Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-05-2013, 12:04   #6
potacz
 
potacz's Avatar
 
Reputacja: 1 potacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłość
KUPIEC



Śniady ciemnowłosy kupiec był czymś pomiędzy przerośniętym karłem, a bardzo niskim człowiekiem. Krępa budowa ciała sprawiała, że przypominał mikroolbrzyma. Bardzo się ucieszył na widok kupujących.
-Abram kupiec, Abram towary, dobrie, dobrie, Arabija, Co dać?
Jego ubogie słownictwo i wschodni akcent, świadczył, że rzeczywiście mógł być z daleka,a handlowy podbój Europy zaczął od Rusi. Ucieszył się, gdy sprzedawał słoninę, ale spochmurniał na wieść o alkoholu.
-Abram, nie, Abram, Allach alkohol nie, Abram ma, Abram zły, Ty nie ma. Ty Allach nie - zamyślił się i uśmiechnął - ty alkohol, Abram dobry, Allach akbar.
Niewiele dało się zrozumieć, ale to mogły być tradycyjne wschodnie negocjacje o których gdzieś już słyszałeś. Po dłuższej dyskusji, przeplatanej targowaniem, zrozumiałeś, że za jedną butelkę chce dwadzieścia groszy, a ma ich cztery. Ceny nie spuści, ostatnia próba targu skończyła się gwałtownym słowotokiem niezrozumiałych słów.

- Jebnen kelp! - Oburzony młodzieniec w fioletowym berecie pozwolił sobie na przypuszczenie, że ojciec kupca był psem.
- Khara a nie dwadzieścia! - Oznajmił posiłkując się kolejnym zasłyszanym kiedyś słówkiem z rodzinnych stron handlarza dając mu tym samym do zrozumienia, że nie zgadza się na podyktowaną cenę. Znalezionym nieopodal patykiem rył w ziemi swoje propozycje pokrzykując i zapamiętale gestykulując.
- Piętnaście!- Oznajmił w końcu dźgając końcem kijka wyskrobaną w ziemi cyfrę. - Piętnaście za jedną flaszę! Sześćdziesiąt za wszystkie cztery, rozumiesz? Alkohol zły, zarobek dobry. Złotem odciążę cię z tego brzemienia. Tawakkal-tu-Allah!- Zakończył kosząc oczami w kierunku obozowiska i swoich nowych towarzyszy, którzy najwyraźniej sami też nieźle obywali się bez grzesznych napitków mącących umysł. Może któryś z nich miał własne zapasy?


Abram spojrzał na Franza mierząc go fachowym kupieckim okiem. Splunął, niby przypadkiem na buty kupującego. Patrzył mu w oczy, udawając, że o niczym nie wie.
-Siediemdziesiont - powiedział powoli - abo towar nie.
Na potwierdzenie swoich słów przykrył płótnem butelki i wystawił prawą rękę przed siebie. April miał wrażenie, że rozsądnie byłoby przyjąć ofertę. Złowroga postawa Araba świadczyła, że rezygnacja lub dalsze negocjacje mogą skutkować w rękoczynach. A kupiec, mimo podłego wzrostu, muskuły miał imponujące.

Obrazek do wykorzystania w poście


Franz wytarł but w gęstą kępę trawy powstrzymując przemożną chęć by w ramach rewanżu nasmarkać wędzonemu pokurczowi na czubek turbana.
- Sześćdziesiąt pięć.- Zaryzykował wysupłując odliczoną sumę grosiwa z mieszka. - A do tego kupię coś ekstra.- Dodał wskazując na przepełnione juki obciążające osła.- Dobry klient, dużo handel, lepszy zbyt. Nie trzeba będzie wystawiać tyle towarów na rynek w mieście. Prawo składu srogie i bandyckie ceny za wynajem, zwłaszcza dla Arab.- Wyjaśnił powoli z miną znawcy bo i miał jako takie pojęcie o sytuacji w Poznaniu a także o samych jego mieszkańcach, których skąpstwo było wręcz przysłowiowe.

Gardło cudzoziemca zaczęło wydawać niski pomruk, a olbrzymie ręce kierowały się już ku szyi Aprila, ale na wieść o zakupie wiązanym uśmiechnął się szeroko, a dłonie zamiast udusić, objęły kupującego w mocnym uścisku. Wziął odliczoną kwotę, całując serdecznie dającą rękę i zabrał się do zachwalania swoich towarów. Wychudzony osiołek dźwigał ze sobą cały kram. Tkaniny, olejki, złota biżuteria, misternie zdobione gliniane naczynia, kunsztownie wykończona broń biała, narzędzia o bliżej nieznanym dziełaniu, przyprawy, suszone owoce, zabarwione fiolki z tajemniczą zawartością, coś co wyglądało na świeżo wycięte ludzkie organy i wiele innych cudów składały się na wielobarwny, intensywnie pachnący orientem wymieszanym z potem asortyment Abrama. Kupiec zaczął coś nieustannie gadać, a jego głos był ciepły i przyjemny dla ucha.


Młodzieniec widząc jakież to cudności kryły się po jukach gwizdnął z uznaniem. Jedną ręką unosząc rąbek beretu a drugą wspierając o pas przystanął przyglądając się całemu rozwiniętemu kramowi. Przez dłuższą chwilę spojrzenie jego brązowych oczu prześlizgiwało się kolejno po towarach a nawykły do łajdactw umysł podsuwał niecne sposoby na ich wykorzystanie. Na przypływ inwencji w tym względzie nie musiał długo czekać stąd też niemal od razu zabrał się do wybierania towaru i odkładania interesujących go rzeczy na bok.

- Tak tedy...- Powiedział po czasie w zastanowieniu mrużąc oczy i przyglądając się usypanemu stosikowi ingrediencji.
- Sprawdźmy czy niczego nie brakuje.- Oznajmił po czym odginając palce dłoni zaczął wymieniać na głos przedmioty, które zamówił.

-Przygarść pieprzu, zmielone na proszek ostre papryczki,cukier, pęk bawełnianego sznurka, wiechcie pakuł, trzy małe ceramiczne znicze, olejek lniany, dwie szklane butle, saletra, wyszywana sakiewka na biżuterię, trochę smoły, zawój wytartego sukna, wosk pszczeli, kalichloricum ,gruby pergamin... Czy ja dobrze widzę? Macie tutaj KWAS?- Przerwał wyliczanie wskazując na jedną ze szklanych buteleczek z podejrzaną zawartością i wybałuszając oczy.

-Co mówi? Kfaz? - minę miał pełną niezrozumienia - To je trutka. Chlup - udał, że unosi jakiś trunek do ust i - konjec - przejechał palcem wzdłuż gardła.
Kupiec spojrzał się na kupkę wyselekcjonowanych towarów i zacmokał.

-Dużo. Ile złoto ma?

- Trutka? Nie, dziękuję.- Rozmyślił się ostrożnie odkładając flakon z trucizną na miejsce. - Jeszcze trochę oliwa do lamp. Wtedy handel.- Przypomniał sobie dobierając do stosu butelkę z wspomnianym paliwem i odkładając z niego dwie puste, które wcześniej wybrał. W gruncie rzeczy wystarczy opróżnić te z gorzałką.

- Faktycznie dużo. Ile złota chce?



Abram do tej rundy postanowił podejść z wyższego pułapu startowego.
-Uuu...- zabuczał- towary daleko, da-le-ko- przesylabował - Arabija, Rusija, sprzeda, a nie sprzeda. Mmmm - rozmarzył się i zaczął w swoim ojczystym języku podliczać głośno wybrane towary.
- No - podsumował rachunki - Zloty adin i - wskazał na substancje wybuchowe - pół adin zloty -

- Hola, hola panie kupiec! Złoty i pół?- Obruszył się były żak słysząc propozycję handlarza i po raz kolejny dokonując przeglądu zgromadzonych przedmiotów.
- Chyba obejdę się bez tej sakiewki skoro i tak zamierzacie oskubać mnie do zera.- Oznajmił cierpko odkładając ozdobny mieszek na bok.

- Pergamin, wygnieciony i poplamiony.- Zademonstrował wybrane przez siebie arkusze wraz ich mankamentami.- Specjalnie takie kupił. Do pakunek, nie do pisania.

- A to...- Uniósł w górę flakonik z olejkiem lnianym demonstracyjnie pociągając nosem i wykrzywiając twarz.- Zjełczały. Stary towar.

Zwinnym ruchem rozwinął zrolowane sukno wzbijając tumany kurzu. - Też stare. Zużyte, służyło żeby przykrywać dobytek, tak?

- Przez to wyjdzie taniej. Reszta towar dobra a świeża. Za nią płacę pełna stawka. To znaczy siediemdziesiont.- Podsumował wskazując na kupkę zmniejszoną o sakiewkę. - I niech będzie pół złotego za pruch.- Skinął głową na uncje saletry i kalichlorku. Cena tamtych i tak była okazyjna.



Abram strzelał kwaśne miny za każdym razem, gdy kupujący negował jego towar, dorzucając przy tym komentarzy po arabsku. Aż dziw brał, że można tak mocno używać gardła do artykułowania mowy.
-Szystko! - zatoczył ręką koło nad towarami - zloty adin cztiery zero grosz. A? - to ostatnie zdawało się być pytaniem.


- Nie.- Pokręcił głową frant. - Wszystko za złoty adin i DWA ZERO grosz. Plus prezent dla Abram. - Oznajmił przyjaźnie wyciągając z kieszeni srebrny sygnet z grawerunkiem jelenia, który wygrał kiedyś w kości od pewnego szlachetki kiedy spili się na odpuście. - Srebro, a? Cenny kruszec, kraśne cacko.


Kupiec wziął szarmanckim ruchem sygnet i z miną wyrażającą duże powątpiewanie dla jakości wyrobu ugryzł go delikatnie, tak aby nie zrobić rysy ani wgniecenia. Następnie wyszperał z swoich juków lupę i przez dłuższą chwilę egzaminował pierścień. Choć kwaśna mina wyrażająca wielką niesprawiedliwość wciąż gościła na jego opalonej twarzy, wyciągnął rękę przed siebie. Niby to na przypieczętowanie interesu, niby na pozostałą część zapłaty.
-O-ky, reszta.

- No, stoi!- Ucieszył się uścisnąwszy dłoń handlarza. - Trzyma pierścień i czeka. Zaraz wracam z reszta złoto.- Poinformował po czym zbierając z ziemi uprzednio zakupione cztery butelki z gorzałą ruszył w stronę obozowiska.
 
__________________
"Głową muru nie przebijesz, ale jeśli zawiodły inne metody należy spróbować i tej."
potacz jest offline