Wewnątrz Trzeciej Góry
8 Ches(Marzec)
5-ty dzień wyprawy
popołudnie
Grupka śmiałków, wzmocniona osobowo o dwie dodatkowe postacie, niejaką Druidkę Virmien, oraz Elfiego Barda Gabriela o dosyć nietypowej karnacji, ruszyła w dalszą drogę, prowadzona przez ich przewodniczkę. Opuszczona kopalnia Krasnoludów zdawała się ciągnąć w nieskończoność, prezentując im różnorodne widoki. Wkrótce natrafili na płynącą w górze lawę, widoki jednak były dosyć żenujące. Otóż w całkiem zwyczajnym tunelu, w jednej jego ścianie, znajdowało się coś na kształt okienek, przez które można było spoglądać w szczelinę biegnącą najwyraźniej wzdłuż właśnie owego tunelu, ze znajdującą się na dole, płynącą lawą. Raczej niezbyt widowiskowe...
-
Góra jeszcze nigdy nie wybuchła, nigdy też nie trzęsło, z tego co słyszałam - Wyjaśniła Liri -
Ot, płynie sobie te cholerstwo wewnątrz, nie wiadomo gdzie, i tyle.
No tak... ale jakich tu w końcu się spodziewać "atrakcji" w kopalni brodaczy, uchodzących dosyć często za niezbyt obdarzonych wesołym humorem. Zostawili więc ową lawę za sobą, maszerując dalej zakurzonymi tunelami, co pewien czas zaglądając do map, i zasięgając rad Liri. Kwadrans za kwadransem, kilometr za kilometrem(?) wśród kurzu i echa własnych kroków. Na zewnątrz mogło być dosyć zimno, zważywszy w końcu na fakt, iż to były dosyć wysokie góry ciągnące się na północ, ku naprawdę lodowatym ziemiom. W samej górze jednak było nawet i miejscami za duszno, i często dosyć wilgotno.
Kolejną, wartą odnotowania rzeczą, na jaką się natknęli, było... ognisko. W niewielkiej sali, na jej środku, znajdowało się wypalone ognisko, oraz kilka niewielkich kości. Po dokładniejszych oględzinach, co niektórzy mogli stwierdzić, iż ogień płonął tu około pół dnia wcześniej. Małe kości z kolei mogły należeć do jakiś zwierząt wielkości szczurów, a może i to były szczury? Ktoś zatem najwyraźniej tu całkiem niedawno biwakował, jedząc upolowane tu gryzonie, a ślady butów świadczyły o kilku osobach. Możliwe, że trzech, czterech, pięciu, a może i nawet do ośmiu, trudno było się połapać we wzajemnie zadeptanych miejscach.
Wszyscy zgodnie doszli jednak do wniosku, iż należy zachować ostrożność. Nie byli bowiem najwyraźniej sami w kopalni, a kij wie, na kogo mogli się tu natknąć? Może znowu Trolle, albo towarzysze pożartego Drowa? Jakieś Orki, Gobliny, czy i inne tałatajstwo... możliwości było wiele.
....
Kolejne korytarze, schody, raz w górę, innym razem znowu w dół. Opuszczone - i zapuszczone - pomieszczenia. Wilczy dół. Szeroki tak samo jak korytarz na trzy metry, i taki sam długi i głęboki. Na dole zaś kości jakiegoś humanoida... ale i to nie sprawiło im większych problemów, i w końcu przedostali się na drugą stronę, nie zaprzątając sobie głów nieszczęśnikiem na dole. Wszak i tak mu nie pomogą, oględziny truchła nic nie przyniosą, a ten ograbiony został już pewnie dawno temu.
~
W końcu dotarli do czegoś, co można było nazwać... strażnicą? Podwójna, żelazna brama, częściowo wyważona, przy niej zaś kilka kościotrupów w pordzewiałych zbrojach. Bystre i fachowe oko mogło z kolei rozpoznać po czaszkach Orków, choć i rozsypujące się już i wyposażenie wskazywało raczej na zielonoskórych. Obok bramy znajdowały się zaś dwa (kiedyś) dobrze chronione pomieszczenia, z wyrwanymi, ciężkimi drzwiami, otworami strzelniczymi i kolejnymi dwoma truposzami wewnątrz.
Była też i czaszka wśród owych kości, dosyć nietypowa czaszka, rozmiarów w sumie humanoidalnych, mająca ponad ustami dziwne otwory, zupełnie, jakby tam znajdowały się kiedyś mięśnie od... macek?
I wtedy, jednego czy drugiego, jakby raziło gromem. Illithid.
Elfi wzrok Barda spoczął z kolei wewnątrz owej strażnicy na ścianie, która nie do końca chyba była zwyczajową ścianą. Pod warstwą pajęczyn znajdowały się bowiem symetryczne szczeliny, dwie biegnące w górę, a jedna poprzecznie, na wysokości głowy.
Na zboczach Trzeciej Góry
Po kilku minutach i Saebrie wróciła do reszty towarzystwa, przebywającego przy ognisku. Zdziwiła się nieco na widok pojmanej Drowki, a i szczerze powiedziawszy, przejawiała do niej i nieco inne, niezbyt pozytywne uczucia... nie odzywała się na temat co zaszło przed paroma chwilami, pozostali więc i nie zadawali jej pytań dotyczących owego krótkotrwałego uprowadzenia.
Elfka z warkoczem wkrótce pomogła towarzyszom z porządkowaniem małego pola bitwy, polegającego chociażby na przeszukiwaniu pokonanych, jak i spychaniu ich ciał w okoliczne krzaki.
Awanturnicy znaleźli kilka interesujących przedmiotów przy martwych Drowach, a najczęstszymi były wszelkiego rodzaju mikstury. Choć z tych leczniczych, były ledwie dwie.
-
Tam do góry, jakieś dwie setki kroków ponad nami, jest jaskinia, moglibyśmy tam przenocować - Wskazała palcem cel, a gdy pojawiły się pytania dotyczące faktu posiadania owej wiedzy, najzwyczajniej w świecie skłamała, iż zauważyła. Co niektórzy zaś domyślali się, skąd mogła posiadać tą wiedzę, nastrój był jednak już wystarczająco nerwowy, by choć chwilowo go jeszcze bardziej nie podsycać...
....
-
To co z tym leczeniem? - Burknął Foraghor, to ślipiąc na Raetara, to na związaną Drowkę, której wzrok również kursował w tą i z powrotem, od obu mężczyzn.
~
Jaskinia do dużych nie należała, choć każdy mógł w niej mieć jakiś kąt dla siebie. Co zaś ważniejsze, była pusta, jeśli nie liczyć kilku zwyczajowych nietoperzy, panicznie odlatujących przez pojawienie się śmiałków. Same wnętrze miało zaś w sobie jakiś niepowtarzalny urok, choć na moment rozpraszając pochmurne myśli co niektórych...
Wkrótce marudzący pod nosem Foraghor, wraz z Arasaadi poszli poszukać jakiś badyli na kolejne ognisko, Raetar dziwnie się zamyślił na dłuższą chwilę, a Ilisidur skrycie obserwował Elfkę. Sama Saebrie zaś siedziała okręcając palec wokół końca swego warkocza, wpatrując się w wyjście z jaskini.
Gdy zapłonął już ponownie ogień, a Arasaadi przyglądała się z bliska mrocznej Kapłance, od czasu do czasu szturchając ją załadowaną(!) kuszą, wypadało chyba porozmawiać na kilka tematów.
***
Komentarze w środę