Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-06-2013, 10:20   #3
Aschaar
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Marc nie należał do “dobrych rodziców”. W zasadzie doskonale wpasowywał się w typowego Brujaha, który po przemianie zupełnie nie interesuje się swoim potomkiem. Poza “żelazną racja” krwi dostarczaną Młodemu i solidnym (jak na możliwości Tommy’ego) wpierdolem, kiedy pancur chciał się wydostać ze swojej celi niewiele się działo. Marc korzystał ze swoich umiejętności i przed wejściem do celi przywdziewał maskę - jedną z tysiąca, która miała za zadanie nie tylko Młodego zdenerwować, ale również ochronić prywatność Kadery. Nie był jeszcze pewny czy będzie chciał utrzymać Cannodę w istnieniu, go zabije uznając za porażkę, czy po prostu pozwoli mu odejść dając kopa w tyłek... Sam na siebie był wściekły - miał coraz większe wrażenie, że dał się podpuścić jak jakiś leszcz i cała ta zabawa z potomkami była tylko wodą na czyjś młyn... Jednak stało się. Marc nie był przyzwyczajony do zamiatania problemów pod dywan i - jednak - kochał tego chłopaka... O ile w jego dawno niebijącym sercu mogło istnieć takie uczucie. Tak, człowieczeństwo, jako zbiór wskazań, swoisty dekalog postępowania był przez Marca używany; ale dokładnie tak samo jak dekalog chrześcijański - miał prawa mocniejsze i słabsze... Marc też nie przejmował się częścią ze wskazań swojej ścieżki... Odkupienie, Golkonda, było jedną z tych rzeczy, które go nie interesowały - zbyt odległe, zbyt idylliczne, zbyt mało prawdopodobne...

*****

Tej nocy Tommy nie zaatakował i Marc poczuł się zaskoczony... Nie, zawiedziony.
Tak bez walki, już? Połamany, na kolanach, żebrzący o łaskę...

Jednak to była tylko poza i wkrótce w Kaderze zapłonęło uczucie, zainteresowanie, zaskoczenie, przyjemność... Marc czekał na rozwój wypadków. Dość szybko przeszli do sterty wyzwisk i omówienia koligacji rodzinnych oraz zawodów matek i wielkości interesów ojców. Młody odzyskał rezon i Marc zaczynał się bawić sytuacją. W jakiś - dla ludzi już perwersyjny, dla niego tylko naturalny - sposób zaczął czerpać z tej rozmowy przyjemność. Czerpać z widocznych, mocnych, gwałtownych uczuć Cannody. Z tego, czego on już nie miał od dawna... To była ta głęboko ukrywana prawda - przemienił tego chłopaka, bo sam potrzebował pierdolonej odskoczni od nicości, od identycznych, wyzutych z uczuć i odczuć nocy przemijających jedna za drugą w pieprzonym korowodzie pustych kukieł. Potrzebował czuć, nawet jeżeli miałyby być to czyjeś uczucia. “Zapomnij, że pozwolę ci odejść...” - pomyślał i doskoczył do chłopaka zatapiając kły w jego szyi. Krew, którą pił miała gdzieś głęboko smak jego krwi; ba, była jego krwią, mieszała się z jego krwią... Młody szarpnął się kilka razy samemu zapewne nie będąc do końca świadomy czy to wstrząsające jego martwym ciałem i zmysłami spazmy ekstazy, czy instynkt każący mu walczyć o “życie”. Marc wypił za dużo... prawie za dużo, i Tommy osunął się na kolana. Z ust Brujaha wylała się resztka gęstej kainickiej krwi, której jego organizm nie był już w stanie wchłonąć...




Zanim zdążył na dobre otrzeźwieć Kadera podsunął Młodemu krwawiący nadgarstek i pozwolił pić tak długo jak potrzebował. Podniósł go i spojrzał głęboko w oczy. Ciało Młodego zachowywało się jeszcze tak bardzo ludzko... Każdy toksykolog znał ten objaw. Tommy był na haju, najlepszym haju na jakim kiedykolwiek będzie... Oprzytomniał dopiero po chwili i szybko wrócili do rozmowy o zapraszaniu króliczka na herbatkę.


Marc czuł, że jego martwe ciało i umysł zaczyna rozpalać się, drzemiący od bardzo wielu lat wulkan niepohamowanych uczuć wyrywa się spod zimnej maski cynicznego kainity. Temat rozmowy przestał go interesować - chodziło tylko o to, aby zmuszać młodego do mówienia, do analizowania, do wściekania się, do ukazywania własnych odczuć... z których mógł czerpać...


Kadra zdał sobie sprawę, że zaczyna tracić nad sobą kontrolę, kiedy doskoczył do Młodego na tyle gwałtownie, że ten nie utrzymał równowagi za ich obu i runął na beton posadzki. Z łokcia Cannody niewiele zostało... “Cholera. Markus myśl. Zabijesz go...” - pomyślał Kadera zatapiając ponownie kły i smakując krew Młodego.


*****


W sumie jakiś tydzień później - tydzień, przez który (znów) sire się Tommym niespecjalnie, aby nie powiedzieć - wcale nie interesował, młody wampir dostał w głowę książką. Dobrze przycelowaną, nieźle rzuconą - zaboleć zabolało... Stary ogólnie znów Cannodę wkurwiał, wszystkim. To, że już drugą noc z rzędu, nie dał mu krwi było tylko wisienką na pierdolonym torcie rzeczywistości... Dnie pancur dalej spędzał w swej betonowo - stalowej celi. Jak się tylko stawiał dostawał klasyczny wpierdol i... wkurwiające było to, że potrafił się leczyć.

- Co do kur... - Tommy chwycił się za łeb. Znowu zły, znowu... bezsilne wkurwiony. Rozmasował trafiona łepetynę. Rozejrzał się uważnie po pomieszczeniu. Żadnego śladu rzucającego. Wstał, podniósł książkę, uważnie studiując jej okładkę. - Bardzo, kurwa, śmieszne! - wrzasnął.
- Nie mogę odpowiedzieć na pytania, których nie zadałeś. - usłyszał Cannoda oglądając okładkę kursu języka niemieckiego. - Masz przed sobą ostatni wybór. - Automatycznie podniósł wzrok i zobaczył pojawiające się, jakby ze ściany, kształty Starego - Wypierdalasz stąd tu i teraz, zabierając ten plecak. Jest w nim pół miliona dolarów w gotówce, dokumenty i bilet na samolot. Jak będziesz miał szczęście to przeżyjesz, sam nauczysz się kilku podstawowych sztuczek i zostaniesz ochroniarzem traktowanym jak gówno. Może zwąchasz się z innymi takimi jak ty i będziecie sobie wieść żywot Straconych Chłopców... Opcja druga - ja nauczę Cię kilku sztuczek, możesz przy tym zginąć, a twoim jedynym prawem będzie prawo do zadawania pytań. - Więc? - młodziutką kainicką duszą Tommy'ego szarpały sprzeczne uczucia - w jakiś popierdolony sposób kochał tego gościa, bez najmniejszego wahania oddałby za niego życie, spełnił każdą zachciankę - every... every fuckin thing... Z drugiej strony - bał się jak cholera; słowo "zginąć" zostało tak wypowiedziane, że wyrwało z niego wnętrzności, a on sam miał ochotę wcisnąć się w spoiny betonu swojego więzienia. Kurwa jakie to wszystko popierdolone... No i do wszystkiego ten pedałkowaty wygląd... Ciota jebana... Te kilka nocy temu... chuj wie co to było, ale wtedy po raz pierwszy w życiu Tommy czuł się kimś... Teraz był znów gównianym zerem, przegranym cwelem, który zjebał wszystko co miał, wszystko co mógł osiągnąć. Był wkurwiony na maxa, przygryzł wargę czując smak własnej krwi, nawet wzrok dopasował się do jego stanu i wszystko zostało zalane czerwienią, jakby oglądane przez szklankę z krwią...
 
Aschaar jest offline