Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-06-2013, 18:41   #16
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Korytarz był długi (w zasadzie nie było widać jego końca) i śnieżnobiały - zarówno ściany jak i podłoga wyłożone były kafelkami, pulsującymi przerażającą wprost sterylnością. Niesamowite wrażenie zwiększał całkowity brak ludzi - jedyną żywą istotą na całym korytarzu był tylko Konrad.
Drzwi, znajdujące się po lewej i prawej stronie korytarza, były zamknięte. Podobnie jak kolejne. I następne. I jeszcze jedne. Konrad szedł przed siebie, jego kroki odbijały się głuchym echem.

Korytarz wreszcie się skończył schodami prowadzącymi w dół, jednak tuż przed nimi posadzkę przecięła smuga światła, padająca zza lekko uchylonych drzwi. Jedynych otwartych.
Ciekawość zwyciężyła i Konrad zajrzał do środka.

Pokój to typowy gabinet lekarski - pośrodku biurko, obok leżanka, kilka szafek, wszystko urządzone bardzo oszczędnie i surowo, ale nowocześnie. Konrad poznał ten gabinet dopiero, kiedy zobaczył przy biurku lekarza. Bywał tu dziesiątki razy, głównie po lewe zwolnienia. Doktor Kręczat wstał, uśmiechnął się na widok swojego pacjenta i wyciągnął w jego kierunku rękę.


- A witam, witam panie Nadolski! - Uścisnął mu dłoń i wskazał krzesło. - Proszę siadać. Właśnie przeglądałem pana dokumentację. Trzeba przyznać, że uzbierało się tego trochę.

Na biurku leżała teczka, a w niej pokaźnych rozmiarów plik papierów. Konrad rzucił okiem - to zapisy z nieistniejących wizyt domowych oraz wizyt w prywatnym gabinecie. Lekarz wpisywał kilka nieistniejących objawów i wypisywał zwolnienie na parę dni. Alergia, przeziębienie, kolka nerkowa - zwykle nic na tyle poważnego, by chorować tygodniami. Kręczat brał za to parę stówek, a Konrad miał trochę spokoju.

- Co tym razem wpisujemy? Napad astmy, czy może grypa żołądkowa?

- Recepta na gumę do żucia
- odparł Konrad. - Koniecznie okrągła, czerwona, balonowa.
Zaczął sobie powtarzać w myślach, że nic go już nie zdziwi - nawet słoń w karafce.
- Witam, doktorze - dodał, może nieco po niewczasie.

- Słucham? - Lekarz dopiero teraz przyjrzał się Konradowi uważniej. Wstał, przyłożył dłoń do czoła mężczyzny i krytycznie spojrzał na jego niezbyt porządne ubranie, które przecież przetrwało burzę piaskową. - Ależ pan ma rozpalone czoło, świecące oczy! Przepraszam, nie zauważyłem. Myślałem, no wie pan, że będzie tak jak zawsze.

Doktor Kręczat zbadał jeszcze puls Konrada, pokręcił głową i zapisał coś w swoich notatkach.

- To nic poważnego, jest pan chyba naprawdę przemęczony. Czy nie za bardzo się pan przepracowuje? Przepiszę witaminy i dam kilka dni zwolnienia. Niech pan jedzie do domu i porządnie się wyśpi.

- Zwolnienie nie jest mi potrzebne, doktorze - odparł Konrad. - Wprost przeciwnie nawet, w tym momencie w żaden sposób nie mógłbym go teraz wziąć. Ale recepta na witaminy... Może być. To się zawsze przyda. A gdzie jest najbliższa apteka?

- Tam gdzie zawsze, na parterze
- odpowiedział lekarz. - Myślę jednak, że zwolnienie naprawdę się panu przyda.

W trakcie gdy dr Kręczat wpisywał coś do swoich dokumentów, Konrad usłyszał dzwonek swojego telefonu. To SMS od szefa:

“Gdzie jesteś? Pilna robota. Klienci już czekają. Wracaj do biura!!!”

Okazało się, że na telefonie jest też kilkanaście nieodebranych telefonów: od szefa i sekretarki.

- A nie mówiłem? Za dużo pan pracuje. Na świecie rocznie ginie kilka tysięcy osób z powodu przepracowania. Niech pan jedzie do domu i porządnie się wyśpi. Szczerze mówiąc źle pan wygląda.

Lekarz wręczył Konradowi recepty oraz zwolnienie i odporowadził go do drzwi. Kiedy wychodził, uścisnął mu porozumiewawczo dłoń. Korytarz zaludnił się i nabrał kolorów. Wyglądał dokładnie tak, jak korytarz w przychodni, do której Konrad zawsze chodził. Pacjenci czekający na swoją kolejkę, uśmiechnięte pielęgniarki w recepcji, wszystko tak jak zawsze.

- Do widzenia - powiedział Konrad i zamknął za sobą drzwi. Jakimś dziwnym trafem nikt z tłumu tu obecnych nie rzucił się od drzwi doktora Kręczata.
Konrad oparł się o ścianę i zaczął przeglądać wiadomości, które dotarły do niego nie wiadomo kiedy. Przy okazji sprawdził godzinę. Ku jego niekłamanemu zdumieniu zegarek wskazywał dokładnie dwunastą. Ku jeszcze większemu zdumieniu data wskazywała na dokładnie trzy dni od feralnego wyjazdu Konrada do Katowic. Coś tutaj zdecydowanie się nie zgadzało. Poza tym ludzie zachowywali się normalnie, przychodzili na umówioną godzinę, panował ruch jak zwykle.

- Przepraszam? - Konrad zobaczył przed sobą uśmiechniętą twarz młodej pielęgniarki. - Zapomniał pan tego zabrać z recepcji. Czy wszystko dobrze? Czy źle się pan czuje? - Pielęgniarka trzymała w ręce neseser Konrada.

- Dziękuję - odpowiedział Konrad, uśmiechem maskując zaniepokojenie. - Doktor powiedział, że to przemęczenie - wyjaśnił. - Jeszcze raz bardzo dziękuję.
- Może mi pani powiedzieć, gdzie jest najbliższa apteka? - spytał.
Nie apteka była mu w głowie, ani, tym bardziej, telefony od sekretarki i szefa. Wycięło mu z życiorysu trzy dni, a co gorsza stale tkwiło mu w pamięci spotkanie z Laylą. Poczuł się nagle jak bohater niskobudżetowego filmu. Istne przejścia między światami - raz jest w krainie kłamców, a zaraz potem - w normalnym świecie.
Jeśli jest w owym normalnym świecie. Problem na tym polegał, że nie miał okazji przekonać się, jak jest naprawdę. Stan ubrania przemawiał za tym, coś jest nie tak...
Konrad raz jeszcze podziękował pielęgniarce, a potem wyszedł na ulicę.



Świat wyglądał całkiem normalnie.
Wiosna w pełni. Znajoma ulica, znajomy ruch na wspomnianej ulicy, spieszący się ludzie, pędzące samochody, nawet strażnicy miejscy, którzy zatrzymali jakiegoś nieszczęśnika wyglądali normalnie.
To był sen? Kiepski, realistyczny, ale tylko sen, z któego się obudził z trzydniową przerwą w życiorysie?

Kupiona w kiosku gazeta była po pierwsze - tutejsza, po drugie - miała aktualną datę.


Wiadomości w środku też były aktualne - ten sam rząd, ta sama opozycja, te same kłopoty. Nic ciekawego.
Cóż, prasa to nie jedyne źródło informacji.
Konrad skręcił w lewo na najbliższym skrzyżowaniu, potem jeszcze raz. Pamięć go nie myliła. Kawiarenka internetowa, z której korzystał kilka razy, stała tam gdzie powinna.


Niestety - Internet okazał się tyle samo wart, co prasa codzienna. Gorzej - nie dość, że komputer uparcie głosił, że od katastrofy w Katowicach minęły trzy dni, to jeszcze zdawał się twierdzić, że żadnej katastrofy nie było.
Konrad zaklął pod nosem, uśmiechnął się mile do panienki szefującej w kawiarence i wyszedł.

Po dobrej pół godzinie do Konrada wreszcie uśmiechnęło się szczęście. W niedużym spożywczym sklepiku stało TO:


Dopiero piętnasta z kolei guma była czerwona. Uczynna (choć nieco zdziwiona ilością kupowanych gum) sprzedawczyni nie dość, że pozbyła się garści złotówek (które automat łapczywie połykał), to jeszcze użyczyła torebkę foliową, żeby gum nie trzeba było nieść luzem.
Konrad schował gumy do nesesera, podziękował sprzedawczyni i poszedł odwiedzić wujka Alfreda.
W końcu chorych należy odwiedzać. Najlepiej z prezentami. Zamówionymi wcześniej.
Przynajmniej się okaże, czy wujek istnieje. I będzie można wrócić do domu.
 
Kerm jest offline