Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-05-2013, 12:15   #109
kanna
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Szarpnęła się raz, i drugi, ale trzymał ją mocno, równie dobrze mogła by się szarpać z drzewem.
Przyprowadzonemu mężczyźnie podcięto nogi, a potem strzelono w tył głowy. Nathalie krzyknęła, przytrzymał jej brodę pilnując, żeby nie mogła odwrócić głowy.
- Przyprowadziłem cię po to, żebyś mogła to zobaczyć – wyjaśnił jej, jak dziecku. – Żebyś mogła zobaczyć, jak kończą wrogowie rewolucji.
Potem był następny wystrzał, i następny…
Nathalie zaciskała oczy, ale to nie pomagało – każdy strzał rezonował w jej ciele, a mózg – poza kontrolą świadomości – podsuwał widok krwawych plam na śniegu.

- Ciebie ocalę – powiedział w końcu Ratzul, ale słowa z trudem docierały do jej przeciążonego doznaniami umysłu.
- BAM! – usłyszała tuż obok swojej głowy i przez przerażająco długi ułamek sekundy - zanim zorientowała się, ze to tylko jego głos - stała spięta w oczekiwaniu na ból. Trzymał ją mocno, na szczęście, bo mięśnie już jej nie słuchały i upadła by w śnieg.
Przekazał ją Taksie, jak cenny ładunek. Chwilę potem siedziała już w namiocie, trzęsąc się pod stertą futer.

„Sama uciekaj” wskoczyły jej do głowy słowa, które usłyszała od Hana, zanim padł pod uderzeniem kolby. „Uciekaj sama” poprawiła odruchowo składnię. Nie oglądaj się na innych. Ratuj się. Biedny Han.. na pewno chciał dobrze, ale zdecydowanie przecenił jej możliwości. Nie miała do niego pretensji, ból potrafi zmieniać świadomość. Nathalie wiedziała, że nie da rady uciec. Sama nie dożyje w tajdze do rana.

Porucznik… był jej szansą. Kazał jej zdenuncjować przyjaciół, ale to był tylko pretekst. Wiedziała to doskonale. Pamiętała spojrzenia, którymi taksował jej ciało. Znała takie spojrzenia, bardzo dobrze znała. I potrafiła na nich grać. To był jej szansa. Zaoporować, na tyle żeby poczuł satysfakcję ze złamania jej oporu. Ulec, najpierw mechanicznie, potem udać zdziwienie, zachłysnąć się jego męskością, podegrać rozkosz. Pozwolić mu uczyć siebie, dać przekonanie, że jego umiejętności rozpalają ją. Nieśmiało, bardzo nieśmiało, a z czasem coraz pewniej odpowiadać na jego starania, okazać inicjatywę, zatracić się w nim, dać mu poczucie wyjątkowości. Grać na męskim ego, miłości do ojczyzny i uwielbieniu dla rewolucji. Snuć plany na przyszłość, rysować mu traki świat, jaki chce widzieć. Wpleść w te opowieści jego dziedzica, syna, która poniesie bliskie mu idee dalej, poza granice ZSRR, Europy, do Ameryki i dalej… Tak, to było łatwe. Nieprzyjemne, ale łatwe. Była dobra aktorką, potrafiła by sobie – swojemu ciału - wmówić, że to tylko kolejna rola, którą musi odegrać. Byle dotrzeć do Witymska, albo innej większej miejscowości. W mieście, wśród ludzi, sobie poradzi. W tajdze nie.

W namiocie było ciemno. Bała się, nie ciemności, ale tego, co działo się za cienkimi ściankami jej prowizorycznego schronienia. Ian, Mac, profesor.. co z nimi? Żyli? Han? Dlaczego się nim przejmuje, to tylko przewodnik. „Sama uciekaj”. Ratzul straci ich publicznie, zrobi z tego manifestację.. a może nie? Może to nie o nich chodzi, a o Gigantusa? Usłyszała wycie za ścianą namiotu, zadrżała, zaciskając dłonie na skraju futra. I wtedy to poczuła. Zeschnięta pięść, którą podarowała jaj Ina. Przytłoczoną do jej futra. Zdjęła rękawice, przesunęła palcami po chropowatej strukturze... coś było w środku, była tego pewna. Sprawdzi to... potem. Chropowaty dotyk dawał otuchę, niósł spokój. Przywoływał wspomnienia twarzy Iny, jej nagrzanej chaty... bezpieczeństwa. Po omacku odwiązała rzemień, i powiesiła sobie podarek na szyi, chowając go głęboko pod ubraniami tak, żeby dotykał jej nagiej skory. Miała wrażenie, ze „talizman” ulokował się między jej piersiami, wygodnie, moszcząc się jak małe zwierzątko o szorstkiej, zeschniętej sierści. Poczuła się pewniej. Gigantus.. on był kluczem, wiedziała to już na pewno. Nie mógł zginąć, oni byli tu intruzami, nie powinno ich było być. Zaburzyli równowagę tego miejsca. Wystarczy ją przywrócić i wszystko się skończy.

Podjęła decyzje, to był ich namiot, rozpoznała zapach zaczęła macać gorączkowo dłońmi wokół siebie aż do chwili, gdy dłoń natrafiła na coś twardego. Nóż w futerale, chyba własność dr Chance. Wyjęła go i po omacku zaczęła przecinać linki łączące poły namiotu.
Nagle do jej uszu dobiegły krzyki, strzały dochodzące z terenu osady. Na chwilę zamarła, ale po sekundzie zrozumiała, ze to jej szansa. W zamieszaniu będzie trudniej ją dostrzec. Ona nie ma dość wiedzy ani determinacji żeby pomóc Gigantusowi, ale Han powinien dać radę. Wiedział więcej i więcej rozumiał. Czul tajgę. Dotrze go zagrody, uwolni go. Niech ratuje Gigantusa. Bo jej szansą na przeżycie był Ratzul, co do tego dziewczyna nie miała wątpliwości.

Przecisnęła się przez wycięty otwór z tyłu namiotu. Wicher uderzył w nią z nową siłą, prawie wpychając na powrót do środka, pod skóry. Strzały, krzyki, wycie i dziwne, nieludzkie, zawodzenie wichury. Jakby trafiła do piekła. Starała się odciąć od tych bodźców, skupiona na zadaniu. Nisko pochylona przy ziemi zaczęła przedzierać się w stronę zagrody dla psów, wałcząc z lodowatymi, śnieżnymi podmuchami, które miotały jej ciałem.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline