Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-05-2013, 22:39   #1
Tasselhof
 
Tasselhof's Avatar
 
Reputacja: 1 Tasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputację
[WFRP 2 ed.] To co ukryte...




(WFRP 2 ed.)

- Ależ tu capi…

Wydusił z siebie Yorgen zatykając usta i nos brudną dłonią owiniętą w jakąś porwaną szmatę. Schylił niżej pochodnie by lepiej widzieć zaśmierdziały tunel przed sobą. Sklepienie oblepione było pajęczynami i wszelakim grzybem, ścieki natomiast zaczynały sięgać powyżej kolan. Strażnik skrzywił się nie miłosiernie, na myśl o zejściu na dół. Towarzyszący mu zastępca kapitana spojrzał z nad jego pleców i z niesmakiem rzekł.

- Służba, kurwa, czekać nie będzie. Złaź Yorgen, ja schodzę za tobą.

Strażnik chwilę się wahał w końcu z oporem zlazł po obślizgłej drabinie w dół. Wylądował prawie po pas w mazi złożonej ze wszelkiej maści gówna i zlewek. Było głębiej niż się jednak wydawało z góry. Nagle schodzący za Yorgenem zastępca kapitana zaklął i z rumorem poleciał na łeb na szyję w dół. Plask uderzenia zbroi w śmierdzącą breje rozszedł się echem po rozległych kanałach.

- Victor! Nic ci nie jest?

Kapitan podniósł się błyskawicznie i parsknął niczym lew morski wypluwając kawałek czegoś zgniłego. Prosty hełm opadł mu na nos i zakrył oczy. Yorgen zaśmiał się na głos, co rozzłościło jeszcze bardziej Victora.

- Z czego rżysz?! – zabulgotał wściekle – Nie zapominaj, że jesteś na służbie! Masz się do mnie zwracać panie kapitanie! Po za tym szczeble były śliskie…

- Już kurwa zaczynam, nigdy się tak do ciebie nie zwracałem i po twoim awansie nie zamierzam. Po za tym jeśli spotka cię los twojego poprzednika, długo się nie nabawisz nowym mianem.

Victorowi zrzedła mina, szybko jednak na twarz wrócił mu surowy wyraz. Dostali zadanie od kapitana i zamierzał je wykonać. Yorgen również przestał się głupkowato uśmiechać, gdy echo ustało gdzieś w oddali a dookoła nich zapanowała głucha cisza i mrok, który zdawał się wokół zacieśniać. Tylko trzymana kurczowo pochodnia dodawała krzty otuchy.

- To co robimy?

Spytał strażnik nie pewnie patrząc raz w głąb jednego raz drugiego z czarnych końców kanału. Victor wyjął zza pazuchy mokrą mapę wyrytą na kawałku jakiegoś płótna, złapał ręką za pochodnię Yorgena i przybliżył ją do siebie tak aby widzieć coś więcej.

- Jesteśmy pod targiem, chłopaki od Goettego włażą przez właz przy świątyni, chłopaki od Russela przez właz w Ubogiej Magdalence, a Raymon i Shills przy Wschodniej Strażnicy. Mamy wszyscy się spotkać przy głównej studzience, której wlot jest na rynku. Przy odrobinie szczęścia złapiemy skurwiela i zaciukamy na amen.

- Albo on nas…

Wymamrotał pod nosem Yorgen, co widocznie usłyszał jego towarzysz. Klepnął go w ramię i wskazał kierunek przed sobą ręką.

- Nie bądź ciota i nie płacz jak pizda, ruszaj.

Szli tak czas jakiś, choć odpowiedniejszym stwierdzeniem było by napisanie iż brodzili, bowiem głębokość ścieku uniemożliwiała szybkie ruchy . Przy każdym stawianym kroku woda lekko falowała przez co zagłuszała lekko wszystko inne. Dlatego też obaj strażnicy milczeli przez cały czas i czujnie wpatrywali się w pustą otchłań przed sobą. Atak jednak nadszedł od tyłu. Victor tylko głucho jęknął gdy podłużny przedmiot przeszedł na wylot przez jego pierś. Krew spieniła się w ustach, a kusza którą trzymał wypadła mu z rąk i zniknęła gdzieś pod mułem. Yorgen zaniepokojony dziwnym odgłosem odwrócił się i z przerażeniem odkrył co się dzieje. Martwe już z pewnością ciało jego kolegi po woli uniosło się do góry i niczym szmaciana lalka zostało porwane w mrok tunelu, z którego przyszli.

-Victor!!!

Wrzasnął mężczyzna dobywając miecza. Gdy przerażony wpatrywał się przez chwilę w miejsce, w którym przed chwilą jeszcze znajdował się zastępca kapitana, zza jego pleców dobiegł go cichy odgłos. Coś jak pomruk, albo zgrzyt. Natychmiastowo się odwrócił, ale było już za późno. Zobaczył tylko czarne puste i okrągłe ślepia wpatrzone w niego, gdy coś owłosionego i niezwykle silnego wytraciło mu pochodnię z rąk. Ta wpadła do ścieku i zgasła, a przerażony Yorgen otoczony został przez mrok. Na oślep zaczął wymachiwać mieczem, wrzeszcząc przy tym na całe gardło. Krzyk rozchodził się jego po tunelach zagłuszając wszystko inne. Nagle ostrze uderzyło w ścianę i wypadło strażnikowi z reki również niknąc pod wodą. Nie zastanawiał się zbyt długo, rzucił się do ucieczki na oślep, poprzez ciemność, prawą ręką trzymając się ściany. Niestety głęboki ściek bardzo przeszkadzał w ucieczce. Słyszał jak to coś go goni, jak woda za nim z rykiem wręcz uderza o ściany. Modlił się do Sigmara, modlił się do Mora i wszystkich znanych mu bóstw. Gdy skończył potężne kleszcze chwyciły go za barki i pociągnęły z powrotem w głąb kanału, a jego krzyk po chwili zamarł.
 
__________________
"Dum pugnas, victor es" - powiedziałaś, a ja zacząłem się zmieniać...
Tasselhof jest offline