Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-05-2013, 16:47   #2
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Dom.
Czy po dwóch latach nieobecności Jost czuł się w Biberhof jak w domu?
Wszystko teraz wydało mu się takie... małe... stare... Całkiem inne, niż pamiętał.
Nie da się ukryć, że ostatnio bardziej domem był mu las. Niebo nad głową, siodło zamiast poduszki, trzask płomieni obozowego ogniska i szum drzew zastąpiły stryszek i odgłosy wioskowego nocnego życia. Czy zdołałby się przyzwyczaić do spokojnego, wiejskiego życia? Pewnie miał w sobie coś z wuja Hildrica, co z wioski wyjechał w świat daleki.


***

- Jościk, ale ty wyrosłeś! Siadaj! - Lena Tannenbaum gestem poparła zaproszenie. - I częstuj się. - Wskazała na stojące na stole słodycze, kiełbasę i dzbany z piwem.
- Jost, co tam w wielkim świecie słychać? - zagadnął go Urlyk. - Opowiadaj. Bo u nas zmian bez liku.

A zmian w wiosce było wiele.
Karina Woytka ułowiła, Bauera, i razem w dawnej chacie Maryny osiedli. Jagna za Conrada się wydała, a on w wiosce zamieszkał i dzieci uczyć zaczął. Pokolenie młodsze na wartę chadzało i pilnowało porządku. I nowe zabudowania wyrosły na miejscu, gdzie kiedyś chata piwowara, przeklętego kultysty, stała. W chacie Thalberga, której mieszkaniec uciekł, nie chcąc się z łowcą czarownic spotkać, nikt nie zamieszkał. Znaki przeciw złym mocom wisiały stale, choć pogodą nadwyrężone. Zielsko wokół wyrosło, jakby las chciał wziąć to miejsce w swe posiadanie, ale sama chata niewiele się zmieniła. Tylko mchu trochę na dachu przybyło.
Świątynia pustkami stale stała, bo kapłan, co to do wioski miał przyjechać, nie przybył jeszcze, choć lata dwa prawie minęły.
No i piwo gorsze było, odkąd Tomasa powieszono. Kultysta, ale piwo warzyć umiał. Nigdzie takiego dobrego Jost nie pił, choć przez te dwa lata kawałek świata zjeździł.

- No, teraz ty coś opowiedz, Jost - poprosił Dogmar, najmłodszy z Tannenbaumów.

No to Jost opowiedział.
Jak bandytów podchodzili.
Jak pod Wężowym Jarem bitkę stoczyli.
Jakie to uczucie, gdy bełt tuż obok głowy się wbije. I o szczęściu, jakie miał, że cało i zdrowo z napadu wyszedł.
O podróżach długich i nudnych, jakże od opowieści bardów różnych.
O nauce władania mieczem, w której Friedrich go szkolił. Przy której szkolenie w wiosce lekkim się wydało.
O tym, jak łatwo w wielkim mieście stracić pieniądze i zdrowie, jeśli nie życie.

- A Angelę żeś widział? - spytał Ulryk. Jego spojrzenie było pełne zachwytu.
- Kapłankę Angelę - poprawiła go Lena Tannenbaum.
- Ano widziałem - potwierdził Jost. Z nieco mniejszym entuzjazmem niż Ulryk.

***

Jakżeby mógł nie zauważyć.
Wjazd sobie zrobiła kapłanka, jakby panią wielką była. Pod eskortą. No i z góry patrzyła na wszystkich. Zdecydowanie nad wioskę wyrosła. W każdym razie tak się zachowywała. Niby uśmiech miała dla wszystkich, niby słowami mądrymi siała na prawo i lewo, ale Jostowi do gustu nie przypadła. I pewnie ze wzajemnością, bowiem kapłanka albo go wzrokiem omijała, albo patrzyła na niego jak przez powietrze.
I nie tylko na niego. Innych strażników, co przed dwoma laty śledztwo prowadzili, podobną atencją darzyła. O czym zgadali się wszyscy, gdy wspólnie, w gronie byłych strażników siedli, stare czasy wspominając i o swych przygodach prawiąc.

***

Co, prócz miłości do Sigmara Angela przywiozła, okazało się, gdy rankiem czwartego dnia wójt wszystkich do siebie wezwał i w drogę ruszyć kazał. Któż inny, jak nie kapłanka z pełną frazesów gębą, mógłby namówić barona, by wysłał ich w drogę bez powrotu? Albo nienawidziła ich z całego serca, albo patrzeć na nich nie mogła. Albo też i jedno, i drugie razem.

- Pojedziemy do Wurtbadu. - Jost wyciągnął rękę po papier. - I nie będziemy się rzucać jaśnie panience w oczy - obiecał.

A błogosławieństwo niech se kapłanka w zadek wsadzi, pomyślał. Jeśli się nie mylił do uczuć Angeli, to równie dobrze mogłaby ich przekleństwami obrzucić.

- Dziękujemy za ostrzeżenia - dodał. - I niech Rhya ma was w opiece, wójcie. I całą wioskę.

***

Pozostawało jeszcze raz rzucić okiem na znajome kąty, pożegnać się z najbliższymi, spakować się, zabrać prowiant na kilka dni i ruszyć w drogę.

***

Rankiem następnego dnia Jost stał przy bramie, czekając na swoich kompanów.
 
Kerm jest offline