Welf wolnym krokiem towarzyszył Mia de Vries w drodze do Calaunt. Jego muskularne ciało okrywała skórzana zbroja a na ramieniu siedział jego nieodłączny towarzysz orzeł. Od elfów, które można było spotkać w tej okolicy wyróżniała go karnacja, która miała zabarwienie czerwone. Na ramiona opadały mu długie białe włosy. W jednej ręce trzymał długi dębowy kij a z za pasa wystawała proca.
Dawno nie podróżował w towarzystwie tak pięknej damy, a jego wzrok wędrował zbyt często poniżej jej twarzy. Wyczuwał, że traktowała go raczej niechętnie a wszelkie próby rozmowy niezbyt się kleiły. A szkoda. Przywykł jednak do takiego traktowania. Druidzi nie byli darzeni zbytnią sympatią przez ludzi bywałych w świecie. Nie dziwił się temu, w końcu wśród druidów nie brakowało nawiedzonych dziwaków. -To jak mogę się do Ciebie pani odzywać- podjął kolejną próbę rozmowy.- Mia?-
Do grupy dołączył mnich, może teraz podróż będzie płynęła w przyjemniejszej atmosferze. Z mnichami zawsze dużo łatwiej nawiązywało się mu kontakt. Medytacje, jakim oddawali się mnisi bardzo przypominały rytuały druidów. Tak samo jak mnisi gardził potężnymi zbrojami i mieczami polegając raczej na własnej mocy.
Smród stawał się coraz mocniejszy. Zwierzęta też ucichły, co raczej o tej porze nie było normalnie. Welf przystanął. –zazwyczaj ten szlak jest bezpieczny, ale ten smród nie wróży nic dobrego.- Spojrzałem po swoich towarzyszach – poślę mojego orła, aby spojrzał z góry jak wygląda dalsza droga. -Orzeł wzbił się w górę i zaczął krążyć nad nami zataczając coraz większe koła i starając się wypatrzyć czegoś niepokojącego.
Czekając, co przekaże mi orzeł odezwałem się do Huora.- A ciebie co sprowadza w te strony?- zapytałem z nieukrywanym zainteresowaniem. |