Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-05-2013, 22:42   #21
Eliasz
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Wieczorem Klaus znalazł się w Trumnie , na szczęście nie własnej, lecz tej należącej do Reihida Wolscha. Rozgościł się w opłaconym pokoju, pozostawił rzeczy i psa. Nie omieszkał przedstawić wszystkim Rexa, a także jemu przedstawić innych, choćby po to, aby zapamiętał ich zapach i nie rzucił się niechcący na kogokolwiek... Wyglądał jak zbite w jedno mięśnie połączone ze szczękami.



Dopiero po tym zapoznaniu poszedł do głównej sali i usiadł przy szynkwasie. Zamówił i od razu zapłacił za piwo. Za kolację o dziwo karczmarz nie chciał zapłaty. Rozejrzął się po gościach karczmy jak i przyjrzał się samemu karczmarzowi. Dopiero gdy zjadł zamówił kolejne piwo, uprzednio za nie płacąc po czym spytał karczmarza

- Słyszałem, że sporo się dzieje w miasteczku. Interesują mnie jednak głównie zaginięcia ludzi, słyszałeś coś o tym?

Karczmarz wzruszył ramionami.

- Coś tam słyszałem, ale póki zdarzają się tylko w dokach to co mnie to? Nikt z moich znajomych z tym problemu nie ma. Tyle, że mam nadzieję, że ktoś się wreszcie tym porządnie zajmie.

Odpowiedziało mu skinienie głowy Tresera, nie bawił już dłużej w sali, był nieco zmęczony, miejsce w którym dostał pałką wciąż bolało, a właściwie to ból dopiero teraz dochodził w pełni do Klausa. W sypialni zdjął kolczugę i poświęcił chwilę przed zaśnięciem na jej czyszczenie. Pogłaskał psa i poszedł w końcu spać...

Treser wstał wczesnym rankiem, gdy tylko słońce wyjrzało zza horyzontu. W karczmie panowała grobowa jeszcze cisza gdy ruszył na spacer po okolicy wraz z psem Rexem. Gdy wrócił nakarmił psa i razem z resztą towarzyszy zszedł do głównej sali na śniadanie, tym razem zabrał Rexa ze sobą każąc mu leżeć przy stole.

Nie minęło wiele czasu nim dowiedzieli się o nieobecności Gregora, na co Klaus zapytał tylko - Glejt zostawił?

Zapytany pokręcił przecząco głową. Nieco później do karczmy wszedł nieznajomy.

Thomas wypatrzył ciekawie wyglądającą grupę ludzi siedzących przy stole. O ów osobnikach wspomniał herr kapitan Marcus Baefaust. Fakt, tak wyjątkowych ludzi nie sposób było z innymi pomylić. Zdanie na ich temat, sędziwy Thomas wyrobić sobie będzie jeszcze musiał, wszak nieuczciwie byłoby osądzać tak ciekawy wolumin po jego okładach. Stukając o drewnianą podłogę kosturem, starzec odziany w znoszone szaty świątyni zbliżył się do stołu i nawiązał rozmowę. Słowa jednak poprzedził symbolem Vereny, nakreślonym ręką w powietrzu przed zebranymi oraz energicznym gestem który w teatralny sposób pozwolił mu wyciągnąć zapisaną kartę pergaminu spod obszernej szaty.

- Witajcie drodzy państwo. Z polecenia herr dowódcy straży przed wami się stawiam. Jestem von Ehrilchmann, a imię me to Thomas, zwać zaś możecie mnie Goethe Thomas... lub Thomas Goethe. Jak wam podobać się woli. Oto jest i glejt przez mości Baefausta kapitana pisany... znacie go zatem może i ja przeto wam się obcy nie wydam. Tutaj Thomas uśmiechnął się ciepło, ukazał braki w swym żółtym uzębieniu, a wspomniany glejt znalazł się na blacie stołu.

Klaus przyglądał się przybyszowi jak gdyby miał go zaraz pobić. To pierwsze wrażenie kłóciło się z przyjaznym uśmiechem który wykwitł na twarzy Tresera i skinięciem głowy które przywitało kapłana. Rzucił okiem na glejt po czym wskazał przybyszowi krzesło przy stole.
-Siadajcie proszę kapłanie, nazywam się Klaus Neumayer - rzekł do starca. Chwilę potem skinął na karczmarza próbując go przywołać, a sam przeszedł od razu do rzeczy - Czy świątynia zna jakieś fakty dotyczące zaginięć, które nam nie były jeszcze przedstawiane?

- Cóż... tak po prawdzie, to sprawiedliwa panienka Verena musiała mnie tknąć bym na tę sprawę spojrzał... a averheimska świątynia Wagi na raport kapitana czeka, on zaś na wasze czyny zezuje. Zamknięte koło niestety. Thomas zaczął kręcić kółka palcem na blacie stołu, po czym ręka jego sięgnęła po kubek z sąsiedniej ławy, przy której nikt już nie siedział. Starzec w służbie świątyni, opróżnił kubek na podłogę, powąchał naczynie, uśmiechnął się ponownie i napełnił je z dzbana stojącego na stole przy którym nowopoznani ludzie jedli śniadanie. Thomas przełknął łyk i ciekawie przyjrzał się zawartości kubka, stęknął smutno i zainteresował się nie na żarty, macerującemu się winu mówiąc. - Mmm, takiego winiaka nie piłem od lat zacnego. Poznać mi cię jest zaszczytem panie Neumayer... a jeśli o glejt idzie, to zachowaj go. Z przykazu komendanta, taka jego wola była. Goethe przerzucił szybko nogę ponad ławką i usiadł przy stole. Kostur spoczął na jego kolanach, a on ciekawsko zaczął wpatrywać się w Klausa, być może, za tego z kim mówić mu przyjdzie go biorąc.

Treser nie czekał na ponowne zaproszenie do zabrania glejtu, zwinął go po czym spakował ostrożnie do torby noszonej na ramieniu. - Dziękuję - rzekł, po czym przystąpił do omawiania tego co do tej pory udało im się dowiedzieć. - No cóż, wygląda na to, że powiększyła się nam nieco lista zaginionych. Klaus zamyślił się na chwilę po czym zaczął wymieniać dotychczasowych porwanych: - Will będący siostrzeńcem kupca Kuno Hazelhoffa. Miklos , kuzyn obecnego tu pana Almosa - wskazał na siedzącego przy nich jeźdźca równin, - Albreht syn pani Hermenegildy oraz parobek jednego z kupców, który opuścił już miasto. - Klaus wyraźnie się ucieszył, najpewniej zapamiętanie wszystkich osób przyszło mu z pewnym trudem, odbijającym się w powstających bruzdach na czole, kiedy wymieniał nazwiska. - Do tych o których mówił kapitan doszedł nieodnaleziony dotąd Rolf, jeden z członków gangu Nabrzeżnych Szczurów oraz tutejszy bezdomny Kurt Guther. Rzecz jasna ten pierwszy może gdzieś leżeć zaciukany przez konkurencyjny gang, a ten drugi mógł się zwyczajnie zapić, ale póki ciał nie znaleziono lepiej potraktować ich jako potencjalne ofiary porwań.
Klaus zwilżył gardło sporym łykiem trunku, przerzucając spojrzenie pomiędzy Thomasem a pozostałymi towarzyszami. - Wygląda na to, że nie są to porwania dla okupu, wszystkie o których wiemy coś więcej miały zapewne miejsce w dokach, o późnej porze. Nie wykluczam rzecz jasna zwyczajowych zaginięć, ale wydają mi się mało realne jak na zniknięcie tylu osób w tak krótkim czasie. Zresztą przynajmniej Will nie miał żadnych powodów do ukrywania się czy do ucieczki, poszedł wieczorem do magazynu i już nie wrócił - przynajmniej jak ustaliła pani Irmina jedna z poszukująch. - Klaus spojrzał na wszystkich siedzących przy stoliku, mając pewien problem z nazwaniem tej grupy. Po czym skończył chwilowo swój wywód czekając, aż inni zabiorą głos.

Thomas potykał się z nowymi faktami i starając się zapamiętać nazwiska zaginionych, pocierał ręką prawą skroń. Wszystkie fakty podano mu na zimno i w skrócie, zatem myślał i ogarniał, układał pierwsze części zagadki w jakiś kształt dla umysłu znośny... a na koniec spojrzał na ogorzałą od wiatru i zarośniętą twarz mężczyzny który ciekawie spoglądał na akolitę. - Jak wspomniałem, jestem Goethe. Thomas powtórzył przywitanie i wyciągnął dłoń w stronę mężczyzny w przyjacielskim geście powitania. Człek ten nie wyglądał na przyjemniaczka, zatem trza było przełamać pierwsze lody.

Klaus odwzajemnił uścisk, z przyzwyczajenia ściskając dłoń nieco silniej niż należało. Po chwili jakby sam sobie to uświadamiając szybko złagodził uścisk, nie chcąc urazić przyjaźnie nastawionego Thomasa. Treser wychowywał się w środowisku w którym albo wciąż pokazywałeś, że jesteś silny ( mogłeś przecież osłabnąć) albo brali cię za słabszego, co też zazwyczaj dobrze się nie kończyło. Dla wszelkiej maści zbirów stawałeś się łatwym łupem, tym cenniejszym, że na dobrym stanowisku.
 
Eliasz jest offline