Arturo Lique
Arturro oparł się o burtę i poczuł jak w żołądku znów się wszystko zakręciło. Przechylił się przez nią niestety żołądek był już całkowicie pusty. Postarał się wyprostować by jego sylwetka wyglądała jak najdostojniej. Rozejrzał się dookoła i widząc, że nikt nie zwraca na niego uwagi pociągnął łyk wina z cudownie znalezionego bukłaka – o dzięki Ci Panie za tak piękne dary- wyszeptał – Ty zawsze umiesz się zaopiekować swoim sługom- Poczym ukrył starannie bukłak pod habitem.
-Diabelski wynalazek te okręty, Pan nasz stworzył człowieka, aby chodził po lądzie a nie podróżował po morzach- mówiąc sam do siebie trzykrotnie się przeżegnał. Wzrok powoli przyzwyczaił się do rażącego słońca. Spojrzał na port opływający w przepychu, jakiego jeszcze nie widział. –cóż za pogańskie miasto, ile tu zła i pychy- znów trzykrotnie się przeżegnał a na jego twarzy pojawił się poraz pierwszy od wypłynięcia uśmiech – a z drugiej strony ile tu bogatych duszyczek do nawrócenia. Nie bez powodu mnie tu Pan przywiódł.-
Chęć znalezienia się jak najszybciej na lądzie była coraz mocniejsza i powoli stawała się większa niż strach. Poprawił habit wyprostował się w jednej ręce trzymał Pismo Święte a w drugiej kropidło. Stanowczym pewnym siebie krokiem ruszył w kierunku trapu.
- Bezbożnicy, hultaje, pogańskie nasienie!!- Grzmiał na wszystkich dookoła z dużą pewnością siebie – usuwać się z drogi bezbożnicy!! Kto to widział aby wyładowywać na tą pogańską ziemie zwierzęta i ekwipunek bez Bożego błogosławieństwa! Bez poświęcenia wodą święconą.! Chcecie, aby was dosięgną gniew Boży! Poganie! Z drogi!... |