Przeżywaliście małe oblężenie. Jak to mówią wieśniacy, „kupą, panowie!”. O drowach mówi się czasem na powierzchni „jak nie możesz zasiekać, to zadepcz”. Należało się spodziewać, że niebawem cała wieś zainteresowana hałasami zleci się z tradycyjnymi pochodniami i widłami i zrobi to, co tradycyjnie na wsiach robiono z wilkami i drowami. Póki co doskwierał wam oddziałek dzielnych i nieustraszonych samotnych nocnych łowców.
Kiti;
Bez łowcy, zagrzewającego swoje psy do walki dzikimi wrzaskami oraz wobec twoich zdolności klerycko-bojowych [rozbłyski leczniczego światła w ciemnościach nocy], oba psy przystopowały nieco z napastliwością. Zdołałaś w całym zamęcie założyć mocny i porządny chwyt zębami na szyi jednego z psów i dłuższa chwilę trzymałaś zaciekle, aż ujadanie i warczenie przeszło w przeraźliwe popiskiwanie. Pies szarpał się, wyraźnie próbując uciec. Dotarło do niego, że to był zły pomysł. Puściłaś. Pies, zadowolony z twojej decyzji, z podkulonym ogonem i poddańczymi piskami czmychnął w las póki mógł i tyle go widziałaś. Drugi z psów wobec dezercji kompana przystopował nieco z natarciem. Morale mu spadły i raczej zastanawiał się czy nie iść w ślady reszty stada.
Dirith;
Chociaż rana, czy raczej kamienna noga, nie była specjalnie zagrażająca życiu, a i rozbłysk białego światła w ciemności nocy oznaczał wsparcie wykwalifikowanego healera, to po leczeniu kamienna noga nie wróciła do dawnej świetności i poruszanie się było kłopotliwe. Mag był zdecydowanie największym zagrożeniem z całej tej zabawnej zgrai. Trzeba było się go jak najszybciej pozbyć. Zdecydowanie największym problemem w walce z magami jest to, że dziady trzymają się na odległość i trzeba najpierw się do nich zbliżyć. Z unieruchomioną kończyną okazało się to kłopotliwe. W momencie, kiedy Tysiąc Ostrzy sięgnęło celu, poczułeś uderzenie w plecy, które na moment odebrało ci oddech i eksplodowało nieznośnym bólem po twoim grzbiecie. Zanim dobrze zastanowiłeś się nad tym, co to było, skupiony do końca na zranionej ofierze, mag , skulony w bólu, zdołał wypowiedzieć jakieś zaklęcie. Poczułeś, jak ręka z Tysiącem Ostrzy ci drętwieje i straciłeś w niej czucie. Zerknąłeś na nią odruchowo i zobaczyłeś, jak zamienia się w kamień. Zrozumiałeś, że jest źle. Ale że zabierzesz wroga ze sobą. Mag wyraźnie się nie spodziewał, że drzemie w tobie jeszcze tyle siły i wściekłości, gdyż prześmiesznie wybałuszył gały i otworzył usta, kiedy wbiłeś trzymany drugą ręką sztylet w jego ciało. Pamiętasz widok jego twarzy, przezabawnie wykrzywionej w przedśmiertnym, pełnym paniki grymasie…
Kiti;
Kątem ucha usłyszałaś chrzęst z jakim sztylet wbił się w ciało. Oka zauważyłeś, że mag kona, a Dirith... zamienia się w kamienną figurę! Kiedy jeden z psów uciekł i miałaś szansę lepiej się przyjrzeć, mag leżał już na ziemi, jego zakrwawione ciało drgało w konwulsjach, a Dirith stał nad nim, nieruchomy, nadal w bojowej pozie, jakby próbował wyrwać się mocy zaklęcia. Był od stóp do głów kamienną figurą i nie dawał znaku życia!
Zdecydowałaś się zmieć taktykę.
Kiti zrozumiała, że pora się przegrupować, przegrupować przegrupować! Nie miała sama szans z dwójką napastników i psem jednocześnie. Dirith był kamienną figurą, ale to też oznaczało, że nie krwawił, nie wykrwawiał się, nie wykrwawiał! Nie groziło mu też że go zlinczują kosą i toporem bo był z kamienia! Tak naprawdę Dirith zrobił się teraz jak krasnolud po 20 piwach czyli ‘niezniszczalny i niepokonany’! Kiti postanowiła odciągnąć psa na bok i rozprawić się z nim, nie dałaby rady trzem wrogom na raz! Udając, że wpadła w panikę i rezygnuje z walki, zaczęła skomleć, udawać ciężej ranną niż była i rzuciła się do ucieczki w las. Miała nadzieję że pies pogoni za nią a dwaj mężczyźni zostaną, by mogła do nich wrócić załatwiwszy psa.
Kiedy wilczyca zaczęła uciekać, pies rzucił się za nią. Chłop z kosą i drwal stali jak wbici w ziemię, patrząc na martwego maga, martwego łowcę i figurę drowa, zamarłą w pozycji z uniesioną bronią, jakby nadal był gotów uderzyć. W ciemnościach nocy figura nadal wyglądała przerażająco i niebezpiecznie. Po kamiennych ostrzach nadal spływała krew maga.
Obejrzeli się w las, za wilkiem i psem, których nie było już widać w ciemnościach, ale było nadal słychać odgłosy zażartej walki.
- C-co teraz?! – wydukał chłop. – I co teraz?!
- Nie żyje – stwierdził odkrywczo chłop, kucając przy łowcy.
- Co teraz?!
Obaj gapili się na kamienną figurę, jak ciołki. Drwal bojaźliwie postukał badawczo toporem w kamienną figurę.
- On tak na zawsze?
- Nie wiem, skąd mam wiedzieć?!
- To co teraz zrobimy?!
Stali jak ciołki.
- Musimy wezwać resztę, magów, straż! Ja pójdę, a ty...
- Nie ma mowy!!! Nie zostaję tu sam!!! Nie ma mowy!!!
- Trzeba powiedzieć reszcie, pochować tych, a drowa jakoś zniszczyć albo co, nie wiem, trzeba magom powiedzieć, niech oni coś zrobią!
- Chodźmy po nich razem!
- A jak tu potem trafimy z powrotem?! A jak on się odmieni z tego kamienia i zwieje znowu?!
- Zniszczmy go jakoś albo co zanim się odmieni!
Drwal postukał toporem w kamień.
- Twarde jak skała!
- Uderz tym! – chłop podał mu z ziemi większy kamyk.
- Nic z tego, twarde jak diabli!
- To co teraz zrobimy?!
- Zabierzmy go do wioski!
- Dobra, zabierzmy go!
Próby przesunięcia lub podniesienia kamiennej figury okazały się dość trudne...
- Ciężki jak diabli! Pomóż mi!
- Dobra, powoli jakoś go zaciągniemy! Jak się odmieni to uciekamy!
- Dobra, ciągnij!
- A co z tym wilkiem?!
- No ja go po lesie ganiać nie będę w nocy, chyba że ty masz ochotę! Dalej, ciągnij!
Kiti; -0,5 Pż