Lotar odprowadził wzrokiem tych, co schodzili (i zjeżdżali) coraz niżej. Miał nadzieję, że wrócą, ale od czasu do czasu miał pewne wątpliwości.
Zjazd na dół całą grupą był z jednej strony rozsądny. W kupie, jak powiadają, siłą. Z drugiej... Wystarczyłby jeden człowiek, by zepsuć cały mechanizm windy, parę mocnych stuknięć, by schody stały się nie do użytku. Ciekawe tylko, co by się stało z tymi, co by ugrzęźli na niższym poziomie. Dość rozsądną rzeczą było zostawić kogoś na górze i Lotar żałował tylko, że na wszelki wypadek nie został z nim ktoś jeszcze.
Tajemnicze odgłosy, które dobiegły do niego z głębi korytarza, nie wpłynęły zbyt pozytywnie na stosunek Lotara do całej sytuacji. Podobnie jak i cienie, które, jak mu się zdawało, mignęły gdzieś w oddali.
Pozostawił płonącą pochodnię w widocznym miejscu, a sam schował się w cieniu.
Nie miał zamiaru biegać za jakimś dziwnym skrobaniem. Już raz wszyscy pobiegli za jakimś głosem i jak to się skończyło?
Na wszelki wypadek przygotował kuszę. |