Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-06-2013, 21:29   #273
Allehandra
 
Allehandra's Avatar
 
Reputacja: 1 Allehandra jest na bardzo dobrej drodzeAllehandra jest na bardzo dobrej drodzeAllehandra jest na bardzo dobrej drodzeAllehandra jest na bardzo dobrej drodzeAllehandra jest na bardzo dobrej drodzeAllehandra jest na bardzo dobrej drodzeAllehandra jest na bardzo dobrej drodzeAllehandra jest na bardzo dobrej drodze
Zaiste, wielu przed ponad dwa stulecia jaskiń, kompleksów podziemnych Elfia Łotrzyca nie widziała na swe ślepia. Skoro Arasaadi pilnowała pajęczej dziwki, ona sama postanowiła rozejrzeć się po okolicy. Już odruchowo chciała stopić się z pobliskimi Cieniami, gdy napotkała spojrzenie Ilisdura, który od dłuższego już czasu się jej przyglądał, choć teraz dopiero to zauważyła.
-Obejrzałabym dokładniej ową jamę, czy może jakie licho tu nie siedzi. Chcesz dołączyć?-Wyrzekła do elfiego maga, nie mając jednak na myśli uganiania się za monstrami. Perłowobiały kamień Ioun płynął koło jej głowy, nieco inne niż zwykle kolory przybierając, jak pobliskie stalaktyty i stalagmity.
-Prowadź, podążę za tobą. - stwierdził cicho elf, mocniej naciągając kaptur na głowę. Dłonie trzymał blisko sztyletów za pasem.-Zobaczymy co znajdziemy.
Spojrzał za siebie, na zgromadzoną drużynę... Rozleniwioną przy ognisku.
-Postaram się nie nie zniknąć tobie tuż.. przed nosem- Rzekła mu, krzesąc z ust pogodny ton, i poczym ruszyła.
-To brzmi... prawie... jak... - nie dokończył, bo ona już się oddaliła. Ostatnie spojrzenie za siebie... I Ilisdur ruszył za tą tajemniczą kobietą.
A jaskinia nie rozczarowywała im głębiej się w nią wchodzili, miękkie światła ujawniały przecudne niezliczone nieorganiczne dzieła sztuki, a można się pokusić o stwierdzenie, iż cała kawerna była jednym wielkim kaprysem Grumbara Władcy Ziemi lub też Callardurana Gładkorękiego.
W pewnym momencie Saebrineth zdała się usłyszeć ni to szept w jej głowie, ni to jakieś niosące się echo niewiadomo skąd.
-”Zawsze... zawsze..

Zastrzygła uszami, a potem zatrzepotała rzęsami, przystając na chwilę, w coś się wpatrując, iż jej oczy się rozszerzyły.
-O’Su...? (Ojciec?)-Pierwszy raz od dawna wypowiedziała choć jedno słowo w elfiej mowie.-O..ojcze!!-Wyrwało się z jej warg, nagle pognała przed siebie jakby zwierzynę ścigała, albo ktoś był na jej tropie.
-Hej... czekaj! Nie idź...- w tonie głosu Ilisdura było po równo i melancholii i irytacji.

Zignorowała słowa Ilisdura. I niemal w ostatniej chwili zatrzymała się, inaczej jak spadająca w dół woda pośliznęłaby się, i runęła w przepaść.
[media]http://www.youtube.com/watch?v=r-iXQ2DzajI[/media]

Jednak coś ją pochwyciło w pasie, coś docisnęło do siebie mocno i zaborczo. Czyjeś dłonie błądziły po jej ciele odciągając ją od tego zwodniczego miejsca. Czyjeś usta muskały jej ucho... Elfie usta i dłonie. Ilisdura.- Jeśli chcesz popełnić samobójstwo, nie zabieraj ze sobą widowni.

Chwyciła jego dłonie i odrzuciła, posyłając mu lodowate spojrzenie, po czym ostrożnie rozejrzała się dookoła i.. dostrzegła mglistą postać stojącą w jaśniejącym wgłębieniu pośrodku spływu. Zamrugała kilka razy powiekami, przetarła oczy.. i już tam nikt nie zdawał się stać.
-Ojciec.. mój przybrany ojciec tutaj jest. Ale dlaczego przede mną ucieka?- Wypaliła nagle zupełnie nie jakby była nie pomna słów jakie elf wypowiedział do niej uprzednio, nie patrząc na niego.
-Nie ma tu nikogo, tylko my... i...- Ilisdur nie dodał nic więcej. Rozejrzał się podejrzliwie dookoła.
Spojrzała na niego w końcu, trzeźwym wzrokiem, i znów spoglądając w witrynę do niższego zapewne korytarza.
-Wydawało mi się.. że głosy jakieś słyszę, i widzę.. widzę mojego “oficjalnego” ojca...-Wypowiedziała zmęczonym głosem.-Chyba mój umysł jest dość wyczerpany, i zaczyna mi takie głosy i obrazy pokazywać-Stwierdziła i dodała.-Piękna jest ta jaskinia, prawda?-Spojrzała na niego jasną żółcią ogników.
-Na swój sposób... tak... piękna.- odparł elf wtulając się plecami w ścianę jaskini i splatając ręce razem. Bardziej wpatrzony był w Saebrineth, niż w okolicę, więc... trudno było stwierdzić czy mówi o jaskini czy o niej.-To zrozumiałe, że jesteś zmęczona. Wplątałaś się w dziwne relacje, Saebrineth... to musi być męczące.
-Sparaliżowana prawie, nie zostałam wychędożona i zarżnięta-Wyrzekła dosadnie, choć suchym beznamiętnym tonem, na inne tory chcąc kierować rozmowę.
-Przykro mi, że spóźniliśmy się z ratunkiem, ale nam też nie szło za dobrze.- odparł elfi mag, wzruszył ramionami.-Cieszę, że zostałaś uratowana... zanim to się stało. Nawet jeśli przez sukkuba, ale... wybacz. Rozumiem twoją zauroczenie. Nawet aż za dobrze... Niemniej choć doceniam pomoc tej demonicy, to nie wierzę w jej intencje. A tym bardziej miłość. Na to trzeba czasu, a nie...- westchnął smętnie i osunął się powoli do pozycji siedzącej.- Demonice takie jak ona, żerują na porywach serca. Manipulują drugą stroną wmawiając im kłamstwa... Możesz wierzyć w jej uczucia, w jej szczerość. Ja to rozumiem i nie potępiam cię. Ale wybacz... ja jej nie wierzę. Ani trochę. Ja... swoje wiem.
-Oo, rozumiesz mnie aż za dobrze, o tak?-Nie była co do tego przekonana.-Nie zabiła mnie, to okazała się sprytniejsza od reszty zgrai jaka nas zaatakowała w karczmie, planując dłuższy ale skuteczniejszy plan destrukcji?
- Nie ty pierwsza się przespałaś z sukkubem i nie ostatnia.- stwierdził sarkastycznie w odpowiedzi elf.-A choć słyszałem o miłości od pierwszego wejrzenia, to o miłości od pierwszego chędożenia już nie... Zresztą miłość od pierwszego wejrzenia to głupota i niedojrzałość i zawsze przynosi kłopoty.
Głęboki oddech, potem kolejne. Ilisdur milczał przez chwilę oddychając powoli.-Zresztą jesteś dużą elfką. Nie będę cię przekonywał do mego zdania. Po prostu... uznałem, że powinnaś usłyszeć przestrogę. A co zrobisz, to już tylko twoja sprawa.
Twarz jej skwaśniała na dźwięk “dużej elfki” na chwilę.
-Dlaczego nie wyeliminowałeś zagrożenia w mojej i jej postaci, skoro możesz i ty i inni zginąć?-Spytała, choć miała w głowie niejedną odpowiedź na to.
-Bo nie byłem w stanie jej zabić, gdy się spotkaliśmy we czwórkę, a i nie wiem czy Arasaadi sama by sobie poradziła. Dużo mej magii straciłem w tej całej potyczce z drowami. I krwi... A ty, cóż... byłem raz na twoim miejscu. Zapłaciłem straszliwą cenę za to... ale ocaliłem duszę. Choć niewiele poza nią.- odparł Ilisdur wzruszając ramionami. Spojrzał w oczy elfki. - Myślisz, że potrafiłbym cię zepchnąć z zimną krwią w tą przepaść ? Obawiam się, że nie... jestem za słaby tu... -wskazał dłonią okolice serca.- Zawsze byłem.
Saebrineth zdawała się zainteresowana, gdy mówił o straszliwej cenie i ocaleniu duszy. Nie dopytywała się jednak bardzo o to.
-Dziękuję za.. hm.. za.. dziękuję-Wydukała z siebie, siląc się by powiedzieć że za to iż bronił choć nieskutecznie gdy leżała sparaliżowana, i gdy pozostawił ją samą z Valen, jednak nie wyrzekła tego.
-Nie ma za co... Naprawdę.- odparł Ilisdur zerkając za Saebrineth.-Mało która z naszej rasy uznałaby … jaskinię za piękne miejce.
-Nie raz zdające się być szlachetnymi majątkiem i słowami elfie usta mnie mamiły, także iż temu uległam, i również uczuciowo. Jeśli się będę mylić co do Val.. co do upadłego sukkuba, nie wahaj się wbić czarownego sztyletu we mnie następnym razem-Wyrzekła poważnym niskim głosem, stojąc wyprostowana, a w patrzących na niego dzikich ślepiach zajaśniały bardzo jasno złote światła.
-Pomyślę nad tym... a co do upadłego sukkuba, to ta Val...- elf wzruszył ramionami.-... wcale nie upadła. Jeśli traktuje cię jak swoją własność, to ratowanie ciebie nie miało czystych pobudek. Nie można zmienić swej natury jednym gestem, Saebrineth.
Płomienne ognie zgasły w jej oczach, odwróciła się i przysiadła gdzieś z boku, patrząc na migające światła i spływającą wciąż w dół wodę, owijając warkocz dookoła swej szyi, to go rozwiajając.
-Setki lat.. albo i tysiąclecia będąc pod wpływem zmian..-Wyrzekła markotnie, zdejmując rękawicę, i dotykając gołą ręką mokrej skały.
-Na pewno czegoś więcej, niż... to co się stało.- rzekł ironicznie Ilisdur. A potem spytał.- A ty co do niej czujesz ? Ale tak naprawdę? Arasaadi oddaje się przy każdej okazji Raetarowi, ale nie nazwiesz łączącej ich więzi miłością. To tylko seks... i żądza.
-Nie wiesz co się stało, poza tym sukkuby uwodzą i zwodzą mężczyzn, a ja nie wyglądam na żadnego-Rzekła wymijająco i markotnie, coraz mniejszą mając ochotę na dalszą rozmowę, biorąc i rzucając odłupany kawałek skały w przepaść.
-Nie wiem... ale się domyślam. - odparł w odpowiedzi elf spoglądając za kawałkiem skały lecącym w dół.- I nie sądzę by akurat płeć miała znaczenie... Mój kuzyn... zapałał miłością do kapłana Corellona Larethiana, więc... Nie uważam, by płeć miała znaczenie.
Opuściła głowę, chcą ukryć twarz we włosach, lecz tylko parę najkrótszych kosmków dotknęło jej policzków, bo przecież większość stanowiła szary warkocz.
-Więc taka wymówka nijakie wrażenie na tobie sprawić..-Wyrzekła niechętnie.-Bardzo chciałabym widzieć w niej upadłego sukkuba, bardzo.. a nie pięknego potwora, jak moja matka.
-Ja... bardzo...- elf machnął ręką jakby nie miał chęci dokończyć tej wypowiedzi. Zamiast tego rzekł.-Może zamiast widzieć w niej upadłego demona, czy też matkę... Po prostu zobacz w niej prawdę. Nie wiesz jakie są prawdziwe pobudki jej czynów i nie należy brać jej słów za dobrą monetę. Może po prostu... Nie daj się jej omotać. Zachowaj trzeźwy osąd.
-Zobaczyć prawdę i trzeźwy osąd... -Powtórzyła za nim-Tak, to by mi się zdało, nie tylko w tym przypadku-Przytaknęła mu wolnym zamyślonym ruchem.-Może wracajmy już do naszej.. “wesołej” gromady-Uśmiechnęła się nieznacznie, wstając na nogi.
-Nie mam jeszcze ochoty, ale ty się mną nie krępuj.- odparł z słabym uśmiechem elf.-A już liczyłem na emocjonującą randkę sam na sam z tobą. Eeeech... naiwny ja.- dodał zdobywając się na żart.
Saebrineth uniosła jedną brew otwierając szerzej oczy.
-Kocham ją, i czuję że ona także, a nie li kaprys, manipulacja, dominacja, romans, żądza. Może.. sto dwieście lat albo i więcej jej, a i mnie potrzeba żeby szlamem Dolnych Planów nie cuchnąć, ale ja poczekam, wytrwam, nie będę uciekać, będę ją gonić, dla niej, i dla siebie!-Odpowiedziała mu na uprzednio zadane pytanie dość żywiołowo spoglądając mu w oczy nagle rozpalonymi żółtymi ślipiami, tym samym odrzucając wysuniętą przez niego propozycję. Położyła mu na ramieniu dłoń w geście pożegnania, i odeszła pospiesznie znów w stronę gdzie jak jej się zdawało, jaśniały już światła ogniska.
 
__________________
"Dzika, pierwotna natura niesie wezełki z leczniczymi ziołami; niesie wszystko, czym kobieta powinna być, co powinna wiedzieć. Niesie lekarstwo na wszystko. Niesie opowieści, sny, słowa i pieśni, znaki i symbole."
Allehandra jest offline