę oceanu. A tam Smith pozostawił za sobą wielu, dla których znaczył tyle co i dla mnie. Tych, którzy wymierzą sprawiedliwość.

Anderson poprawił się na krześle. Gdzieś za oknem, w pomieszczeniu gdzie nagrywano film, rozległa się odległa policyjna syrena.

- ...więc skoro tak lubi pan gry, panie Whitman, to mam dla pana odpowiedni poziom wyzwania. Dał mi pan szansę, odpłacam się tym samym. Dam panu nawet więcej czasu, niż dał pan Anthony’emu. Proszę teraz posłuchać uważnie. Gdy otrzyma pan ten film, wiadomości o tym co pan zrobił będą już rozesłane do rosyjskich przyjaciół Smitha. Dawnych znajomków ze Specnazu, i obecnie sprawujących wysokie stanowiska w wojsku i służbach specjalnych. Tak, Anthony wyrobił mi odpowiednie znajomości już dawno. Ufał tylko mnie. Był dla mnie jak ojciec. A dla tamtych jak brat. Ci ludzie nigdy nie wybaczają. Od dziś, panie Whitman, może pan oczekiwać gości. Pan i wszyscy inni, bo przekazałem na drugą stronę oceanu wszystko, co o was wiem. Tym z Was, których szanowałem, dałem szansę ucieczki odpowiednio wcześniej. Nie wiem, ile czasu macie, ale na pewno nie macie go wiele.

Anderson po raz pierwszy uśmiechnął się lekko.

- Wspomniałem jednak o szansie i grze. Ci ludzie są jak gończe psy, nie można z nimi negocjować. Jest tylko jedna osoba na świecie, której rozkazu posłuchają. Ta sama osoba, do której próbujecie się zbliżyć. Tak, jest nią nasz Figurant. Tylko że teraz to nie pan decyduje, ile ma pan czasu. To ja właśnie zmieniłem reguły gry. Teraz polega ona na tym, żebyście osiągnęli swój cel, ale sprawili by po przebudzeniu Figurant zatrzymał tych ludzi, a może to zrobić jednym telefonem. Musicie osiągnąć ten cel, zanim tamci was odnajdą. To wasza jedyna szansa. To niemożliwe, powie pan? Przecież pan jest od rzeczy niemożliwych. Mam nadzieję, że to odpowiednie dla pana manii wielkości wyzwanie.

Jack zamilkł, patrzył tylko prosto w oczy widzowi.

- Wasz czas właśnie się skurczył. - powiedział na koniec, zanim na ekranie pojawił się szum . - Jednak i tak masz go więcej, Whitman, niż miał Anthony: pomiędzy chwilą w której wydałeś wyrok a momentem, gdy twój pies nacisnął na spust. Żegnaj, Ekstraktorze. To moja prywatna zemsta, ja sam wyjeżdżam, ale wiem że po was wkrótce nie pozostanie nawet ślad. Taka jest, przeprowadzona moimi rękami, ostatnia akcja pułkownika Nikołaja Orłowa.
 
__________________
MG: "Widzisz swoją rodzinną wioskę potwornie zniszczoną, chaty spalone, swoich
znajomych, przyjaciół z dzieciństwa leżących we własnej krwi na uliczkach."
Gracz: "Przeszukuję. "

Ostatnio edytowane przez arm1tage : 30-04-2013 o 11:33.
arm1tage jest offline