Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-06-2013, 21:40   #6
deMaus
 
deMaus's Avatar
 
Reputacja: 1 deMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumny


Kiedy dojechali pod kamienicę, oczom Maximiliana ukazała się scena jak z horroru. Wszystkie szyby w budynku były powybijane, a ulicę zastawiło sporo wozów policji na sygnale. Zebrał się również spory tłumek gapiów.
Max mimo niewielkiej nadziei, że w przeciwieństwie do Ritcharda posiadał zabezpieczenia tego mniej więcej się spodziewał. Zatrzymał samochód najbliżej jak tylko się dało i ruszył w stronę kamienicy.
- Nie musisz iść ze mną. Zapewne nie uniknę pokazania się policjantom. Ale pewnie będę w stanie wejść do środka i wprowadzić ciebie, jeśli zechcesz pomóc.. - powiedział do Jacka.
- Idę... może Kazuya jest na miejscu... - mruknął, rozglądając się. - Niech to... - warknął jeszcze, spoglądając w stronę kamienicy.
Kiedy tylko przebili się przez tłumek gapiów, zatrzymał ich jakiś policjant z poirytowaną miną. Wyglądał, jakby też chciał zobaczyć, co się dzieje w środku, ale był zmuszony pilnować tłumu.
- Stać. Dalej nie można - oznajmił.
- Nazywam się Maxymilian Lingun. Jestem właścicielem budynku. To mój ochroniarz. - powiedział wskazując na Jack’a i wyjmując dowód, aby potwierdzić swoją tożsamość- Chciałbym usłyszeć jakieś wyjaśnienia, czy ktoś z moich pracowników ucierpiał, poza tym muszę natychmiast dostać się do środka. Zostały tam niezwykle cenne dokumenty. Proszę mnie skierować do kogoś kto tu dowodzi. -
Policjant spojrzał nie przekonany, jednak zaraz wyciągnął krótkofalówkę:
- Detektywie Dove, właściciel przyszedł - przekazał.
Max znał to nazwisko. Anton Horace Dove. Był to chyba najbardziej znany detektyw w mieście. Rozwiązywał zagadki kryminalne jak nikt inny. A skoro on tu był...
- Czy detektyw Hajime też tu jest? - zapytał Jack.
- Jest, jest - odpowiedział ktoś, przebijając się przez tłum. Był to niewysoki mężczyzna ze skośnymi oczami. Długie, czarne włosy zebrał w koński ogon. - Wpuść ich, Ned. Zajmę się nimi - powiedział do policjanta, który niemal zasalutował.
Max ruszył w stronę przyjaciela Jack’a i bez ogródek zapytał
- Co z moją rodzina i służbą? -
- Nie tutaj - mruknął detektyw, zerkając na gapiów.
Elementalista zmrużył oczy. Taka odpowiedz nie wróżyła dobrze.
- Prowadź - powiedział tylko, chcąc poznać jak najszybciej prawdę.
Kazuya Hajime poprowadził ich w stronę budynku, jednak nie weszli do środka - poszli dalej.
- Było tu co najmniej pięć demonów – powiedział cicho detektyw, po czym wskazał na schody kolejnej kamienicy. - Nie udało się nam z nią porozmawiać.
Maximilian zobaczył tam starszą z sióstr. Siedziała, drżąc cała pod kocem, który ktoś narzucił jej na ramiona. W ręku ściskała ułamany kawałek różdżki. Była tam z nią jakaś policjantka.
- Co z resztą? - Zapytał krótko.
- Nie wiem. Zdaje się, że było tak jeszcze kilka osób, ale identy... - Detektyw przerwał, szturchnięty przez Jacka.
- Dokończ. - powiedział zimnym głosem. Widać było, że jego spokój nie jest pozą. Max musiał teraz działać na zimnej kalkulacji. Utrata panowania nic nie da, na emocje będzie czas później. Teraz najważniejsze było, aby zachować czystość umysłu, tak, aby nikt nie mógł mu zarzuć, że szuka prywatnej zemsty.
- Jest jeszcze pięć ciał osób dorosłych. Trzy kobiety, dwóch mężczyzn i trzy niezidentyfikowane ciała, pozostałość po demonach – odpowiedział Kazuya. - Zdarzenie miało miejsce kilkanaście minut temu. Zabezpieczamy teren. Z tego, co wiem. Ona się uratowała, bo wypadła przez jedno z okien, kiedy nastąpiła eksplozja.
- Starczy już... - mruknął Jack, spoglądając na Maximiliana niepewnie.
- Jeszcze z nią nie rozmawiałem - oznajmił Kazuya, wskazując Rossie - Mogę?
- Tak. Ale daj mi mówić pierwszemu. - powiedział ruszając w stronę siostry. - Odwołaj tą policjantkę. Nie wiem co Rossie powie kiedy mnie zobaczy. -
Kiedy siostra go zobaczyła, poderwała się z miejsca i pędem rzuciła w jego stronę, zanosząc się płaczem. Przywarła do brata, szlochając.
- Dziękuję, Liz - powiedział do policjantki Kazuya.
- Spokojnie. Teraz jesteś bezpieczna. - powiedział przytulając ją do siebie.
- Franklin nie żyje! – wyszlochała. - Wyrzucił mnie i... i...
- Wybacz, że mnie nie było. - wyszeptał jej do ucha, a głośniej powiedział - Teraz jest coś ważniejszego niż czas na płacz Rossie. Jesteś Lingun, dlatego płakać będziesz dopiero wtedy kiedy zrobisz wszystko, co możesz, aby pomścić tych z rodziny, którzy zostali zdradzeni. Ty możesz zrobić tylko jedno. Powiedzieć mi dokładnie wszystko co zapamiętałaś. Reszta pozostanie w rękach rodziny. - były to mocne słowa, ale wiedział, że Rossie zrozumie je dobrze. Kiedy Max żegnał się z nimi wieczorem przed akcją, powiedział jej podobne słowa. Mówił o tym, że jeśli zginie to nie nadaremno, mówił o tym, iż wierzy, że jego śmierć nie będzie bez znaczenia, nawet jeśli miałaby przyczynić się do ocalenia jednego istnienia. Mówił, że dla niego i dla każdego z rodziny jest coś co znaczy więcje niż życie, coś dlaczego warto je stracić. Wczoraj go nie rozumiała, dziś po tym co zrobił Franklin, powinna już rozumieć.
- Mów, zobaczysz, że jeśli powiesz o tym na głos będzie lepiej. Uwierz mi. - odsunął ją na odległość ramienia.
Wyglądało jednak na to, że nie zdoła z nią normalnie porozmawiać. Rossie wpadła w histerię i Max zaczął wątpić, czy docierając do niej w ogóle jego słowa. Szlochała tylko, że nie potrafiła uratować Franklina i reszty.
Max skupił się na swojej magii i odwrócony plecami do policjantów, stworzył w ręce lodowy kubek, a w nim wodę.
- Napij się, uspokój. Zamierzam rozwiązać zagadkę tych, którzy przysłali te demony. Rozwiązać ostatecznie, ale jak mi nie pomożesz, to będę się błąkał na oślep, a w tym czasie może być więcej tego typu wypadków. Dlatego w tym momencie musisz się skupić Rossie. Teraz moje życie jest w twoich rękach. Odpowiedz mi wszystko. -
Kazuya i Jack trzymali się z boku, jednak na tyle blisko, że wszystko słyszeli. Obserwowali uważnie okolicę.
Dziewczyna usiłowała powstrzymać płacz. Zamknęła oczy i odetchnęła kilka razy głęboko.
-Cz-czytałam książkę, kiedy cały dom zaczął się trząść – zaczęła. - Nie wiedziałam... skąd miałam wiedzieć? Poszłam do Franklina... chyba wtedy bariery puściły... Pobiegłam po różdżkę najszybciej, jak mogłam, ale kiedy wróciłam, one już tam były. - Ponownie zaczęła szlochać.
- Rossie mów do mnie. Co było potem. -głos miał spokojny, zimny, ale w jego oczach można było zobaczyć troskę.
- N-nie pamiętam... – Pokręciła głową. - Pamiętam, że Franklin coś krzyknął i uderzył mnie podmuchem i wyleciałam przez okno.
Dopiero teraz, kiedy Max się przyjrzał, zobaczył że pod kocem, koszulka siostry była przesiąknięta krwią.
- Jeden z przechodniów zatrzymał ją, zanim z powrotem wbiegła do budynku – mruknął Kazuya, zaglądając do notatnika. - Usiłowali udzielić jej pierwszej pomocy, ale nie pozwoliła się dotknąć...
- Już dobrze. -powiedział - Poczekasz tu na mnie pod opieką policji. Muszę wejść do domu, zaraz wrócę i zawiozę cię do domu. Teraz odpocznij. - Spojrzał na Kazuye - Wprowadzisz mnie, czy muszę sobie poradzić samemu?
- Chyba lepiej, żebyś tam nie wchodził - odparł detektyw. - Poczekaj tu lepiej z siostrą...
Niedaleko rozległa się syrena. Tłum niechętnie się rozstąpił, przepuszczając ambulans. Kazuya przeklął cicho pod nosem.
- Jack pomóż mi z sanitariuszami. Rossie nie odzywaj się przy nich. Przekonamy ich, że to nie jej krew. To z lekką sugestią powinno wystarczyć, aby dali spokój. - kiedy to powiedział spojrzał na Kazuye i dodał - [i] potem chcę wejść do środka. Możesz mnie powstrzymać tylko w jeden sposób. Jesteś z wyższego kręgu i uszanuję twój rozkaz, ale jeśli nie będzie to rozkaz, to chcę tam wejść. Byłem odpowiedzialny za ten dom i to po mnie tu przyszli. Poza tym jestem to winien tym, którzy tu mieszkali. -
- Jack, przypilnuj jej - polecił wyraźnie niezadowolony detektyw i skinął na Maxa. - Chodź. - W drodze do kamienicy, Kazuya polecił, żeby sanitariusze zajęli się ciałami. O siostrze maga nawet nie wspomniał.
Wprowadził Maximiliana do środka, uprzedzając, żeby niczego nie dotykał... i nie oddychał za głęboko. Na korytarzach unosił się swąd spalenizny. Kiedy weszli na piętro Franklina, drogę zagrodził im barczysty mężczyzna. Antor Horacy Dove.
- Hajime! Kto to jest? - zapytał twardym głosem.
- Mieszkaniec - odparł detektyw. Z tego, co Max wiedział, byli sobie równi stopniem, jednak Kazuya zwracał się do tego człowieka, jakby był kilka razy od niego ważniejszy. - Może zidentyfikować ciała - dodał.
- To wbrew procedurom - uciął tamten. - Wyprowadź go.
- Proszę mi wybaczyć panie Kazuya. Okłamałem pana, ale prawda jest ważniejsza, Czy mógłby mnie pan zostawić samego z panem Dove? Mam informacje o tych zbrodniach, ale udzielę ich tylko na osobności panu Dove. Czy zechce mnie pan wysłuchać? - ostatni zdanie skierował do Antona. - Potem wedle pana woli odejdę. Chyba, że zmieni pan zdanie. -
- Ty... - mruknął Kazuya, jednak było już za późno.
- Chodź ze mną - nakazał Dove, ruszając w głąb apartamentu.
- Tu są kluczyki. Jack może skorzystać z samochodu. Zadzwonię do niego. Przepraszam i dziękuję. - powiedział rzucając klucze do porsche w stronę Hajime, następnie ruszył za Dove’em.
 
deMaus jest offline