Rzeczą oczywistą było, że strzały prędzej czy później się skończą. Im później, tym gorzej, szczególnie dla zwierząt, zamkniętych między wozami.
Ale na to Gotfryd już nie miał żadnego wpływu.
Tak prawdę mówiąc nie miał na nic wpływu. Oczywiście mógłby strzelać na oślep do mitycznych cieni. Ale czyż nie było lepiej nie tracić bełtów i oszczędzać je na chwilę, gdy zwierzoludzie (czy co tam się kryje w zaroślach) wreszcie przestaną strzelać i wylezą z krzaków i zaatakują?
Mógłby z krzykiem ruszyć między wrogów... i dać się zabić bez żadnego pożytku. Tylko po co.
Usiłując wypatrzyć w ciemności wrogów Gotfryd cierpliwie czekał na okazję do strzału. |