Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-05-2013, 19:11   #271
Allehandra
 
Allehandra's Avatar
 
Reputacja: 1 Allehandra jest na bardzo dobrej drodzeAllehandra jest na bardzo dobrej drodzeAllehandra jest na bardzo dobrej drodzeAllehandra jest na bardzo dobrej drodzeAllehandra jest na bardzo dobrej drodzeAllehandra jest na bardzo dobrej drodzeAllehandra jest na bardzo dobrej drodzeAllehandra jest na bardzo dobrej drodze
Trucizna z nieznanego monstra Podmroku, wyhodowanego lub upolowanego przez czarne diabły, która paraliżuje niemal całkiem elfie ciało, iż jest całkiem bezwładne i bezbronne, podległe całkiem drapieżnikowi. Nie tylko jednak wpływać może na członki ciała, ale i na umysł i duszę, które przyobleka w nienawiść i rozpacz.

Jednakże począł ustępować, gdy przeczarne skrzydła zstąpiły z chmurnego nieba, nieoczekiwane szpony rozorały karminową szyję drowa próbującego sobie krzywdy matriarchatu Lloth zrekompensować.

Valen.. Valeńka!


Drugi mężczyzna zdawał się być bardziej zaskoczony sprzymierzeńcem, który prędzej by jakaś matrona przyzwała, i puścił ręce Elfiej Łotrzycy. Elfia Łotrzyca nie miała zamiaru z niczego się tłumaczyć, a dostrzegając porzucony miecz nieopodal, rzuciła się w jego stronę, pochwycając, i tnąc wściekle poziomo mrocznego samca po nogach. Efektem tego ataku było odcięcie szablą nogi jednego z oprawców tuż przy kostce. Drow upadł na dupsko i częściwo plecy, drąc się na całego z powodu utraty kończyny. Dobył własnego rapiera, i próbował pchnąć nim Saebrie, wszystko jednak okazało się bezcelowe...

W tym czasie z pazurów Valen, tkwiących w bryzgającej posoką szyi Drowa, wtargnęła w ciało niedoszłego gwałciciela jakaś mroczna energia, zabijająca już delikwenta na miejscu. Zszedł z bulgotem wydobywającym się z jego rozoranego gardła.

Saebrineth przez drobną chwilę przyszła myśl, czyby nie wziąć i ściągnąć drowowi z odciętą nogą spodni, odciąć męskości, i nie wsadzić mu jej w usta, i wiązankę przekleństw go wysyłających do Pajęczej Otchłani. Skoczyła ku niemu półnaga, trzymając miecz oburącz, i sztychując go w okolice serca. A że była w niemałej furii, na jednym ciosie się nie skończyło. Raz za razem wbijała więc ostrze w jego ciało, a Drowowi przy każdym ciosie gały wychodziły na wierzch, będąc szatkowanym... w końcu po trzech razach przestał wierzgać, charczeć i bulgotać, będąc martwym.
Przysiadła potem obok na klęczkach, opuszczając na bok wciąż kurczowo trzymany miecz, umazana na twarzy i nogach krwią, jak i części jej wilczego ubrania. Poplamione miała i włosy, iż jej pojedyncze karminowe kosmki mieszały się z tymi krwią oblanymi, warkocz przez nią spleciony w całej tej szamotaninie się rozsupłał. Wyciągała i wypuszczała dalej powietrze głośno, jakby po wielkiej bitwie stoczyła bój. Przekręciła głowę sztywno, chcąc spojrzeć na swą wybawczynię.
Valen stała tam, z martwym Drowem u swych stóp, a jego posoką cieknącą z pazurów, od czasu do czasu jakby nerwowo trzepocząc skrzydłami. Jej ślepia wciąż żarzyły się niesamowitym blaskiem, a ogon wyginał nerwowo za plecami biesowej panny.
W końcu spojrzała na Saebrie, i momentalnie piekielny wzrok przygasł, a ona sama ku niej skoczyła, opadając przy Elfce na oba kolana. Objęła jej kark rękami, starając się nie dotknąć jej zabrudzonymi dłońmi, trzymanymi z dala ciała szarowłosej. Przytknęła swe czoło do jej czoła, zamykając również na chwilę oczy. Nie odezwała się ani słowem, trwając tak w ciszy przerywanej jedynie ich oddechami.
Elfia łotrzyca odrzuciła miecz gdzieś na bok, uspokajał się jej oddech, nie chciała płakać, albo i nie była w stanie, jednakże jej oczy uroniły choć jedną.


I nagle wskoczyła na jej kolana przywierając do niej ściśle, mocno obejmując w pasie i przytulając policzkiem o policzek, znów oddychając głośniej i wzdychając, drżąc na całym ciele, jakby zaraz tajfun uczuć i emocji miał się wydostać, i zalać cały Grzbiet Świata.
-A..ach.. och.. mm.. am.. dzię..kuję... dziękujĘ!-Wydukała z trudem z siebie jej na ucho, kurczowo obejmując jej plecy.
- Już dobrze - Szepnęła do Elfki, nie ruszając się o cal - Już jestem i pozostanę...
-Dzię.. kuję, o tak.. jak.. jak to jest komuś.. życie uratować? Zdażyło Ci się to kiedy..?-Wypowiedziała drżąco rozpoczynając filozoficzne rozważania, niby by czymś umysł stargany zająć.
- To chyba pierwszy raz - Valen potarła policzkiem o policzek Elfki - Coraz więcej mam z tobą tych pierwszych razów... - Dodała, i cicho się zaśmiała.
-Mogłaś.. mnie rozszarpać w piwnicy, ja mogłam pozwolić Księżycowemu Ostrzu rozpłatać tobie szyję.. a ty teraz moje uratowałaś.. znów zaciągnęłam dług, czyż tak?-Koniec pytania wypowiedziała na granicy słyszalności.
- Nikt nikomu nic nie jest winien - Rogata uśmiechnęła się - Zamiast skoczyć sobie do gardeł, postanowiłyśmy zaryzykować. I uważam, że się opłaciło - Skubnęła ją w końcu ustami w Elfie uszko.
-Ryzykujesz.. zniesławieniem, tam, na Dolnych Planach..-Saebrineth poczęła rozwodzić się nad całą sprawą.
Valen niespodziewanie zaśmiała się perliście, na drobny moment wytrącając Elfkę z równowagi, nim ta jednak jakkolwiek zareagowała, rogata pannica wyjaśniła:
- Niech cię twoja słodka główka o moje zniesławienie nie boli. Wszystko jest w jak najlepszym porządku... czy może i chaosie - Parsknęła - Wszystko będzie dobrze...
-Ach.. mówiłaś, że miałaś dość swoich współtowarzyszy.. mniemam, że to o to chodzi, a nie jeno o mnie tylko.-Przypominała sobie uprzednią rozmowę z nią, chciała już coś więcej się dowiedzieć, o niej.
- Złożyło się kilka spraw na siebie... ale to pewna, srebrnowłosa Elfka była tą iskrą wyzwalającą ukryte do tej pory pragnienia, to ona przełamała ostatecznie bariery - Potarła ją nosem po policzku.
-Och.. jej..chciałabym lepiej poznać ciebie.. a i swoje tajemnice i żale wypowiedzieć.. lecz chyba znów nie czas na to, możliwe że moi towarzysze szukają mego.. truchła.-Uśmiechnęła się paskudnie do niej.
- Musiałabym w końcu umyć ręce... - Powiedziała Valen, dziwnie zmieniając temat, choć po chwili do niego powróciła - Od teraz będziemy miały czas już tylko dla siebie kwiatuszku - Uśmiechnęła się do niej.
-Umyć.. zmyć krew.. zmyć te wszystkie krwi..-Elfka odebrała słowa rogatej nieco mniej dosłownie-Tylko dla siebie..? Rozumiem, że pewnie nie chcesz ciągle się ukrywać w cieniu, w śladach moich, samotna..-Pomyślała Saebrineth, jak się mogła Valen czuć w tej całej sytuacji.

A wtedy...

- A kogo my tu mamy?? - Rozległ się głos dochodzący od strony obozowiska, z którego przywleczono tu Saebrineth. Nadchodziła oto Arasaadi i Ilisdur, najwyraźniej szukający właśnie porwanej Elfki. Na widok zaś biesowej panienki, z pamiętnej, krwawej karczmy, oboje zrobili dosyć dziwne miny... przygotowując swój oręż do kolejnej potyczki?
Ilisdur sięgnął po różdżkę gotów okryć siebie i Arasaadi całunem niewidzialności. Liczyli na przeciwników w postaci drowów, a nie na jakiegoś czarta. Byli zbyt osłabieni i wyczerpani na kolejną ciężką walkę.
-Ach, to wy.. drider i reszta tych czarnych diabłów nikogo nie zabiła..?- Rzekła słabym drgającym głosem Saebrineth, odchylając się od lica Valen i przekręcając głowę w ich stronę.
-Foraghor trochę oberwał, a potem on i Raetar złapali ich przywódczynię żywcem.- odparł Ilisdur podejrzliwie patrząc na sukkuba z zakrwawionymi dłońmi, w sporym uścisku z samą Elfką.-A ona, to?
-To..to..-Próbowała szukać odpowiedniego określenia.-Moja obrończyni.-Rzekła po chwili.-Tamte elfy mnie sparaliżowaną chciały zabić, uprzednio.. uprzednio chcąc mnie tknąć.-Ostatnie słowa wypowiedziała z taką dawką jadu, iż sama się przelękła swego głosu.
- Obrończyni, ta - Arasaadi przeładowała kuszę, choć nie celowała jeszcze z niej do rogatej panny - To ta sama co w piwnicy? Kusicielka gotowa rozszarpać kolejne gardło?
-Coś mi tu wszystko... śmierdzi.- mruknął Ilisdur przyglądając się obu kobietom.-Może zatem wyjaśnicie to deczko bardziej. Saebrineth... panno demonico?
-Jeśli właściciel gardła będzie chciał mojej krwi, albo jej krwi, to na pewno się będzie bronić przed tym. Tak jak i ja. Ofiarowała mi swe życie, lecz ja jego jej nie zabrałam choć Ostrze...-Kaszlnęła, nie mając wielkiej chęci mówić o Księżycowym Kwiecie rodu Lonnavae-Poddała się mi, lecz jej życia nie zabrałam, a teraz dzięki temu żyję.
-A ona...język jej ucieło?-spytał Ilisdur przyglądając się podejrzliwie demonicy.-To kłamliwe stworzenia, możliwe że miała w planach tak cię omamić. Nie neguję szlachetności jej... czynów. Ale nie podejrzewałaś ani przez moment ukrytych intencji?
Pierwszą odpowiedzią jaką udzieliła Elfowi rogata pannica był... syk niezadowolenia, i ukazanie ostrych kiełków. Poluźniła nieco ręce na Saebrineth.
- Nie mam się z czego tłumaczyć, więc się nie odzywam - Powiedziała w końcu Valen - Wy i tak swoje pewnie wiecie czy i myślicie, jak to zwykle bywa... nie omamiam Saebrineth - Dodała na końcu z dużym naciskiem.
-Nie rzucała na mnie żadnych czarów zaklinania, nie jestem pod wpływem żadnego uroku. A na początku myślałam o ukrytych intencjach.. lecz dość się nauczyłam o nich od innych elfów, żeby teraz je wyczuwać. -Wyrzekła posępnie.
-Mogła po prostu okłamać. Skoro jednak jej wierzysz to...-Ilisdur machnął ręką. -To jednak nie znaczy, że ja wierzę jej.
-Jeśli się mylę.. niech będzie mi sądzona śmierć.-Jej słowa zabrzmiały niczym uderzenie stali. Niczym zapadły wyrok. A oczy jej były niczym siano, które straciło całą swą złocistość świeżej jesieni.
-Jeśli się mylisz...Wszyscy możemy zginąć. Ciekawe co powie na to Raetar... albo nie... On akurat może mieć to w nosie. Ale Tarin, albo Wulfram którego wyssała jedna z demonic?-spytał ponuro Ilisdur.
- Nie zawsze można zapobiec, czy i być odpowiedzialnym za czyny swych towarzyszy - Odpowiedziała Elfowi rogata.
-Zatem jeśli nawet daję na słowo swoją śmierć, odejdę.-Wyrzekła zmęczona, na cóż bardziej mogła się klnąć niż na własne życie? I cóżby była dla drużyny dla ulga, jeśliby teraz mogli wyeliminować potencjalne zagrożenie?
-Och... daj spokój. Nie zrobiłyście tej zasadzki przypadkowo.- zirytował się Ilisdur i spojrzał na Arasaadi. -To co robimy z tą czarcicą ?
- Hmmm... ja bym ją odstrzeliła... tak profilaktycznie - Odparła jasnowłosa z krzywym uśmieszkiem.
-Ja też jej nie ufam. Ta wyprawa nagle zrobiła się strasznie skomplikowana.-Ilisdur przeczesał głowy w irytacji.-[i]Drowka na powrozie, sukkub na wolności. Co jeszcze wyskoczy ?![?I]
Szara Lisica założyła w końcu spodnie na siebie, wyszarpując szablę z pochwy, przyjmując obronną gardę zasłaniając Valen przed ewentualnym atakiem ludzkiej łotrzycy. Nic nie wyrzekła, a ogniki jej oczu poczęły się zapalać żywym złocistym ogniem.



- Saebrie, spokojnie! - Arasaadi oderwała jedną dłoń od kuszy(wciąż bardziej skierowanej w ziemię, niż w kierunku Elfki i Demonicy), po czym uniosła ją w górę, w geście, który można było określić jako “stop” - No przecież nie rzucimy się na siebie co? Nie wiem co dalej robić... co o tym wszystkim sądzić... może pogadamy całą grupą przy ognisku?
-Czy ona się może zmienić na coś bardziej neutralnego?-elf zakrył twarz dłonią dodając już pod nosem.-Mam naprawdę złe przeczucia co do tego. Zwłaszcza... jak Foraghor się dowie.
Saebrineth opuściła w końcu szablę nerwowym ruchem.
-Ona może się zmienić ale.. też sądzę, że wiele z tego dobrego nie wyjdzie.. i opowiedzenie odpowiednio sensownej bajeczki przy ognisku wraz z magiczną przemianą wyglądu..-Wypowiedziała z trudem, ochryple, wyglądając w tej chwili na bardzo starą i zmęczoną.
-Arasaadi.. idziemy stąd. Saebrineth żyje i jest cała i zdrowa. Niech ona obmyśli z tą... demonicą, co zrobią z tym bajzlem.- zadecydował w końcu elf. -I co zamierzają czynić dalej. Tak będzie najlepiej.
Saebrineth zatrzepotała rzęsami kilka razy, czy aby dobrze usłyszała słowa elfiego maga, nie mogąc im uwierzyć, iż od tak zostawi całą sprawę. Już miała coś wyrzec, ale słowa nie wychodziły z jej ust. Przysiadła znów ciężko na kolanach, wbijając przy tym szable w grunt.
Arasaadi wzruszyła ramionami, po czym zrobiła krok za Elfem...
- Idziecie, zostajecie? - Spytała przez ramię.

Valen spojrzała na Saebrineth, a w tym spojrzeniu kryło się naprawdę wiele. Pytania, wątpliwości, zdziwienie. Milczała, podobnie jak Elfka, nie spodziewając się takiej reakcji całego towarzystwa, do którego ponoć Saebrie należała...

Czoło Elfiej Łotrzycy opierało się ciężko na rękojeści szabli. Przewaliło się w ostatnich paru minutach tyle emocji przez nią, w jedną i w drugą stronę przewalając się przez pokład jej duszy.
Postukała kilka razy czołem w sam koniec rękojeści, niby chcąc zrobić dziurę, i wypuścić to co gnieździ się w jej głowie.
-Chciałabym.. chciałabym dostać już te chędożone pieniądze od Silverymoon, jeślibym przeżyła tą cholerną Żelazną Wieżę..-Wymęczyła ze swych ust.
- No cóż... - Valen przyklękła przy Elfce, “obmywając” dłonie w odrobinie śniegu, który leżał sporadycznie to tu, to tam. Owe “no cóż” brzmiało zaś dosyć... powątpiewająco.
- Idziemy do nich, czy... - Jakoś tak nie dokończyła, spoglądając z boku w twarz Saebrie.
-Nie chcę ciebie narażać, ani na nieprzewidywalnego Raetara, ani tą górę mięsa Foraghora.. nie chcę.. nie chcę..-Powtórzyła ostatnie słowa jak echo.
- Nie odstąpię cię na krok - Położyła dłoń na jej ramieniu - Jeśli zechcesz, możemy tam iść, jeśli nie... poczekam z dala, będę w cieniach. Ale nie odejdę - Dodała poważnym tonem.
-Spodziewałaś się że wszyscy będą radzi temu, iż mnie uratowałaś, i przyjmą od razu do swego grona..? Nie mając na względzie bycia biesami, to twoja była kompania zgotowała im, i mi, krwawą zasadzkę. -Wyrzekła ponuro.-Masz pewnie wiele więcej lat niż moje dwie setki.. W górze, albo w Mrokach.. czuwaj nade mną, proszę Cię proszę..to więcej niż jeden ludzki rok, albo pół, albo jeszcze mniej, nie zajmie, wobec późniejszej wieczności.. ze mną. Kształtując swą naturę jak tylko zechcesz..-Ostatnie słowa tak wezbrały, rozsadzane były emocjami, iż nagle wskoczyła na Valen, wpijając się w jej usta rozpaczliwie, obejmując nogami jej biodra wiercąc się, a byle jak zapięte spodnie zssuwać się zaczęły z niej znów..

[media]http://www.youtube.com/watch?v=12lgsK63S48[/media]

Valen odwzajemniła namiętny pocałunek, pełen dzikości i pragnień, obejmując Elfkę w pasie, wodząc dłońmi po odsłoniętych miejscach z nagą skórą... a namiętnościom zdawało się nie mieć końca. Obie najwyraźniej tak się za sobą stęskniły, że żadna nie chciała zakończyć drobnych pieszczotek.
-Mmmm..mfu..ochHHH! Być.. blisko.. blisko tak, jak najbliżej..-Szara Lisiaca wydawała z siebie tęskne i niemal rozpaczliwe, cienkie westchnienia, lgnąc do Valeńki, jakby chciała być blisko, najbliżej jak się tylko da, kurczowo obejmując ją, to chaotycznie wodząc po jej sylwetce niezaspokojonymi dłońmi.
Ogon rogatej owinął się ponownie wokół nogi Elfki, a dłonie pogładziły gołe lędźwie. Valen coś mruknęła, lecz pozostało to niezrozumiałe dla Saebrineth wśród ich pocałunków. W końcu zaś, gdy na drobną chwilę musiały już odsapnąć, kochanica długouchej szepnęła już zrozumiale:
- Ale ja nie chcę cię opuszczać... - Tonem pełnym tęsknoty, wprost bólu rozstania, pełnym smutku...
-Nie zostawiasz mnie.. nie.. nie zostawiasz przecież.. mą skrzydlatą strażniczką jesteś.. a ja jestem tylko twoja..-Wykrzesała romantyczną nutę w swym głosie przez zmęczenie i smutek.-Możliwe, że przed ostateczną konfrontacją w Żelaznej Wieży, natkniemy się na odosobniony przybytek, gdzie nikt z mojej drużyny Cię nie będzie niepokoić, a i ja odpocznę.-Zapewniła ją Elfia Łotrzyca, krzesąc drobny uśmiech na swym licu i letko całując w nosek. Z ociąganiem wstała, i w końcu ubrała jak należy spodnie, po czym znów przysiadła, lecz tyłem do rogatej, podając w jej stronę frotkę przeczarną, jaka ta pierwsza wplotła uprzednio w jej włosy.
-Proszę.. nie idzie mi zbyt dobrze plecenie warkoczy, mogłabyś uczynić to ponownie?-Spojrzała kątem oka unosząc kąciki ust.
 
__________________
"Dzika, pierwotna natura niesie wezełki z leczniczymi ziołami; niesie wszystko, czym kobieta powinna być, co powinna wiedzieć. Niesie lekarstwo na wszystko. Niesie opowieści, sny, słowa i pieśni, znaki i symbole."
Allehandra jest offline