Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-06-2013, 21:37   #5
deMaus
 
deMaus's Avatar
 
Reputacja: 1 deMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumny
Richard nie był zadowlony liczył że tamten nigdy się nie odezwie. Cóż, uznał, pójdę i się zobaczy, najwyżej po tym oleje sprawę. Tymczasem postanowił wykąpać się i wyleżęć w gorącej wodzie.

Po odebraniu wiadomości Max usiadł na macie w swojej sali treningowej i skupił się na magii. Trening w kontrolowaniu za pomocą magii niewielkich krążków zawsze pozwalał mu odciąć w myslach to, co niepotrzebne.

Miał za mało danych, ale musiał sobie radzić z tym co miał.
Po pierwsze. Nekromanta miał być w budynku, który został opuszczony w momencie nadania listu z Rady.
Po drugie. Rada napisała list, w sytuacji, kiedy mogli porozmawiać z nim osobiście, co zapewniało dużo wiekszą dyskrecję.
Po trzecie. List był tak, zabezpieczony, że poza pieczęcią nie dało się potwierdzić jego autentyczności.
Po czwarte. Jack. Osoba o kórej Rada nie wspomniała, pojawia się w podejrzanym miejscu i podejrzanych okolicznościach.
Po piąte. Propozycja Jack’a co do spotkania. Niby wszystko w porządku, ale coś mu nie grało.

Max doszedł do wniosku, że obecność rewolucyjnego członka Rady trzeciego kręgu jest podejrzana, na tyle, że powienien się mieć na baczności. W sumie to chwilowo był głównym podejrzanym, ale, że w ostatniej rozgrywce miał większość asów, to teraz należy to zmienić. Łatwo mógł sprawdzić przynajmniej, czy spotkanie, nie jest jawną półapką.
Wstał przy stukocie metalowych, krążków upadających na drewniają podłogię, poza matą i ruszył do telefonu, gdzie wybrał numer Ritcharda. Było już późno, więc nikt nie odebrał, za to odezwał się głos automatycznej sekretarki. Richard zresztą już dawno spał w wannie.
- Witaj, dostałem wiadmośc od naszego nowego kolegi. Daj mi znać, czy też masz z nim spotkanie? - zapytał, celowo nie przedstawiając się.

Max po nieudanej próbie skontaktowania się z Ritchardem uznał, że tylko on dostał zaproszenie, co było niepokojące. Wiele wskazywało na iż idąc na spotkanie wchodzi w pułapkę, ale teraz nie zamierzał być bezbronny. Pistolet i ćwiczenia z strzelania miały pomóc, do tego podwojna czujność.

Franklin, który wiedział, jaki był cel misji i dopytywał brata o jej wynik, zaproponował, że wybada sprawę w Radzie. Z samego rana udał się do biura i obiecał, że jak tylko czegoś się dowie, od razu da bratu znać.
Koło południa, Maxymilian zabrał kluczyki i ruszył w stronę parkingu, aby pojechac na spotkanie wcześniej i być gotowym, oraz znać drogi ucieczki.
Na placu, gdzie stał pomnik, było sporo turystów. W sumie nic dziwnego, zważywszy na to, że znajdowała się tu wielka katedra i muzeum. W tłumie nie widział żadnego czarnego płaszcza i kapelusza, ani człowieka przypominającego Jacka.
Dróg ucieczki było sporo. Na plac, gdzie stał pomnik, prowadziło kilka uliczek. W sumie nie było tu nic, co wzbudzałoby niepokój maga. Normalne miejsce, zapełnione normalnymi turystami.

Max uznał, że nie ma większego sensu martwić się tym miejscem ale mimo to nadal coś budziło jego niepokój. Postanowił czekać, na Jack’a. W sumie to nie miał więcej do roboty.
Mimo że pozostawał czujny, nie zauważył, jak mag do niego podchodzi. Dopiero, kiedy Jack się odezwał, Maximilian zdał sobie sprawę, że stoi tuż obok niego.
- A gdzie twój znajomy? - zapytał, rozglądając się. Znowu miał na sobie skórzany płaszcz i czarny kapelusz, jednak tym razem nie biła od niego pewność siebie. Teraz był wyraźnie zaniepokojony.
- Najwyraźniej miał coś lepszego do zrobienia. Nie odpowiada na telefony i nie dał mi znać, że go nie będzie, ani nawet o zaproszeniu. - Młody mag uznał, że chwilowo szczerość będzie lepsza. - Chciałeś porozmawiać, a wiec zakładam, że masz coś do powiedzenia. Z mojej strony muszę powiedzieć, że Rada nie jest obecnie zbyt wiarygodna. -
- I całkiem rozważnie - odparł ten, cicho. - Od pewnego czasu badam pewną sytuację i... zdaje się, że dowiedziałem się czegoś, czego nie powinienem. Nie wiem, co to dokładnie, ale widać stałem się zagrożeniem dla czyichś planów... Wy też jesteście teraz na celowniku[/i] - dodał, patrząc na coś za plecami Maximiliana.

Kiedy elementalista się obrócił, zobaczył za statuą jakiś rozmazany kształt... Demon usiłował ukryć swoją obecność, jednak w środku dnia było to dla niego zwyczajnie za trudne.
- Niedobrze... - mruknął Jack. - Za dużo ludzi. Musimy go stąd wybawić... - Spojrzał pytająco na Maximiliana.
- No to za mną. Mam wygodny samochód, taki którym będziemy mogli się przemieszczać, nawet pod osłoną magii. - powiedział ruszając w stronę samochodu, i jednocześnie przygotowując zaklęcie tarczy. - Ostatnio mi nie odpowiedziałeś. Ten pistolet, który nosisz, to na ludzi, czy uzywasz jakiegoś wzmocnienia i stosujesz na inne istoty? Srebro, chyba by za szybko leciało, aby być skuteczne? - mówił w trakcie marszu.
Plan był prosty, dotrzeć, do samochodu i wywabić demona w jakieś spokojniejsze miejsce, a potem wykończyć.
- Broń palna jest doskonała, żeby rozproszyć niektóre istoty. Niektóre nie zdają sobie sprawy, że to już im nie zagraża. - Jack uśmiechnął się pod nosem.
Demon usiłował ich śledzić, jednak teraz nie był w stanie zmylić Maximiliana. Niestety brak miejsc spowodował, że samochód musiał zostawić na poziomowym parkingu. Wybrał najwyższy poziom, skąd miał doskonały widok na miasto i plac. Niestety... zjechać stamtąd...
Demon zaatakował ich, zanim zdołali dość do samochodu. Jack wyszarpnął z kieszeni kawałek kija... różdżkę, która momentalnie zamieniła się w dwóręczny miecz. Widząc to, stwór się zatrzymał.
Maximilian usłyszał za sobą ciche kroki... zerknął i w ostatniej chwili się uchylił, zanim szczerząca zęby paszcza pochwyciła jego głowę. Dwa stwory, nie siląc się już nawet na ukrycie, odcinały drogi ucieczki.
- Tylko dwa? - zdziwił się Jack.
Max niezamierzał tracić czasu na zbędne słowa. Jak tylko odzyskał częściową równowagę, aktywował zaklęcie tarczy i zaraz po nim smagnął demona żywiołem powietrza. Celował w okolicę szyi i lewej górnej kończyny.
Demon ryknął, kiedy atak omal nie odciął mu głowy... dziwnie to brzmiało i chyba tylko rozjuszyło.
- Ogniem! - polecił Jack, który uciął właśnie drugiemu stworowi łapę.
Łatwo powiedzieć, jak się można skupić na zwykłym cięciu na kawałki, a nie improwizowaniu zaklęć. Max aktywował czar przyspieszający, z konstrukcji, którego był niezwykle dumny. Po chwili wszystko wokół, niego zwolniło, a sam elementalista zaczął poruszać się z lekkością i zwinnością ptaka. W pełnym pędzie dobiegł na tył demona i aktywował zaklęcie światła. Nie był to stricte bojowy czar, ale opierał się w większości na żywiole ognia, więc powinno zadziałać.
Stwór ryknął i wierzgnął, odrzucając maga. Nawet po aktywacji runy, dzięki której Max poruszał się znacznie szybciej, demon był szybszy. Rozbłysk wyraźnie go jeszcze bardziej rozjuszył, jednak teraz demon podchodził z niejakim respektem do przeciwnika.
Szybki jest, ale to nie powinno być problemem. Max odskoczył w bok, i zaatakował ponownie światłem, a zaraz po nim ostrym jak brzytwa smagnięciem.
Demon ponownie zawył, jednak tym razem już nie wstał. Jego łeb potoczył się po betonie, prosto pod nogi Maxa... po chwili zamiast potwornej paszczy, pojawiła się kobieca głowa, żeby chwilę po tym zamienić się w przegniłą czaszkę. Trupi smród uderzył nozdrza maga. Widział to już wcześniej, kiedy pierwszy raz zetknął się z demonem.
- Nieźle - stwierdził Jack, stając obok niego. - Wynośmy się stąd... - mruknął, spoglądając na ciała. - Musimy znaleźć twojego przyjaciela, zanim i jego dorwą.
- Wsiadaj - powiedział samemu otwierając drzwi i zapalając silnik. Przyjemny pomruk rozległ się w parkingu. To było zadowalające, że tego samochodu magia nie mogła uszkodzić. Kiedy odjechali kawałek od parkingu, a magia wokół nich nieco osłabła wyjał ze schowka starą nokię i wybrał numer Richarda. W czasie gdy w słuchawce słyszał sygnał, a po chwili pocztę powiedział.
- Nie odbiera. Spróbuję zadzwonić do Franklina, może załatwi jego adres. - kiedy wybierał numer dodał - Może mi teraz powiesz kogo w Radzie podejrzewasz? -
- Mam adres RIcharda - odparł niespodziewanie Jack. I podał Maxowi kartkę.
- OK. W takim razie jedźemy. Ale nie odpowiedziałeś mi kogo w Radzie podejrzewasz i o czym to dowiedziałeś się przypadkiem. -
- Chodzi o to, że nie mam pojęcia - wyznał, wzdychając. -[i] Podejrzewam niemal cały drugi krąg... -[i] Pokręcił głową i zerknął na elementalistę. -[i] Chodzi o to... nie wydaje ci się dziwne, że od wielu lat nikt z drugiego kręgu nie dostał się do pierwszego? Nawet, kiedy było wolne miejsce w pierwszym, wybrano kogoś z trzeciego, nie drugiego... mam wrażenie, że... -[i] Zamilkł. Zerknął ponownie na Maximiliana. - Na pewno chcesz tego słuchać? Możesz się znaleźć w niebezpieczeństwie.
- Mów dalej - odpowiedział krótko.
- Mam wrażenie, że do drugiego kręgu trafiają wszystie zakały, których ci z pierwszego nie chcą dopuścić do władzy. - Wyciągnął z kabury pistolet. - Takim czymś nie można zrobić krzywdy demonowi, jednak do zabicia maga wystarczy aż nadto. - Pokręcił głową, jakby zawiedziony. - Daje to w prawdzie niewielką przewagę, jednak warto chytać wszystkich szans. - Schował broń i spojrzał na Maxa.
- I to jest ta tajemnica? Pierwszy krąg upycha niewygodnych w drugim kręgu? Zbyt abstrakcyjne, zwłaszcza, biorąc pod uwagę to, jak łatwo coś takiego się wyda, po jeszcze kilku awansach. Albo to coś głębszego, albo robisz sobie zemnie żarty. -
- Reszta to tylko domysły... a jeśli nie uwierzyłeś w to, to tym bardziej nie uwierzysz resztę. Poza ty, awanse się tak często nie zdarzają. Raz na sto lat? Ale fakt... ludzie zaczynają gadać.
- Nie powiedziałem, że ci nie uwierzyłem, tylko, że to nie musi być prawda. Pytanie tylko po co członkowie pierwszego kręgu mają trzymać to w tajemnicy. Po co awansować tych, których nie chcą. Przecież mogli ich zostawić tam gdzie byli. Następne pytanie to, czy to ktoś z pierwszego kręgu przysłal nam wiadomośc w nadziei, że ja i Ritchard cię zabijemy, czy też ktoś z drugiego. No i następne pytanie, co z tym zrobić. Najlepiej było by znaleźć jakiegoś nekromantę, którego można by wykończyń, potem udawać, że misja zakończona, przyczajić się na chwilę i zdobyć więcej danych. Jednak, jeśli ktokolwiek z nas jest teraz bezpieczny, to nie pozostanie tak na długo. -
- Wydaje mi się, że pierwszy krąg wyznaje zasadę, żeby przyjaciół trzymać blisko, a wrogów jeszce bliżej. - Westchnął ciężko, krecąc głową. Wyraźnie jem też się to nie podobało. - Bynajmniej nie jest to strategia długoterminowa. Wiele osób z drugiego kręgu zdaje się mieć powiązania z... niewłaściwą stroną... jednak nawet ja nie jestem w stanie znaleźć na to żadnych dowodów. Jednak mam podstawy sądzić, że to... ktoś nasyła na magów demony i ma to związek z pewnym artefaktem.

Stosunkowo szybko dojechali pod adres z kartki. Kamienica wyglądała dosyć ubogo, w porównaniu do tej, w której mieszkał Maximiliam.

Zaparkowali w uliczce z tyłu.

Max wysiadł z samochodu i ruszył w stronę wejścia. Przygotował zaklęcie wykrywania, aby sprawdzić nim klatkę schodową i gdy już znajdą się pod drzwiami, to wnętrze mieszkania. Niemal natychmiast maga odrzuciło. Ciemna, dusząca aura demona wypełniała cały budynek.
- Nie podoba mi się to - stwierdził Jack, dobywając różdżki.
- No cóż. Na pewno spotkamy tam demona, bo cały budynek, aż nim cuchnie. Pytanie czy znajdziemy też ciało Ritcharda. - powiedział ruszając ostrożnie do wnętrza i przygotowując tarczę.
Mieszkanie Richarda znajdowało się na poddaszu. Musieli wejść na samą górę po skrzypiących stopniach. Jack rzucił już kilka zaklęć bojowych i przemienił różdżkę w miecz. Mruknął tylko, że nie chce pozostawiać wszystkiego na ostatnią chwilę. Drzwi do mieszkania poskramiacza (z numerkiem trzynaście) były otwarte na pełną szerokość.
Max skupił się, na bransolecie i aktywował czar przyspieszenia, potem wszedł spokojnie do mieszkania szukając napastnika. Szukać nie musiał długo. Stwór, który przyjął postać ni to orka, ni to wilkołaka, siedział spokojnie na środku podłogi, w sąsiednim pomieszczeniu. Kiedy tylko zobaczył maga, ryknął złowrogo i rzucił się do ataku. Z drugiej strony również rozległy się ryki. Gdyby nie Jack, który odpierał ataki dwóch demonów, byłoby już po Maxie.
To była zasadzka. Jeden stwór w mieszkaniu, dwa od strony korytarza.
Elementalista uznał, że nie ma czasu na subtelności. Przesunał dłonie przed siebie uwalniająć lodową burzę, wprost w paszczę demona. Przez chwilę nie był pewny czy mu się uda, bowiem skowyczący demon zniknał w chmurze lodowych sopli i odłamów lodu, a także pyłu i pary powstałej po zakończeniu zaklęcia. Dlatego max nie czekął na finał odskoczył w bok i skupił się na tarczy, w którą chwilę potem uderzyła szponiasta łapa. Był to jednak słaby atak, a stwór zdawał się być zdezorientowany.
Max odepchnął stwora tarczą, i zaatakował żywiołem powietrza. Ugodzony stwór ryknął, wyginając się w tył, jednak nawet potężne cięcie nie było w stanie odciąć jego łba. W odwecie, kłapnął przerażającą szczęką, omal nie przełamując tarczy maga.
Coraz twardsze te cholerstwa się robią, skąd w ogóle tyle demonów ostatnimi czasy w jednym mieście, przecież one nie rosną na drzewach, pomyślał wyprowadzając następne cięcie i jednoczesnie odskakując w okolice jakiejś zasłony. Jednak nie było to potrzebne. Demon padł na posadzkę, podwijając pod siebie kikut obciętej łapy. Teraz, kiedy nie mógł opaść na cztery, z wysiłkiem wspiął się na dwie. Maximiliam w ostatniej chwili uskoczył przed potężnym ciosem, który z pewnością przełamałby jego barierę.
Max uznał, że nie ma teraz czasu na subtelności, kiedy nie wiadomo jak sobie radzi Jack, skupił sę całkowicie na ataku, wyprowadzając dwa cięcia w podniesione teraz klatkę pierświową stwora. Stwór ryknął i rzucił się na maga. Kilka płatów cuchnącego mięsa padło na podłogę, jednak wydawało się, że większych obrażeń potwór nie doznał.
Max był wyraźnie zaszokowany wytrzymałością bestii. Gdyby nie czar przyspieszenia, którego użył przed wejściem do mieszkania Ritcharda byłby już martwy. Teraz korzystając z szybkości rzucił się na bok, obracając ciało w locie i jak tylko stwór pojawił się w polu widzenia uaktywniając po raz kolejny czar lodowych ostrzy. Demon ponownie padł na ziemię, skomląc żałośnie i nie wyglądało to tak jakby miał szybko wstać. To była doskonała szansa, żeby wszystko zakończyć. Max szybkim ruchem podniusł się zpomiędzy stołu i fotela, między którymi wylądował i ruszając w stronę bestii wyprowadzał kolejna ataki, aż zyskał pewność, że ta bestia już nie wstanie. Potem ruszył w stronę korytarza, gdzie został Jack.
Mag stał oparty o ścianę, dysząc ciężko. Kawałek dalej było jedno ciało, pozostałość z demona, jednak Max nie widział drugiego.
- Mocne... były - wydyszał Jack.
- Gdzie drugi? - elementalista wydawał się chwilowo niewzruszony stanem kompana.
Mag wskazał mieczem w dół klatki schodowej. Kiedy Max wychylił głowę, zobaczył drugie ciało na samym dole.
Dasz radę się ogarnąć, czy ci pomóc? - zapytał z większa troską w głosie, co prawda zdolności do samoleczenia magów bojowych były na niewyobrażalnym dla innych poziomie, ale zawsze warto zapytać.
- Poradzę... sobie. - Pokręcił głową i zerknął na Maxa. - A co z...? - Spojrzał w stronę mieszkania.
- Jeszcze nie wiem, wyszedłem sprawdzić co z tobą. Poczekaj chwilę rozejrzę się. - powiedział ruszając w stronę mieszkania, nadal ostrożnie choć uważał, że gdyby miał tam być jeszcze jakiś demon to włączył by się już do walki.
Pomieszczenie wyglądało, jakby miała tam miejsce walka... W sumie wyglądało już tak, zanim miała ona miejsce, jednak nie było tu więcej ciał.
Max sprawdził wszystkie pokoje, w tym także szafy i szuflady. Szukał jakiejś informacji odnośnie tego, gdzie mógł być Ritchard. Mieszkanie nie było zbyt duże. Ledwie mieściło kuchnię, łazienkę i pokój połączony z przedsionkiem. W samej kuchni tłoczyły się lodówka, wąski blat, a na nim dwa niewielkie palniki - akurat, żeby ugotować skromny posiłek. Stał tam czysty garnek. Sama lodówka była odłączona od prądu i nie było w niej jedzenia - zaledwie jedna, pusta butelka po tanim winie. W łazience znajdowały się sedes i kabina prysznicowa, niezbyt czyste. Żeby wejść, należało się przecisnąć obok umywalki - niezbyt korzystne rozwiązanie na nocne wyprawy do toalety.
Maximilian zauważył, że nie było tu ani szczoteczki do zębów, ani ręcznika, jakby Richard wyjechał. W sumie mag nie miał pewności, czy jego znajomy w ogóle tu mieszkał... było to nieco podejrzane...
Kuchnia i łazienka nie były zbyt czyste, jednak w porównaniu do reszty mieszkania... ekhm... Reszta mieszkania nie była zbyt reprezentatywna.
Pokojo-jadalnio-pracownio-salon cały był teraz w pozostałościach po demonie i lodowych nożach Maxa. Prosto od drzwi, skręcało się w prawo, gdzie było niesamowite pobojowisko. Szafa była cała połamana, podobnie jak łóżko, z którego teraz zwisał bezwładnie zwłok po demonie. Niewielkie okienko ponuro oświetlało całą scenerię. Szczątki zabytkowego komputera i książki zaścielały podłogę.
- Fiu, fiu... - mruknął pod nosem Jack, wchodząc do mieszkania. - Nie widzę tu innego trupa, więc twojego znajomego tutaj nie było... - Rozejrzał się ponownie. Maximilian zauważył, że Jack nie schował różdżki, jakby czekał na kolejny atak. - Lepiej się stąd zbierajmy, zanim więcej tego robactwa się zlezie.
- Racja, znikajmy. Ritcharda tu niema i nie wygląda jakby wychodził w pośpiechu. - powiedział ruszając do drzwi. - zabrał szczoteczkę do zębów i inne podobne. Z drugiej strony, jakbym ja kogś porywał to też bym je zabrał, żeby zmylić pogoń. Jesteś pewny, że to jego adres? - zapytał już na klatce schodowej. Cokolwiek Jack by nie powiedział, Max miał zamiar się stąd oddalić, i zadzwonić do Franklina, aby potwierdzić adres.
- Oczywiście - odparł zapytany. - Mam znajomego, który pracuje w policji. Jeśli Kazuya się nie pomylił, to jest to właściwy adres... a sądząc po tym, co zastaliśmy, to nie ma mowy o pomyłce. - Wyciągnął telefon i wybrał jakiś numer. Zanim ktokolwiek odebrał, zwrócił się jeszcze do Maxa: - A. W łazience leżało kilka włosów. Możemy go wytr... Kazuya? - przerwał, nasłuchując. - Pamiętasz ten adres, który mi podałeś? … Jesteś pewny, że był dobr... ok, ok. Przepraszam. W każdym razie, masz tam trzy pozostałości po demonach. Pozdrawiam! - Rozłączył się, zanim jego znajomy zdołał odpowiedzieć.
Max uśmiechną się na sposób prowadzenia rozmowy.
- Ok. To ty zajmij się namierzaniem, a ja skupię się na czymś innym. - sięgnął do schowka samochodu i wyjął telefon, aby zadzwonić do Franklina i zapytać go wszelkie informacje jakie da radę na szybko i w miarę dyskretnie znaleźć o Ritchardzie. Wtedy zauważył wiadomość. SMS od Richarda, informujący, że nie stawi się na spotkanie, bo ma inne zajęcia. W samą porę...
- Cholera jasna. - zaklnał hamując ostro i zjeżdzając na parking. Kiedy tylko samochód się zatrzymał zaczał pisać sms’a, bo uznał, że skoro Ritchard nie zadzwonił, to pewnie znaczy, że nie chce rozmawiać, a za tym nie odbierze.
“Oddzwoń. W twoim mieszkaniu są obecnie trzy trupy. Musimy się spotkać. Max.”
- Wyjechał sobie gdzieś, ale mam nadzieję, że oddzwoni. Muszę chwilowo założyć, że skoro nikt nie wie gdzie jest to będzie bezpieczny. Jedziemy do mnie. - powiedział ponownie włączając się do ruchu.
- Demony mogły go z łatwością wytropić - odparł Jack, wyciągając dwa kawałki kryształu z kieszeni. Zaczepił jeden o łańcuszek i z niemałym trudem zaczął przywiązywać włosy. - Spróbujemy starą metodą - mruknął.
 

Ostatnio edytowane przez deMaus : 05-06-2013 o 21:42.
deMaus jest offline