Ojciec Tristan minę miał nietęgą. Zwykle na pucułowatej twarzy kapłana gościł radosny uśmiech, a dużych rozmiarów brzuch, świadczący jego pozycji w zakonie, trząsł się ze śmiechu. Ale w tej sytuacji śmiech nie był na miejscu.
- Co tu się, do cholery, stało? - człowiek na głos zadał pytanie, które jak wiedział, nurtowało wszystkich obecnych.
Czuł gniew. Pracując w klasztorze nigdy nie zetknął się z taką jatką. Widział wielu chorych, pomagał wielu cierpiącym, ale żeby jeden człowiek zrobił coś takiego drugiemu? To niewyobrażalne!
Stłumił w sobie emocje. Miał obowiązki, swoją własną misję, którą dzielił z innymi wyznawcami Ilmatera. Oparł swój ciężki buzdygan o ramię i wyjął Świętą Księgę. Otworzył ją, jak zwykle trafiając na odpowiedni fragment. Potrafili to tylko kapłani i nie zdradzali tajemnicy nikomu innemu. Podchodził do każdego ciała i odmawiał błogosławieństwo nad każdą duszą z osobna. Stojąc nad oszpeconym zmarłym wymruczał coś o żartownisiach i ich matkach trudniących się nierządem.
- A ten dzieciak gdzie już w krzaki poleciał? - spytał gapiąc się w miejsce, gdzie zniknął Randal. - Bądźmy czujni, przeciwnik może czaić się niedaleko.
Wypowiedział tę komendę z braku większego pomysłu, co powiedzieć. Nie znał się na dowodzeniu i był amatorem w sztuce walki buzdyganem. Ale czuł w się w jakimś stopniu odpowiedzialny za grupę i nie zamierzał zawieść.
__________________ Ash nazg durbatuluk,
Ash nazg gimbatul,
Ash nazg thrakatuluk,
Agh burzum-ishi krimpatul! |