Lotar trzymał się na końcu grupy.
Ramię, chociaż opatrzone, nieco pobolewało i Lotar nie sądził, by w razie potyczki mógł stawić czoła uzbrojonemu, będącemu w pełni sił przeciwnikowi.
Teoretycznie przynajmniej powinien wpatrywać się w mapę lub stawiać na ścianie znaczki, by wiedzieć, którędy idą, ale na razie te środki ostrożności były całkowicie zbędne. Szli w miarę prostym korytarzem, bez jakichkolwiek odnóg - dość trudno byłoby zabłądzić lub stracić orientację i nie wiedzieć, jak wrócić.
Szedł więc, trzymając w dłoni dającą dość kiepskie światło pochodnię, a w drugiej ręce - naładowaną kuszę.
W pierwszej chwili zatrzymał się i wytrzeszczył oczy, widząc upiorną głowę, ale
szybko otrząsnął się z zaskoczenia.
- Cholerna zjawa! - wykrzyknął.
Rzucił pochodnię w zakrwawioną, widmową głowę, a sam podbiegł do stojącego jak posąg Estalijczyka i z całej siły szarpnął go wstecz, chcąc go wyrwać z dziwnego transu.