Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-05-2013, 02:14   #8
potacz
 
potacz's Avatar
 
Reputacja: 1 potacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłość
KUPIEC 2

Handlarz najwyraźniej miał na swoim wozie istny sklep wielobranżowy, albowiem zamówione produkty odszukał bez zarzutu. Uwzględnił nawet życzenie klienta co do wzoru i dwa identyczne wełniane koce w kratkę były uszykowane. Rzemień odciął z kołowrotka i położył koło koców.
-Dobry towar! towar tak! koc tak! sznurek tak! złoty tak! - podał cenę


- O w pytę... - zamyślił się Dante. Jeden złoty. Za dwa koce z owczej wełny. Cena okazyjna nie tylko jak na objazdowego sprzedawcę. Dante odliczył bez gadania jeden zloty w srebrze, konstatując jednocześnie, że w sakiewce zostało mu właśnie jeszcze około pół złotego. Ale warto było. Za wełniany koc który kupował kiedyś na podhalu u górali, płacił po złotym za sztukę.
Dante zwrócił sie do kupca:
-Co masz jeszcze ciekawego?


Abram był wyraźnie zdziwiony brakiem negocjacji, długo się jednak nie martwił, bo klient chciał wydać jeszcze więcej. Kupiec obejrzał sobie dokładnie Dantego ze wszystkich stron, myśląc nad odpowiednim towarem. Wskazał na twarz kupującego
-Koc mały. Tanio - ten ostatni wyraz zabrzmiał jakby automatycznie. Następnie skierował mięsiste dłonie na liczne chustki leżące na rozłożonym na ziemi płótnie.
-I - dodał- obrazki! - wskazał na tatuaże - obrazki nie!- i jego palce wskazujący skierował się ku małej buteleczce z różowawym proszkiem.

-A? - spytał Dantego


Dante nie miał zamiaru rozstawać się ze swoimi tatuażami, ani tym bardziej z “małym kocem” mu zakrywającym twarz.
-E... Nie. Nic mnie więcej nie interesuje. Dobrej nocy, dobry człowieku.
Zgarnął swoje koce i długi kawał rzemieni i poszedł przed siebie, do ogniska, nie zwracając najmniejszej uwagi na Abrama i jego objazdowy kram.



Duma zawodowa kupca musiała zostać mocno ugodzona z powodu nietrafności propozycji. Poleciał w podskokach za Dantem, wymruczał coś w swoim języku i wcisnął mu rękę amulet. Zawieszony na czarnym rzemieniu, takim samym jaki zakupił dosłownie przed chwilą, wisiał osobliwy obrazek. Wąski rogal księżyca obejmujący swoimi ramionami pięcioramienną gwiazdę. Wyrzeżbione w gładkim, zielonym kamieniu, wyglądającym na drogocenny.


Dante zainteresował się naszyjnikiem.
-A krzyżyk masz? No? Krzyż? Chrześcijański?
Dante ułożył ze skrzyżowanych wskazujących palców wzór przed twarzą kupca. Ruszył bokiem tak, aby reszta srebra w sakiewce zabrzęczała znacząco.


Dante ponownie usłyszał gardłowe mamrotanie, jego dłoń jeszcze bardziej zacisnęła się na amulecie, gdy olbrzymie paluchy araba jej w tym pomogły. Abram nagle umilkł i bez słowa odwrócił się w stronę swojego osiołka i tamże podążył.

- Żegnaj dobry człowieku! - rzucił za nim Dante. Po czym sam odwrócił się do swych nowych towarzyszy rozochoconych przy ognisku.
Rozłożył nowo nabyty koc na ziemi, a drugim się przykrył.
Wziął kubek i golnał kolejną połówkę na raz. W głowie mu zaszumiał znacząco. Nie minęło siediem pacierzy, gdy zasnął, z torbą podłożoną pod głowę.


"Co? Nie piją? Że też musieli mi się trafić zasrani profesjonaliści." Złościł się w myślach Franz widząc jak część jego nowej drużyny (w dodatku ta część patrząca mu na największych pijusów) odmawia degustowania napitku. Nieoczekiwanie chętnym kompanem do picia okazał się młody adept Merkury, który z miejsca polał sobie z rozmachem a następnie zakrztusił się dowodząc, że w tym względzie będzie z niego niewiele pożytku, jak z większości czarodziei zresztą.

- Powoli, młody, nie tak łapczywie.- Upomniał "młodego" zapewne niewiele starszy żak wzdychając z rezygnacją i skinieniem głowy dziękując Zbigniewowi za nowy kubek. Kiedy Dante zdążył się już napić i zasnąć, chętnie przyjął od niego naczynie. Przełykając pierwszą kolejkę (wraz z goryczą rozczarowania, że na polu picia został tylko on i Merkury podczas gdy reszta nie wyrażała zainteresowania) przypomniał sobie o czymś.

- A, bladź. Wybaczcie na moment chłopaki.- Oznajmił wstając od ogniska i wyszukując wcześniej otrzymane od kompanii pieniądze ruszył w kierunku wozu Abrama.

- Jestem, już jestem.- Wyjaśnił zniecierpliwiony nim sam arab zdążył cokolwiek powiedzieć.- Naści tutaj resztę, moje ostatnie pieniądze.- Jeden złoty i piętnaście groszy przeszło z dłoni do dłoni. Franz nie czekając aż handlarz przeliczy dokładnie zapłatę pozbierał ostrożnie cały nowo zakupiony asortyment i powrócił do obozowiska.

- No. To na czym to my...?- Zaczął rozglądając się w poszukiwaniu napoczętej butelki, siadając w pewnym oddaleniu od ognia (saletra i oliwa ukryte w sakwie dodawały mu roztropności).

Odpowiedź dobiegła nie od kompanów, a od Abrama wykrzykującego coś w niebogłosy. “Piać, piać”- tylko to dało się zrozumieć. Handlarz na koniec swojej reakcji zapluł, zasmarkał i ostatecznie zadeptał pobliską kępę trawy. Odszedł wraz ze swoim osiołkiem w stronę miasta.
 
__________________
"Głową muru nie przebijesz, ale jeśli zawiodły inne metody należy spróbować i tej."

Ostatnio edytowane przez potacz : 18-05-2013 o 11:59.
potacz jest offline